– Będę miał na wszystko oko. A co u ciebie?
– Nie najgorzej.
– Wymijająca odpowiedź.
– Tego wymaga ostrożność, a ostrożność to jedna z reguł tej gry. Pamiętaj, że te reguły obowiązują również ciebie.
– Już prawie północ. Kładź się spać.
Kate podniosła wzrok znad slajdu, który oglądała bacznie pod mikroskopem.
– Jeszcze chwilę – poprosiła Noaha i znowu spojrzała na slajd. – Chciałabym się upewnić, czy…
– Ani sekundy dłużej. – Wyciągnął slajd z mikroskopu. – Jesteś zbyt zmęczona. I tak nie ufałbym twoim osądom.
– Przecież czuję się świetnie. – Wyciągnęła rękę, chcąc odzyskać slajd. – I w ogóle nie masz prawa ingerować w to, co robię.
Uchylił się zwinnie.
– A kto może je mieć, jeśli nie ja? Nikt inny, lecz właśnie ja zagnałem cię do tej katorżniczej pracy.
Znów sięgnęła po slajd.
– Katorga na galerach staje się przeszłością. Oddaj mi to.
– Zajmiesz się tym jutro. – Pociągnął ją za rękę, żeby wstała z krzesła. – Na dzisiaj starczy. Nie musisz harować dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– Wcale nie pracuję tak dużo. Po południu spędziłam trzy godziny w leśniczówce, razem z Joshuą.
Delikatnie pchał ją ku wyjściu.
– Co u niego?
– A jak myślisz? Bawi się w najlepsze na Wyspie Skarbów wraz z Piotrusiem Panem.
– Coś mi się zdaje, że pomieszałaś różne opowieści. – Starannie zamknął za sobą drzwi do laboratorium. – I jeszcze nigdy nie słyszałem, aby Setha porównywano z Piotrusiem Panem. Jeśli mnie pamięć nie myli, to po waszym pierwszym spotkaniu kojarzył ci się raczej z Kubą Rozpruwaczem. Ta nowa osobowość z pewnością rozśmieszyłaby go do łez.
Tak, miał rację. Im dłużej przebywała w towarzystwie Setha Drakina, tym bardziej blakło pierwsze wrażenie, jakie odniosła na jego widok. Zdawała sobie z tego sprawę i to wytrącało ją trochę z równowagi. Wyglądało na to, że Seth czuje się dobrze w każdej skórze, jaką przybiera, a przy tym jest chyba zawsze sobą.
– Wiesz dobrze, co mam na myśli. – Posłusznie idąc z Noahem do kuchni, rzuciła tęskne spojrzenie na drzwi laboratorium. – Wszystko, czego mi trzeba, to jeszcze jedna godzina.
– Nie ufam ci. Gdybym cię tu zostawił, siedziałabyś tak do świtu. Pewnie ma rację, pomyślała. Z każdą minutą, z każdym dniem narastały w niej podniecenie i zapał.
– Przecież ty sam przywiozłeś mnie tu do pracy.
– Ale nie po to, abyś padła z przemęczenia. Jaki wtedy byłby z ciebie pożytek?
– Nie możesz mieć wszystkiego. – Spojrzała na niego oskarżycielskim wzrokiem. – Chociaż na pewno dążysz do tego z całych sił.
– Staramy się o to wszyscy. – Podał jej filiżankę kawy. – Wypij i kładź się spać.
Zdumiona uniosła brwi.
– Kawa?
– Bezkofeinowa.
Mogła się tego domyślić. Noah potrafił dążyć do obranego przez siebie celu. Nie po raz pierwszy wyciągał ją niemal przemocą z laboratorium. Od dwóch tygodni niańczył ją jak kwoka, gotował dla niej, a potem pilnował, aby zjadła wszystko jak należy, aby spała, ile trzeba, i odbywała codziennie spacery – wszystko dla jej dobra. Spacery zastępowała nieraz wyjazdami do leśniczówki, gdzie spotykała się z Joshuą.
– Wprawiasz mnie w zakłopotanie. Czuję się trochę jak dziewica, którą się tuczy przed złożeniem w ofierze na ołtarzu.
– Masz dziś, jak widzę, swój wieczór nieścisłości – uśmiechnął się Noah. – O ile wiem, tuczono zwierzęta, nie ludzi. I z pewnością nie jesteś dziewicą, chyba że Joshua został przez ciebie adoptowany. – Już bez uśmiechu dodał: – Robię, co tylko w ludzkiej mocy, abyś nie została poświęcona. Ani na moim ołtarzu, ani na żadnym innym.
Wydał jej się nagle tak bardzo zmęczony i zrezygnowany, że poczuła przypływ współczucia. Odwróciła wzrok.
– No cóż, zapewne dziewice i bez tego nabierają ciała. Słyszałam, że bywają przekarmiane. – Upiła łyk kawy i odstawiła filiżankę. – Nie piję więcej. Bo i po co, skoro i tak nie ma w niej tego, co najważniejsze?
– Jutro wieczorem przestawimy się na gorącą czekoladę. Idź już spać.
Pokręciła głową.
– Jeszcze nie. – Skierowała się w stronę werandy. – Muszę wyjść na świeże powietrze.
Wyszedł za nią i zamknął drzwi.
– Nie bierzesz kurtki?
I znowu kwoczy, pomyślała zrezygnowana. Widać, że puścił jej słowa mimo uszu.
– Nie, przejdę się tylko trochę i zaraz wracam. A ty możesz już iść do łóżka.
– Poczekam na ciebie.
Podeszła do poręczy i wyjrzała w ciemność, wsłuchując się w odgłosy nocy. Noah pozostał przy drzwiach, czuła jednak na sobie jego wzrok.
– Nie zamierzam uciekać.
– Wiem. Jesteś zbyt zaangażowana. Teraz musiałbym wypędzać cię stąd siłą.
– Osiągnęłam dziś wspaniały wynik: dziewięćdziesiąt dwa procent.
– Musisz dojść do dziewięćdziesięciu ośmiu.
– A więc pozwól mi wrócić do laboratorium.
– Nie dziś. Nie ma mowy.
Odmowa nie zaskoczyła jej. Wiedziała, że Noah nie ustąpi.
– W przyszłym tygodniu dojdę do dziewięćdziesięciu ośmiu.
– To dobrze.
– Dobrze? Rewelacyjnie. Przecież tego właśnie chciałeś, czyż nie?
– Tak jak i ty.
Skinęła głową. Oddychała głęboko, rozkoszując się rześkim powietrzem.
– Nigdy przedtem nie byłam w Zachodniej Wirginii. Podoba mi się tutaj. Tyle pięknych drzew… A ja myślałam zawsze, że nie ma tu nic prócz kopalń węgla.
– Jeśli lubisz drzewa, powinnaś kiedyś znaleźć się tam, gdzie się urodziłem. Rodzice mieli letni domek na północ od miasta, a lasy są w okolicy tak gęste, że czujesz się, jakbyś szła w tunelu z zieleni.
– Twoi rodzice żyją?
– Nie, matka zmarła, kiedy byłem jeszcze młodym chłopcem, a ojciec dwanaście lat temu. Atak serca. – Skrzywił się. – Chyba nigdy nie układało mi się z nimi jak należy. Dla ojca istniały przede wszystkim sprawy zawodowe, miał za mało czasu, aby poświęcić więcej uwagi mnie lub mojej matce. Rozwiodła się z nim, kiedy byłem jeszcze chłopcem. Ale on nie dał za wygraną, podjął walkę i uzyskał prawo do opieki nade mną.
– W takim razie musiałeś dla niego wiele znaczyć.
– Może. Nie wiem. Jako jego syn miałem w przyszłości przejąć zarządzanie firmą. – Pokiwał głową. – Chryste, jak on kochał tę swoją firmę! W tworzenie J. & S. zaangażował się cały, bez reszty. Nie zostawił innym nic do roboty.
– Ale ta firma znaczyła wiele także dla ciebie.
– Ojciec wciągnął mnie w to bardzo wcześnie, nie miałem wyboru. Jednak próbowałem ze wszystkich sił wyrwać się z tego, nie chciałem zarządzać firmą. Zamierzałem studiować, zdobyć dyplom, ale ojciec obciął mi fundusze, zanim jeszcze zdołałem ukończyć studia. – Uśmiechnął się krzywo. – Powiedział, że przyda mi się trochę wiedzy medycznej, skoro mam zarządzać firmą farmaceutyczną, ale dyplom nie jest mi potrzebny.
– I co wtedy zrobiłeś?
– Eksplodowałem. Kazałem mu iść do diabła i zdecydowałem się na krok najbardziej dla niego bolesny: zaciągnąłem się do wojska.
– I tam poznałeś Setha?
– Seth, Tony Lynski i ja służyliśmy razem w siłach specjalnych. Byliśmy w jednostce wysyłanej przez CIA w tajnych misjach. – Wzruszył ramionami. – Prędko się zorientowałem, że nie nadaję się do tego. Kiedy okres służby dobiegł końca, wróciłem do domu. Ułożyłem się z ojcem, ukończyłem naukę i zacząłem pracować w firmie. Po jej śmierci korciło mnie jak diabli, żeby zaangażować zespół fachowców i powierzyć im kierowanie J. & S., a jednocześnie stworzyć w innym miejscu niezależne laboratorium.