– Po prostu przestrzel jej tylną oponę. Nie jedzie zbyt szybko. – Seth osłonił oczy dłonią, patrząc za autem. – I radzę ci zrobić to, zanim dotrze do zakrętu, w przeciwnym razie mogłaby wylecieć z drogi, kiedy pęknie opona.
– A może wolisz zrobić to sam, jako autor pomysłu? – zapytał ironicznie Noah.
Seth kręcił głową.
– I tak patrzą już na mnie wilkiem, a przecież mam zamieszkać razem z chłopcem i jego babcią. Nie chcę, aby trzęśli się ze strachu za każdym razem, kiedy wejdę do pokoju. – Uśmiechnął się złośliwie. – Poza tym chciałbym się przekonać, czy nie wyszedłeś z wprawy. No już, strzelaj, to tylko pięćset jardów.
– Sześćset.
– Niech ci będzie. Tak jak widzę, auto nie jedzie zbyt szybko i są jeszcze na prostym odcinku. Jeśli strzelisz, nic im nie grozi. – Zerknął znowu na drogę. – Ale za jakieś czterdzieści sekund dojadą do zakrętu.
Nikt nie potrafi ocenić tego terenu lepiej niż Seth, pomyślał Noah… Musiał przyznać w duchu rację wspólnikowi: był to jedyny bezpieczny sposób zatrzymania Kate i rzeczywiście należało ją zatrzymać. Uniósł karabinek, wycelował i pociągnął za spust.
Opona pękła z trzaskiem. Kate utrzymała auto na drodze. Honda stanęła w odległości dwóch jardów od zakrętu.
– Nieźle – mruknął z uznaniem Seth. – Niektórzy nigdy nie wychodzą z wprawy. No jak, odczuwasz teraz satysfakcję?
– Nie. – Odrzucił mu karabinek i począł schodzić na dół. – A poczuję się jeszcze gorzej, kiedy podejdę bliżej i będę musiał spojrzeć Kate w oczy.
Seth uśmiechnął się.
– Myślę, że kłamiesz. Obserwowałem cię. Założę się, że poczułeś satysfakcję, oddając ten strzał. – Skierował się z powrotem w stronę domu. – Wezmę swoje rzeczy i wyruszę do leśniczówki. Nade wszystko cenię sobie spokój. Nie zamierzam tu tkwić, skoro zanosi się na burzę.
Noah skomentował te słowa szyderczym parsknięciem, po czym wskoczył do dżipa.
Kate oparła głowę na kierownicy, serce waliło jej jak młotem. Niech go diabli! Do diabła z tym stukniętym sukinsynem!
– Boże, co się stało? – zawołała Phyliss, kiedy odzyskała już oddech.
– Przestrzelił nam tylną oponę. – Odgłos, z jakim pękła opona, zlał się niemal w jedno z hukiem wystrzału, ale Kate domyśliła się od razu, jak do tego doszło.
Phyliss zamrugała oczyma.
– On naprawdę nie chciał, żebyś stąd wyjechała, co?
– Naprawdę.
– Dlaczego stoimy? – Joshua obudził się, usiadł i rozejrzał się dokoła. – Jesteśmy już na miejscu? Nie widzę tu żadnej chaty.
Nie było teraz czasu na wyjaśnienia.
– Zostań tu. – Chwyciła torebkę i wysiadła z hondy.
Phyliss poszła za nią.
– Dlaczego się rozmyśliłaś? Przecież miałyśmy zamieszkać w tej chacie.
– Bo mnie okłamał. W chacie był jeszcze ktoś.
– O! I przestraszyłaś się?
– Nie. – Strach nie miał z tym nic wspólnego. Wiedziała, że żaden z nich nie wyrządziłby im krzywdy, ani Noah, ani Seth. Ale Noah okłamał ją. Czuła się przez to wykorzystana i manipulowana. Na domiar złego użył tego określenia. Płochliwe mogą być ptaki lub konie, ale nie kobiety!
– Oto i on – odezwała się Phyliss, patrząc na drogę. – Co teraz?
– Poczekaj.
Po chwili dżip zatrzymał się za nimi. Kate wyjęła z torebki kolta.
– Na miłość boską, schowaj to! – Noah wyskoczył z auta. – Wiesz przecież, że z mojej strony nic ci nie grozi.
– Strzelałeś do nas – odparła zimnym tonem. – Moim zdaniem, to jest zagrożenie, nawet spore.
– Musiałem was zatrzymać. – Wyciągnął ręce przed siebie. – Przecież widzisz, że jestem bez broni.
– Widzę kłamcę i człowieka, który do mnie strzelał.
– Strzelałem w oponę, nie do ciebie. – Podszedł do bagażnika. – Daj mi kluczyki. Zmienię to koło i wrócisz do chaty. – Zerknął na kolta. – Ale schowaj broń. Gdybyś nie była przemęczona, sama byś zauważyła, że twoja reakcja jest przesadna. Z pewnością wiesz dobrze, że nie zamierzam was skrzywdzić.
– Moim zdaniem, to właśnie pańska reakcja była przesadna – zauważyła sucho Phyliss.
– Może ma pani rację – uśmiechnął się. – Nie wiedziałem, co robić, wydało mi się, że to jedyny sposób. Proszę mi wierzyć, pani Denby, nie miałem najmniejszego zamiaru skrzywdzić kogokolwiek z was. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Przyrzekam, że uczynię wszystko, co w mojej mocy, aby zapewnić wam pełne bezpieczeństwo.
Phyliss wpatrywała się w niego parę chwil.
– Odłóż rewolwer, Kate – powiedziała wreszcie.
Kate zawahała się, po czym znużonym gestem wsunęła kolta do torebki. Miała już dosyć wszelkiej broni. Czuła się jak początkująca Annie Oakley*. [* postać autentyczna ze schyłkowego okresu Dzikiego Zachodu, słynna ze swoich fenomenalnych popisów strzeleckich, występowała jako gwiazda w rewii Buffalo Billa na arenach wszystkich cyrków europejskich]. W ciągu paru ostatnich dni trzymała w dłoni kolta częściej niż przez wszystkie lata, odkąd dostała go od Michaela. Podała kluczyki Noahowi.
– Zmień koło i wynośmy się stąd.
– Wrócimy do chaty i przyrządzę wam coś na obiad. Zgoda, postąpiłem niewłaściwie. Powinienem był cię uprzedzić, że będzie z nami Seth.
– Nie tylko o tym. Również o leśniczówce.
Wyjął z bagażnika zapasowe koło i lewarek.
– Ale czy fakt, że uznałaś mnie za człowieka kłamliwego i pozbawionego skrupułów, zmienia w jakimkolwiek stopniu ogólną sytuację? Twój przyjazd tutaj był konieczny. Chciałaś być bezpieczna i ja zapewnię ci bezpieczeństwo.
– Nie wiem, czy i to nie jest czczym gadaniem.
– Nie wierzysz już nawet we własny osąd? Przedtem traktowałaś moje słowa poważnie. – Uklęknął i zaczął podnosić samochód. – Po prostu wróć do chaty i przemyśl wszystko jeszcze raz. Od paru dni żyjesz w olbrzymim stresie, a ja, jak idiota, jeszcze dopełniłem miary. Nie zrobię tego nigdy więcej, nawet gdybyś…
– Co się stało z oponą? – Obok nich stanął Joshua, wpatrując się z zainteresowaniem w rozerwaną gumę.
– Josh, miałeś zaczekać w samochodzie – ofuknęła go Kate.
– Ale się tam nudziłem. A tu mogę pomóc. Przecież nauczyłaś mnie, jak zmieniać koło. – Dotknął dziury. – Pękła?
Noah przytaknął.
– To moja wina.
– Dlaczego?
– Strzeliłem w oponę.
Chłopiec spojrzał na niego szeroko otwartymi oczyma i cofnął się o krok.
– Chciałem tylko ściągnąć na siebie uwagę twojej mamy – wyjaśnił Noah z niewyraźnym uśmiechem. – Ale ona jest teraz na mnie zła i ukarała mnie w ten sposób, że mam doprowadzić auto do porządku.
Joshua przeniósł wzrok na matkę.
– To prawda, kochanie – potwierdziła. Nie chciała, aby się przestraszył. – Wszystko będzie dobrze.
Spojrzał znowu na Noaha.
– No tak, mama zawsze tak robi. Mnie też każe naprawiać wszystko, co popsułem. Ale nigdy nie zrobiłem czegoś tak głupiego. Z bronią trzeba być ostrożnym. Mój tata sprałby mnie za coś takiego. Nieraz zabierał mnie na strzelnicę, ale nigdy… – Urwał gwałtownie i Kate ujrzała, jak zaciska pięści.
– Byłem ostrożny – zapewnił czym prędzej Noah. – Strzelam celnie, wam nic złego nie groziło, ale i tak sądzę, że to było niemądre. Nigdy już się w ten sposób nie zachowam. – Zdjął koło i ułożył je na trawie. – Ściemnia się. Chciałbym uporać się z tym jak najprędzej, żeby móc wrócić do chaty i przygotować wam obiad. Przydałaby mi się twoja pomoc.
– Obiad – powtórzył Joshua. Potem skinął z zapałem głową i uklęknął obok Noaha. – Będę nakładał nakrętki, a pan dociągnie je do końca, w porządku?