Выбрать главу

– Wszystko przez to, że przebywamy blisko siebie – powiedziała.

– Możliwe – przytaknął. – I niewykluczone, że to się powtórzy. Oboje odczuwamy potrzeby zgodne z naturą. Ale te sprawy nie odbiją się na niczym; chcę, abyś o tym wiedziała.

Dzięki. Wcale nie myślałam, że może być inaczej. – Usiadła i zajęła się swoim śniadaniem, starając się stłumić rozczarowanie – w tym samym stopniu irracjonalne, w jakim racjonalne było podejście Noaha do sprawy. Przecież on po prostu wypowiedział na głos to, o czym ona tylko myślała. Są kolegami, a przyjechali tu, aby pracować. Nie mają czasu na nawiązywanie kontaktów, ani o charakterze seksualnym, ani emocjonalnym. – Ale cieszę się, że wyjaśniliśmy sobie wszystko.

– To już prawie cztery tygodnie – powiedział Ishmaru, kiedy dodzwonił się do Ogdena. – Czekałem na telefon, a tu nic.

– Nie powiedziałem, że zadzwonię. W ogóle nie jesteś mi już potrzebny, palancie.

– Gdzie jest Kate Denby?

– Nie wiem. Nie dzwoń do mnie więcej. – Ogden odłożył słuchawkę.

Ishmaru ponownie wystukał numer telefonu – i tym razem połączył się z Williamem Blountem. Jeśli nie z jednym, może pogadać z drugim, nic nie szkodzi. To Blount go zatrudnił, co więcej: respektował jego moc. Ogden był niczym wielki, niezgrabny niedźwiedź, Blount natomiast kojarzył się zawsze z czarnym, śliskim wężem, który leży przywarty szczelnie do ziemi, czekając na moment dogodny do ataku.

– Gdzie jest Kate Denby? – zapytał Ishmaru.

– Witaj, Jonathanie. – Głos Blounta był gładki jak aksamit. – Pan Ogden jest z ciebie bardzo niezadowolony. Obawiam się, że będziemy musieli się rozstać.

– Gdzie ona jest?

– Jeszcze nie zdołaliśmy ustalić miejsca jej pobytu.

– Muszę ją mieć. – Umilkł na chwilę. – Albo Ogdena. Albo ciebie. Możesz wybierać.

Blount zachichotał.

– Interesujący wybór. Chętnie zadowoliłbym cię dwiema pierwszymi osobami, ale aktualnie nie jest to możliwe.

– Jak ją odnajdę?

– Poczekaj chwilę. – Ishmaru usłyszał jego przytłumiony głos; widocznie Blount zakrył słuchawkę dłonią: – Zajmę się tym, sir, z całą pewnością. Do widzenia, panie Ogden. – Jeszcze parę sekund i Blount powrócił do rozmowy z Ishmaru. – Czekaliśmy, żeby wypłynęli gdzieś na powierzchnię. Ale rzeczywiście nie zaszkodzi, jeśli pozwolimy ci poszperać trochę tu i tam. Jedyny trop, jaki mamy, to Tony Lynski, prawnik Smitha.

– Lynski znajdował się na mojej liście – przypomniał sobie Ishmaru.

– Otóż to. Zniknął w tym samym czasie, kiedy uległa zniszczeniu fabryka. Wpadliśmy niedawno na jego ślad, który doprowadził nas do domku w górach Sierra Mądre, ale gdy tylko zjawił się tam nasz człowiek, Lynski czmychnął natychmiast.

– Czy może wiedzieć, gdzie ona jest?

– Możliwe.

– Chcę znać adres tego domu w górach.

– Lynskiego już tam nie ma.

– Muszę mieć ten adres.

– Doskonale. – Blount podał adres i dodał: – Powodzenia. Oczywiście, jeśli coś znajdziesz, nie omieszkam wynagrodzić cię sowicie.

Mówi w swoim imieniu, nie Ogdena, uświadomił sobie Ishmaru. Wąż zaczyna prostować swoje zwoje.

– Byłoby jednak lepiej, gdybyś dzwonił na mój prywatny numer. Pan Ogden może być niezadowolony z twojego udziału w tej sprawie. Dobrze wiesz, że uzyskasz u mnie wszystko, czego chcesz.

– Chcę mieć więcej informacji – oświadczył Ishmaru i odłożył słuchawkę.

Ogden nie doprowadzi go już chyba do chwili triumfu, ale zastąpi go Blount. Zawsze można znaleźć kogoś chętnego do uczestniczenia w grze, której stawką są śmierć i chwała. Takim właśnie typem wydał mu się Blount już w pierwszej chwili, kiedy się poznali. Blount posiadał jakiś tajemniczy instynkt. Był zbyt sprytny, aby zostać wojownikiem, ale Ishmaru dostrzegał w nim duszę szamana, czarownika siedzącego w namiocie i knującego coś nieprzerwanie z myślą o własnej chwale.

Spojrzał na trzymaną w dłoni kartkę z adresem. Ogden dał za wygraną. Ale on nie zrezygnuje. Odnajdzie Lynskiego. Potrafi zbierać informacje. Może na drodze wiodącej do Kate odniesie więcej triumfów, nie tylko jeden.

Kate. Dziwne. W jego myślach pojawiała się czasem jako Kate, a czasem jako Emily. Coraz częściej jednak postać Kate bladła, ustępując miejsca Emily.

– Nadchodzę, Emily – wyszeptał. – Cierpliwości! Odnajdę cię.

Ishmaru.

Kate zbudziła się nagle, usiadła w łóżku, serce waliło jej jak młotem.

To nic, próbowała uspokoić samą siebie. Nic się nie stało, to tylko zły sen.

O Boże, Ishmaru!

Wyskoczyła z łóżka, na chwiejnych nogach podbiegła do okna. Joshua…

Joshua jest bezpieczny. Seth i Phyliss czuwają nad nim.

To był tylko zły sen, niejasny i bezładny… i straszny. Na szczęście Joshua jest bezpieczny. I ona też.

Nie, wcale nie czuła się bezpieczna. Po raz pierwszy, odkąd zamieszkała w tej chacie, była przerażona. Nie przejmowała się tym, że zachowuje się jak głuptas. W tej chwili pragnęła jednego: aby Joshua był nie w tej cholernej leśniczówce, lecz przy niej – tak blisko, żeby mogła go dotknąć.

To głupie. Nie może przecież zadzwonić tam i obudzić go w środku nocy.

Trzęsła się cała jak galareta. Przytrzymała się parapetu, kurczowo zacisnęła na nim dłonie.

Potrzebuję pomocy. Nie chcę już być tu sama.

Nie wiedziała nawet, do kogo się zwraca.

Do Setha?

Natychmiast odrzuciła tę myśl. Nie wiedziała nawet, skąd jej to przyszło do głowy. Seth był ostatnią osobą, jakiej potrzebowała w swoim życiu. To tylko pociąg fizyczny, nic więcej. Już raz, kiedy młodość i uleganie impulsom omamiły ją do tego stopnia, że przestała na jakiś czas myśleć w typowy dla siebie chłodny i analityczny sposób, zgodziła się zawrzeć związek małżeński, który okazał się wkrótce wielkim nieporozumieniem. Ale wtedy miała i tak trochę szczęścia: jeśliby Michael okazał się człowiekiem mniej statecznym i solidnym, ich małżeństwo stałoby się koszmarem. W wypadku Setha Drakina miałaby natomiast do czynienia z osobą, w której nie ma ani odrobiny stateczności.

A Noah?

Pomyślała o nim i natychmiast owładnęła nią fala ciepłego uczucia. Tak, pewnie zwracała się do niego, błagając przed chwilą o pomoc. Noah mógłby zapewnić bezpieczeństwo. Noah mógłby jej pomóc. Łączyło ich wiele: choćby wykształcenie i cele życiowe. Noah stał się dla niej przyjacielem, a z czasem ów ulotny moment intymności pomiędzy nimi mógłby przekształcić się w coś więcej.

Sama myśl o Noahu wystarczyła, aby zapomnieć o tamtym koszmarze.

Jednak Noah nie chciał od niej nic prócz całkowitego zaangażowania w pracę. A jej ostatni wynik, dziewięćdziesiąt sześć procent, oznacza, że zbliża się koniec badań.

Ale nawet jeśli on jej nie chce, to co? Nieważne. Jedynie w takich krótkich chwilach słabości jak teraz wydaje się jej, że potrzebuje kogoś u swego boku. To przejdzie.

Jutro będzie znowu silna, jak zawsze.

Stała, popijając kawę, kiedy o wpół do szóstej do kuchni wszedł Noah.

– Usłyszałem, że się krzątasz. Wcześnie dziś wstałaś. – Przesunął wzrokiem po jej szarym swetrze, spodniach i tenisówkach. – Jak widzę, nie bierzesz się dziś do roboty?

– Przykro mi, że cię rozczarowuję – odparła lakonicznie.

– Nie jesteś sprawiedliwa – mruknął cicho. – Nie przypominam sobie, abym zaganiał cię do laboratorium siłą.