Выбрать главу

– Dużo mu do niego brakuje. To Indianin na pokaz. Wymyślił sam siebie. Czuć od niego płyn po goleniu, kadzidła i ziarno sezamowe.

– Wyczuł pan to wszystko w ciągu tych paru krótkich chwil, klęcząc koło niego?

– Starałem się. Kiedy ma się do czynienia z takim szaleńcem jak Ishmaru, lepiej wiedzieć o nim jak najwięcej. Dzięki temu można uratować własne życie.

– Rozumiem. – Przechyliła głowę. – A ja? Czym pachnę?

– Kiedy się poznaliśmy, poczułem u pani przede wszystkim zapach szamponu roślinnego. Chyba Cassis. Pewnie skończył się albo nie przywiozła go tu pani ze sobą, w każdym razie dziś umyła pani sobie włosy Prellem. I nie użyła żadnych perfum, ale za to talku do ciała Opium. – Uśmiechnął się. – To przyjemny zapach. Świeży i przyjemny.

– Dziękuję – mruknęła nieco oszołomiona. – Jak przypuszczam, wie pan nawet, jakiej używam pasty do zębów.

– Colgate. I płynu do płukania ust Scope.

Roześmiała się.

– Myślę, że nie chciałabym mieć tak dobrego węchu jak pan. Nie wszystkie zapachy są przyjemne.

Uśmiech zniknął z jego twarzy.

– To prawda, niektóre są wręcz okropne. – Znów zamknął oczy. – Takich nie należy przechowywać w pamięci.

Domyśliła się, że Seth ma teraz na myśli coś szczególnego i konkretnego. Z pewnością życie konfrontowało go w przeszłości z wieloma nieprzyjemnymi sytuacjami.

– Czy Joshua ma psa? – zapytał Seth.

Nagła zmiana tematu zaskoczyła ją.

– Nie.

– A chce pani dla niego szczeniaka? Próbowałem uszczęśliwić nim Noaha, ale on ma teraz chyba zbyt wiele na głowie, aby zajmować się jeszcze psem.

– To pański pies?

– Tak jakby. Przybłąkał się w Kolumbii. Właśnie ukończył okres kwarantanny.

Wygląda na to, że owe nieprzyjemne sytuacje przypomniały mu o psie, pomyślała. Ogarnęła ją dręcząca ciekawość, powstrzymała się jednak od zadawania pytań. Nie była to jej sprawa i chociaż Seth wydawał się bezpośredni w obejściu, miała niejasne wrażenie, że nie jest aż tak otwarty i nieskomplikowany, jak się to mogło wydawać.

– Lepiej chyba będzie porozmawiać o tym trochę później.

– Zgoda. Zresztą nie sądziłem, że pani się tym zainteresuje. Jest pani na to zbyt ostrożna.

– Ostrożność to nic złego, nieprawdaż?

– Nie. To miłe, solidne słowo. Podobnie jak „odpowiedzialność”, „szczerość” i „obowiązek”. – Seth ziewnął. – Ten sam bakcyl odmienił Noaha. Dawniej mój przyjaciel był o wiele zabawniejszy.

– Jeśli liczy pan na sprzeczkę ze mną, to czeka pana rozczarowanie. Zrobiłam sobie dzień wolny od pracy, żeby się zrelaksować. I będę się tego trzymać.

– A więc proszę usiąść wygodniej, nie tak sztywno.

Zawahała się, ale po chwili oparła się plecami o pień drzewa. Przez sweter czuła wyraźnie jego twardy, chropowaty dotyk. Była odprężona mniej więcej tak, jak ciasno zwinięty drut. Kątem oka zerknęła na Setha. Sączące się przez splot gałęzi promienie słońca zapalały błyski w jego ciemnych, kasztanowatych włosach. Oczy miał zamknięte, dobrze umięśnione ciało zdawało się całkowicie zrelaksowane. Z wędką w ręku wyglądałby zupełnie jak jeden z tych małych chłopców na obrazach Normana Rockwella, pomyślała nieco rozdrażniona.

Ale Seth nie zaliczał się już do dzieci. Był bardzo męski, a ona uświadomiła sobie zaskoczona, że reaguje na tę męskość. Jej odzew seksualny był wyraźny i intensywny, niemal zwierzęcy. Na pewno to wina otoczenia, bezpośredniej bliskości lasu, całej przyrody, pomyślała oszołomiona.

– Joshua opowiadał mi, że dobrze rzucasz piłkę – odezwał się cicho Seth, zwracając się do niej na „ty”.

– Owszem.

– Grałaś już jako dziecko?

– Dziewczynek nie przyjmuje się do ligi juniorów, jednak grywałam często z tatą. A ty?

– Grałem, ale niewiele. W Newark, w stanie New Jersey, byłem łapaczem. Zawsze uważałem, że łapacze to gladiatorzy gry. I to przemawiało do mojej wyobraźni.

– Ale jakiej gry? Również wojennej?

– Mówisz o wielkiej historii Ameryki.

Zdawała sobie sprawę, że zaczyna się odprężać. Słońce kładło się ciepłymi promieniami na jej twarzy, czuła woń trawy i ziemi, jak również zapach siedzącego tuż obok Setha, zapach piżmowy, wcale nie niemiły. Zdawał się harmonizować z innymi zapachami unoszącymi się wokół niej.

– Słusznie, odpręż się – mruknął Seth. – Widzę, że lubisz las.

– Wyczułeś i to? Za domem, w którym się wychowałam, był las.

W każdą sobotę wybierałam się tam z ojcem na długie spacery. Ale tamten krajobraz różnił się od tego tutaj. Nie było żadnych wzgórz.

– Mieszkałaś wtedy w Oklahomie?

Przytaknęła.

– W odległości mniej więcej pięćdziesięciu mil na południe od Dandridge. Mój ojciec był lekarzem internistą.

– A matka?

– Zmarła, kiedy miałam cztery lata. Zostaliśmy tylko we dwoje, ja i tata.

– Byliście w dobrych stosunkach?

– O tak, można to w ten sposób określić. – Po chwili dodała: – Tata był moim najlepszym przyjacielem.

– Brak ci go?

– Bezustannie.

Pozostawił to bez komentarza. Dzięki Bogu, nie należał do tych ludzi, którzy uważają, że inni oczekują od nich wyrazów współczucia.

– Był bardzo dobrym lekarzem i niezwykłym człowiekiem. Mogłam naprawdę uważać się za szczęściarę, mając takiego ojca.

– Jeszcze jeden ideał. Jak Noah.

Drgnęła zaskoczona.

– Tak. – Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że Noah rzeczywiście przypomina jej ojca. Charakteryzowały go taka sama pasja działania i tak samo silnie rozwinięte poczucie odpowiedzialności.

Zrób to dla dobra Joshuy. Nie próbuj przybijać mnie do jakichkolwiek gałęzi. Wcale nie chcę zostać ukrzyżowany.

Całą siłą woli oderwała się od wspomnień, stłumiła je, tak jak robiła to wiele razy w ciągu ostatnich lat. Stała się już specjalistką w tłumieniu przykrych myśli. Na tym polegała jej sztuka przetrwania.

– Noah wspomniał ci, że mój ojciec zmarł na raka?

– Tak. Trzy lata temu.

Na ścieżce pojawił się Joshua. Taszczył plecak i rozpromieniony machał do niej już z daleka.

Odwzajemniła gest, patrząc na niego z zadowoleniem. Bolesne wspomnienie o ojcu zaczęło blednąc, a ów dziwnie intensywny seksualny płomień, rozniecony w niej przez Setha, zgasł w jednej chwili, jakby nigdy się nie rozpalił. Dobrze, że Seth nic nie zauważył. Nie sądziła, aby stracił wiele. Nie przywiązywałaby do tego większej wagi. Czuła się bezpieczna. Słońce świeciło tak radośnie! Trudno sobie wyobrazić, że w taki dzień mogłoby się wydarzyć coś złego.

– Choćby jedną minutę w odpowiednim momencie – szepnął Seth.

Odwróciła się do niego: wpatrywał się w nią z uwagą.

– Tego właśnie powinniście się nauczyć, ty i Noah. Pozwalacie oboje, aby życie przytłaczało was swoim ciężarem. – Uśmiechnął się swoim dziwnym, urzekającym uśmiechem. – Nic nie jest w całości złe, jeśli wykorzystasz w odpowiednim momencie choćby jedną minutę. Ciesz się chwilą, Kate.

8.

Tony zatelefonował do Noaha tydzień później. – Wczoraj przed gmachem Sądu Najwyższego odbyła się niewielka demonstracja.

– Czego chcieli?

– Domagali się wstrzymania eksperymentów i testów genetycznych.

– Niech to szlag! Mówisz, że niewielka?

– Mniej więcej pięćset osób. Niewykluczone jednak, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej.

– Informuj mnie, gdyby nastąpiły kolejne demonstracje.

– Myślisz, że podżega ich Ogden?

– Tak, do diabła! Za dużo tych zbiegów okoliczności!