Выбрать главу

– Phyliss twierdzi, że każdy kłamie, jeśli stawka jest wystarczająco wysoka. Ale to cię wcale nie usprawiedliwia. – Spojrzała na niego w skupieniu. – Co byś zrobił, gdybym postanowiła wyjechać stąd natychmiast?

– Próbowałbym zatrzymać cię za wszelką cenę, obojętne, w jaki sposób. Ale nie jestem taki jak Ogden. Nie mógłbym skrzywdzić ciebie ani twojej rodziny. Gdyby nie było innej rady, starałbym się uporać z pracą bez twojej pomocy. – Po chwili dodał: – Mając przy tym nadzieję, że nie stanie się wam nic złego.

Wierzyła mu.

– Phyliss przypuszcza, że traktujesz RU 2 jak własne dziecko.

– Możliwe. Sam już nie wiem. Na początku było to niczym podróż do własnej jaźni, potem coś w rodzaju świętej misji, a w końcu przekształciło się w zupełnie inną sprawę. Jeśli RU 2 jest naprawdę moim dzieckiem, to w każdym razie odebrano przez nie życie dziewięćdziesięciu dziewięciu istotom ludzkim. Oczekiwałem wprawdzie walki, ale nie rzezi. – Po chwili dodał: – Jednakże cena osiągnęła już zbyt wysoki pułap, abym mógł teraz przerwać wszystko. To by oznaczało, że tamci ludzie zginęli na próżno. Nie mogę do tego dopuścić. Muszę próbować. Pomożesz mi?

Nie odpowiedziała wprost.

– Kim jest Seth Drakin?

– Przyjacielem. Służyliśmy razem w oddziale.

– Przyjacielem, który trafia w oko byka z odległości tysiąca jardów?

– Nie próbuję niczego ukryć przed tobą. Seth prowadził zawsze piekielne życie i nie ustatkował się, nawet kiedy nasza służba dobiegła końca. Przeszedł wszystkie możliwe etapy, od najemnika do przemytnika.

– I on właśnie ma strzec mojego syna?

– Oddałbym własnego syna pod jego opiekę w podobnych okolicznościach. Trudno o lepszego ochroniarza niż Seth. I nie oceniaj go zbyt pochopnie. Iloraz inteligencji ma prawdopodobnie wyższy od mojego. Jest z pewnością bardziej oczytany i ma lepsze serce niż inni ludzie, z którymi zetknąłem się kiedykolwiek.

– Ale tylko w tych momentach, gdy nikogo nie zabija.

Skrzywił się lekko.

– Porozmawiaj z nim. Jeśli się zgodzisz, zawiozę cię jutro do leśniczówki.

Kiwnęła głową.

– Dobrze. Ale musimy ustalić jedno: jeśli uznam, że sytuacja nie jest odpowiednia dla Joshuy, nie będziemy więcej nad tym dyskutować.

– Nic z tego. Nie zgadzam się. Każdy ma prawo przedstawiać swoje argumenty. – Uśmiechnął się. – Ale nie będę zbyt natrętny.

Mimo woli odpowiedziała uśmiechem, zanim jeszcze uświadomiła sobie, że nie miała takiego zamiaru.

– Wobec tego ostatnia sprawa. Gdybyś kiedykolwiek nazwał mnie znowu osobą płochliwą lub uraczył mnie innym lekceważącym określeniem, policzę się z tobą.

– O tym, że popełniłem błąd, zorientowałem się w tej samej chwili, kiedy to słowo wymknęło mi się z ust.

– Dobrze, że to mówisz. A teraz chciałabym obejrzeć laboratorium.

Skinął głową.

– I jeszcze notatki oraz wyniki testów z RU 2.

– Teraz? Będzie chyba lepiej, jeśli dam ci dyskietkę.

– Nie, przejrzę papiery w łóżku i przemyślę wszystkie dane, zanim usnę. – Podeszła do drzwi. – Muszę się zdecydować, czy uznać cię za geniusza, czy mitomana.

– Och, na pewno widzisz przed sobą cholernego geniusza – mruknął. – Co do tego nie ma żadnych wątpliwości.

Tak, był cholernym geniuszem.

To nie ulegało wątpliwości.

Kate włożyła z powrotem ostatnie kartki do aktówki Noaha, położyła ją na podłodze obok łóżka i zgasiła lampkę na nocnym stoliku. Do pokoju sączył się już brzask wstającego dnia. Chciała jedynie przejrzeć zapiski Noaha, a przeczytała je dokładnie od pierwszej do ostatniej strony, zafascynowana kryjącymi się w nich możliwościami.

Nie, nie możliwościami. Wspaniałymi cudami.

Gdyby RU 2 było dostępne trzy lata wcześniej…

W tym samym czasie, kiedy ojciec zmusił ją do podjęcia tamtej ohydnej decyzji, Noah pracował już nad RU 2 i testował swój wynalazek. Przełknęła ślinę, aby złagodzić przykry ucisk w gardle. To niemądre rozpamiętywać przeszłość. Co się stało, już się nie odstanie.

Lepiej patrzeć przed siebie. Przykładając się solidnie do pracy, uzyska szansę dokonania czegoś wspanialszego, niż to sobie kiedykolwiek wyobrażała.

Może stać się sama elementem tego wspaniałego cudu.

Kiedy następnego ranka weszła do pokoju, Phyliss, Joshua i Noah siedzieli już przy stole.

– Dzień dobry. – Oddała Noahowi aktówkę. – Dzięki. Interesująca lektura.

– Cześć, mamo. Noah mówił, że trzeba pozwolić ci się wyspać. Chcesz naleśnika?

– Napiję się tylko soku pomarańczowego. – Nalała sobie szklankę i usiadła. – Kończysz już?

Chłopiec przytaknął.

– Zaraz jedziemy do leśniczówki.

Noah odezwał się dopiero teraz.

– Co to znaczy: „interesująca”? – zapytał, marszcząc brwi.

Przypominał małe dziecko, które domaga się pochwały po wygraniu konkursu. No cóż, nie doczeka się tego. Nie od niej. Ona obmyśliła już sobie sposób postępowania. Po tej nocy wgryzania się w tematykę RU 2 była w dostatecznym stopniu onieśmielona przez Noaha. Przy nim trudno jej będzie utrzymać się na swojej pozycji zawodowej.

– Po prostu interesująca – odparta. – Upiła trochę soku. – Dobrze spałaś, Phyliss?

– Jak kamień. A ty?

– Też nieźle. Tutejsze powietrze dobrze mi robi. – Przeniosła wzrok na Noaha. – Zanim podejmę ostateczną decyzję, powinnam jeszcze porozmawiać z Sethem Drakinem, ale myślę, że na razie możemy tu zostać.

Twarz Noaha rozjaśnił promienny uśmiech.

– Ale tu bombowo! – zawołał Joshua z czwartego półpiętra wieży strażniczej w leśniczówce. – Zupełnie jak w domku na drzewie. Pośpiesz się, mamo.

– Przecież się śpieszę! – odkrzyknęła. – Żebym tylko nie dostała ataku serca, zanim dotrę na górę. – Zerknęła przez ramię na Noaha. – Nie uprzedziłeś mnie, że ta wieża ma wysokość pomnika Waszyngtona.

– Nie przesadzaj. Strażnik leśny musi być wysoko, żeby dojrzeć ewentualny pożar lasu.

– Jeśli tam wejdę, nie będę już mogła zejść z powrotem – ostrzegła Phyliss.

– Cześć. – Seth Drakin nachylał się z pomostu na samej górze, z jego twarzy emanował taki sam chłopięcy zapał, jaki widać było u Joshuy. – Fajnie tu, prawda?

– Ekstra – przyznał chłopiec, przeskakując dwa ostatnie stopnie naraz. – Jak daleko stąd widać?

– Ze trzydzieści mil. Miło znów cię widzieć, Joshua. – Seth podał mu lornetkę, którą trzymał w ręku. – Na północy zobaczysz duże jezioro.

– Gdzie?

– Pozwól, wyreguluję ci ostrość. – Seth uklęknął przy nim i nastawił lornetkę. – Teraz lepiej?

Joshua przytaknął.

– Rety, widzę nawet ptaka na sośnie! – Z lornetką przytkniętą do oczu przechylił się przez balustradę. – A tam ognisko…

Kate już mu miała powiedzieć, aby odszedł od poręczy, ale Seth uprzedził ją.

– Hej, nie opieraj się tak. Lyle nie cierpi wszelkich robót związanych ze stolarką, nie dba o to, musiałem mu więc obiecać, że będziemy bardzo ostrożni z tą poręczą, jakby była ze słomy.

– Przepraszam. – Joshua cofnął się trochę. – Kto to jest Lyle? Strażnik leśny?

– Tak. – Seth wskazał na północ. – Chcesz zobaczyć chatę, w której spędziliście ostatnią noc? Wyda ci się, że jest tuż, tuż. – Uśmiechnął się do Kate, która właśnie dotarła na górę. – Późno położyła się pani spać.

– Widział pan stąd moją sypialnię? – zapytała ostrożnie.

– No cóż… – Uśmiechnął się figlarnie. – Tak.

Czy idąc spać, rozebrałam się w łazience, czy w sypialni? – zastanawiała się gorączkowo.