– Ale nie udało mu się wysadzić cię z siodła?
– Nie. Rozmyślił się.
Tony nie pytał nawet, jakich metod użył Noah, aby zniechęcić Ogdena do pierwotnego zamysłu. Noah był prawdziwym twardzielem, a swoją firmą zarządzał z niemal feudalną pasją posiadacza. – A więc on nie stanowi już dla ciebie niebezpieczeństwa.
– Ten człowiek nie zadał sobie wtedy wielkiego trudu, aby przejąć moją firmę. J. & S. była zbyt mała, aby ściągnąć na siebie całą jego uwagę.
– A tym razem byłoby inaczej?
– O tak! Z pewnością jest teraz mną w pełni zainteresowany. A to oznacza, że twoja rola jest skończona.
– Co takiego?
– Słyszałeś. Od tej pory sprawa może się stać niebezpieczna.
– Jesteś przewrażliwiony. Nie odbyłem jeszcze tej podróży do Waszyngtonu. Ogden może nie wiedzieć o niczym. Prawdopodobnie działa na razie po omacku.
– Oby. Mam nadzieję, że tak jest.
Tony spojrzał na niego zaskoczony. Noah Smith nie zwykł kierować się w życiu nadzieją. Wolał brać ster w swoje ręce, samemu kształtować okoliczności. Nietypowe były też w tej chwili znużenie brzmiące w jego głosie i brak pewności siebie. W ogóle całe jego podejście do RU 2 mogło się wydawać niezwykłe. Od jakiegoś czasu trzymał mocno w ryzach lekkomyślną część swojej natury. Był ostrożny, skrupulatny i opiekuńczy. – Naprawdę się o mnie martwisz. – Umilkł na moment, aby wreszcie zadać pytanie, które tłumił w sobie już od dziesięciu miesięcy. – Co to w ogóle jest, u diabła, to RU 2? Noah pokręcił głową.
– Lepiej nie pytaj.
– Nie pytałbym, gdybym nie chciał wiedzieć. Jestem twoim przyjacielem od szesnastu lat i twoim prawnikiem od ośmiu, Noah. Wydaje mi się, że zasłużyłem sobie na zaufanie.
– Mój prawnik nie powinien zadawać mi pytań, na które nie mam ochoty odpowiadać. – Noah spojrzał mu prosto w oczy. – A mój przyjaciel powinien mi wierzyć, że byłoby dla niego lepiej nie wiedzieć zbyt dużo. To niebezpieczne.
– Pod względem zawodowym?
– To niebezpieczne – powtórzył Noah. – Nie pchaj się w to, Tony.
– Wątpię, aby Ogden chciał rzucić mi się do gardła w jakiejś ciemnej uliczce.
– Nie osobiście. Bo i po co? Może przecież wynająć kogoś do tej roboty.
Tony pokręcił głową.
– Nie rozumiem, dlaczego Ogden miałby traktować twoje RU 2 jako tak olbrzymie zagrożenie. To doskonały gracz.
– Zrozumiesz to łatwiej, jeśli spojrzysz na Ogden Pharmaceuticals jak na Hiroszimę, a na RU 2 jak na pierwszą bombę atomową. Pojmujesz już?
Tony parsknął śmiechem.
– Żartujesz! To niemożliwe, abyś… – Uświadomił sobie nagle, że Noah jest śmiertelnie poważny. – Nie jesteś chyba paranoikiem? – zapytał wstrząśnięty.
– Jestem po prostu ostrożny. Na miłość boską, staram się tylko trzymać cię z dala od niebezpieczeństwa. – Głos Noaha przybrał szorstkie brzmienie. – Korzystam z twojej pomocy, bo tylko tobie mogę ufać, teraz jednak chcę, abyś się z tego wycofał. Wiedziałem, że ktoś taki jak Ogden wyłoni się natychmiast, gdy tylko te rekiny dowiedzą się o RU 2.
– Czego miałyby się dowiedzieć?
Noah pozostawił to pytanie bez odpowiedzi. Tony postanowił dać za wygraną.
– Zawsze był z ciebie kawał egoisty – mruknął. – Od czasów Grenady nie łowiliśmy rekinów, a teraz chcesz zatrzymać je wszystkie dla siebie.
Noah odprężył się.
– Wystarczy mi odrobina szczęścia, abym odpłynął na bezpieczną odległość, zanim się zorientują, że jestem obok nich w wodzie.
– Nie sądzę. Zazwyczaj robisz wokół siebie mnóstwo hałasu.
– Zobaczymy. Pojedź mniej więcej na tydzień w góry, a ja zorientuję się w tym czasie, co z Ogdenem. – Otworzył biurko, wyjął z szuflady pęk kluczy i rzucił je przyjacielowi. – Wynająłem na twoje nazwisko domek w Sierra Madres. Adres masz na kółku. Nie mów nikomu, dokąd wyjeżdżasz, nawet sekretarce. Dobrze?
– Jak sobie życzysz. – Wstał. – Przyda mi się parę dni wypoczynku. Muszę jeszcze przynieść ci do podpisu te umowy amsterdamskie. Mają być gotowe na poniedziałek, a ja wyjadę pod koniec tygodnia.
– Jedź we wtorek.
– Już dobrze, niech będzie wtorek. Zadzwonisz do mnie, jeśli będę ci potrzebny?
– Zadzwonię na pewno.
Tony ruszył ku drzwiom.
– Jeszcze jedno… – Noah rozmyślał nad czymś intensywnie, marszcząc brwi. – Skontaktuj się z Sethem. Poproś go, żeby wpadł.
– Nie zgodzi się.
– Poproś go.
– Na miłość boską, Noah, po co ci najemnik? Przecież to nie wojna!
– Jeszcze nie.
– Nie wiemy nawet, czy on żyje. Nie odzywa się od pięciu lat.
– Na pewno był wśród żywych osiem miesięcy temu. Spędziliśmy wspólnie tydzień na pokładzie „Cadro”, żeglując po Morzu Karaibskim.
Tony nie ukrywał zaskoczenia.
– Nic mi o tym nie mówiłeś.
– Nie mówię ci wszystkiego, Tony.
– Wygląda na to, że mówisz mi cholernie mało. Noah uśmiechnął się.
– Czyżbyś czuł się urażony, bo nie zaprosiłem na rejs również ciebie? Nie wydaje mi się, abyście byli przyjaciółmi od serca, ty i Seth.
Ten łajdak zawsze doprowadzał mnie do szału.
– Fakt. Myślę, że drażni go twoja reputacja. Nie przepada za prawnikami.
– To prawda, woli towarzystwo przemytników, morderców i rozmaitej hołoty.
– Hołoty. – Noah powtórzył to słowo powoli, takim tonem, jakby delektował się jego brzmieniem. - Skąd ci to przyszło do głowy?
– To określenie kojarzy mi się zawsze z osobą Setha.
– Powiedz mu to następnym razem, kiedy się z nim spotkasz.
– Nie chcę się z nim spotykać. Do diabła, nie wiem nawet, gdzie mógłbym się z nim skontaktować.
– Ameryka Południowa.
– Dzięki za tak dokładną informację.
– Hotel „Pedro Estabana” w Venga, Kolumbia. Zostaw wiadomość u Manuela Carrery. Powiedz mu, że nadeszła pora. Umów mnie z Sethem. Jak najszybciej.
– Zrobię, co tylko możliwe – mruknął Tony. – Do diabła, nie chcesz, abym ci pomógł, ale nie przeszkadza ci, kiedy on nadstawia głowę.
– To jego pole działania. I ma przewagę nad tobą. – Noah uśmiechnął się chytrze. – Nie jest prawnikiem.
– Ty draniu. – Tony przystanął w progu i spojrzał ponownie na akta leżące na biurku. – Jak widzę, bardzo się troszczysz, aby ratować mój tyłek. A co z bezpieczeństwem Kate Denby?
Twarz Noaha stała się natychmiast nieprzenikniona.
– Nie mogę sobie pozwolić na to, by troszczyć się o nią. Będzie musiała zdać się na los.
– Dlaczego?
– Jest mi potrzebna – odparł krótko Noah.
Kiedy Tony zamknął za sobą drzwi, Noah czym prędzej schował teczkę z dossier Kate Denby. Nie chciał patrzeć na jej fotografię. W ciągu kilku ostatnich tygodni zżył się za bardzo z widokiem twarzy tej kobiety. Przyzwyczaił się do niej.
Duży błąd.
Kiedy wreszcie uda mu się nakłonić ją do przyjęcia jego propozycji, będzie musiał zachować dystans. Nie będzie to łatwe, gdyż czeka ich oboje bliska współpraca, ale nie można inaczej. Znał siebie zbyt dobrze. Nie wolno mu zbliżyć się do niej za bardzo, pozwolić na powstanie zażyłych stosunków między nimi. Gdyby zaczął przejmować się losem Kate Denby, RU 2 zostałoby zagrożone, a do tego nie wolno dopuścić. Najważniejsze, aby mieć z niej pożytek i nie zaprzątać sobie głowy konsekwencjami.
A konsekwencje zaczynały się już gromadzić na horyzoncie niczym groźne chmury burzowe. O Ogdenie można wprawdzie chwilowo zapomnieć, ale rzeczywiście tylko na krótką chwilę, gdyż jest on niczym horda Indian otaczających wozy osadników. Prędzej czy później atak musi nastąpić.