– Bo ma dość oleju w głowie – odparła Phyliss.
– A więc i ty nie wyszłabyś za mnie?
– Nie. Ale mogłabym cię zaadoptować. Przydałoby mi się nowe wyzwanie w jesieni życia.
– Nie ma mowy. – Aż się wzdrygnął. – Jeszcze byś zaczęła naprawiać moje wady. A poza tym – dodał po chwili – nie zauważyłem, aby u ciebie nastała już jesień. Następnym razem, kiedy poczujesz znowu jesienny chłód, daj mi znać. Chociaż popatrzę, jak drżysz z zimna.
Kate spoglądała na Setha i teściową z zadowoleniem. Najwidoczniej oboje rozumieli się doskonale, sprawiali wrażenie, jakby znali się od dawna. Uświadomiła sobie nagle, że Phyliss nigdy nie czuła się tak swobodnie w towarzystwie Michaela. Owszem, matkę i syna łączyło uczucie, ale ich charaktery różniły się między sobą jak dzień i noc. Michaelowi brakowało poczucia humoru i radości życia, cech jakże typowych dla Phyliss.
– Czy Joshua już wstał? – zapytała, wchodząc na taras. Phyliss zaprzeczyła ruchem głowy.
– Dopiero szósta. Czy coś się stało?
– Nie, po prostu chciałam go zobaczyć. Nic się nie stało. – Uświadomiła sobie, że to prawda. Nie stało się nic, z czym nie mogłaby dać sobie rady. Czuła się też o wiele spokojniejsza, odkąd znalazła się tutaj. Cień Ishmaru zanikał. Wszelkie zagrożenia zdawały się oddalać z każdą chwilą. Ta zwariowana chętka, aby pójść z Sethem do łóżka, była do opanowania. Podobnie iskra, która zabłysła między nią i Noahem. Wszystko wracało do normy. – To może przygotuj coś na śniadanie, a ja w tym czasie pójdę obudzić Joshuę, dobrze?
– Była naprawdę podenerwowana – powiedziała Phyliss do Setha, odprowadzając wzrokiem Kate, która zeszła po schodkach na dół i pobiegła w stronę swojej chaty. – Powiedziała coś?
Cóż, była gotowa zagrozić mi nie na żarty, gdybym nie zgodził się zostać jej chłopcem. – Stał oparty o balustradę. – Uprzedziłem ją, że nie pozwolisz na to.
– Kłamca. – Phyliss zerknęła na niego z ukosa. – Ale byłabym do tego zdolna, gdybym uznała, że tak trzeba.
– Wiem. Jesteś silniejsza niż ja. Mogłabyś pozbyć się mnie stąd w jednej chwili.
Obserwowała go bacznie.
– Czy mi się zdawało, czy też rzeczywiście wyczulam w twoim głosie nutę powagi?
Znów spojrzał na oddalającą się postać Kate.
– Bardzo lubię przebywać tu z tobą i Joshuą – mruknął. – To… wspaniały okres.
– Dobry Boże, czyżbyś chciał oświadczyć się teraz mnie?
– Nie, jesteś na to zbyt rozsądna. – Wzruszył ramionami i wyjaśnił z widocznym zakłopotaniem: – Chciałem po prostu, żebyś wiedziała, że jesteś… Nigdy jeszcze nie spotkałem… Jesteś niezwykłą osobą, Phyliss.
– Wiem. Czy chcesz coś jeszcze dodać?
– Nie.
– W takim razie skończ z tą rzewną nutą, bo się jeszcze rozkleisz. I pozmywaj naczynia. Twoja kolej.
Odetchnął głęboko, jakby z rozpaczą i zarazem ulgą.
– Robiłem to wczoraj.
– A ja przyrządziłam dziś śniadanie. – Uśmiechnęła się. – Przestań się sprzeczać. I tak nie wygrasz.
Podszedł do drzwi.
– Wiem. Chciałbym jednak wygrać choć jeden raz.
Kiedy Kate dotarła do chaty, ujrzała Noaha. Stał na tarasie.
– Czujesz się lepiej? – zapytał.
– Tak. – Wbiegła na górę. – Znacznie lepiej. Spędziłam dzień z ludźmi, których kocham, przebiegłam spory kawał drogi. Nie ma lepszego sposobu na przegnanie dręczących cię demonów.
– Czyżbym był jednym z nich?
– Może. – Uśmiechnęła się. – Ale nawet jeśli tak, egzorcyzmy zostały już odprawione.
– Nie chcę być jednym z twoich demonów, Kate.
– Mówiłam ci przecież… – Urwała w pół zdania, widząc jego zbolałą minę. Wyjaśnij to wreszcie, pomyślała. Nie można żyć z tak potwornym zamętem w duszy. To będzie przeszkadzać ci w pracy… – Wcale nie jesteś jednym z nich – powiedziała. – Zachowałam się jak ostatnia kretynka. Wybacz mi. Zazwyczaj nie jestem tak nieprzystępna.
– Nieprzystępna?
– Wiesz, od długiego czasu jestem sama. Ponieważ jesteś tu, czułam się… sama nie wiem. Cały świat zdaje się wirować wokół mnie i mam wrażenie, że muszę wesprzeć się o kogoś. – Uniosła dłoń, nie pozwalając mu dojść do słowa. – Wiem, jak to brzmi, wiem też, że to najmniej dogodny moment. Nie zrozum mnie źle, nie wychodzę z żadną propozycją. Po prostu chciałam być uczciwa. Zasługujesz na to.
– Naprawdę?
– Tak. Odkąd przebywamy tu we dwoje, jesteś wobec mnie szczery. – Wzruszyła ramionami. – Teraz, kiedy już wyjaśniliśmy sobie tę sprawę, mogę wracać do pracy. – Zmieniła temat. – Co mamy dziś na obiad? Umieram z głodu.
– Pieczoną kaczkę. – Nie ruszał się z miejsca. – Masz rację, to nieodpowiednia pora. – Ciszej dodał: – Ale nie zawsze tak będzie, Kate.
Spojrzała na niego i poczuła falę ciepłego uczucia, kiedy dostrzegła w jego oczach czułość. Tego właśnie pragnęła, a nie kilku krótkich, gwałtownych porywów zmysłów w gęstwinie lasu, przeżytych z Sethem. Potrzebowała czułości, poczucia bezpieczeństwa, związku o solidnych podstawach.
Ale jeszcze nie teraz, pomyślała. Dla nas obojga nastąpiłoby to zbyt szybko.
Może trochę później.
Nieokreślona w czasie obietnica.
Po prostu może kiedyś…
– Udało się – oznajmiła Kate cztery dni później, wybiegając z laboratorium. – Masz, czego chciałeś. Wszystko zgodnie z pańskim życzeniem, doktorze Smith.
Jego twarz pojaśniała z radości.
– Dziewięćdziesiąt osiem procent?
– Dokładnie co do jednego. – Opadła na fotel i wyciągnęła nogi daleko przed siebie. – Dyskietka i wszystkie papiery z danymi leżą na stole w laboratorium.
– Chyba wiesz, że po osiągnięciu fazy finalnej będę musiał zaciągnąć cię znowu do laboratorium?
– Spodziewałam się tego, ale wybij to sobie z głowy. Jeśli potrzebne ci jakieś objaśnienia, zostanę tu jeszcze dzień lub dwa. Potem będziesz musiał umawiać się ze mną specjalnie, bo zamierzam spędzać więcej czasu z Joshuą i Phyliss.
– Jesteś cała rozpromieniona. – Uśmiechnął się. – Przyjmij moje gorące gratulacje, Kate.
– Dziękuję. – Rzeczywiście, czuła się jak w siódmym niebie. – Sama nie wiem, dlaczego jestem tak bardzo podniecona. Przecież wiedziałam, że ten dzień nadejdzie.
– I nadszedł. Dokonałaś rzeczy niezwykłej.
– Wiem. Mógłbyś otworzyć z tej okazji szampana.
– Nie mam szampana. To rzeczywiście niedbalstwo z mojej strony. Czy mogę ci podać filiżankę kawy?
– Kawa to za mało. – Zerwała się na równe nogi. – Czuję się, jakby wyrosły mi skrzydła. Pobiegam trochę. Może się przyłączysz?
– Jasne, czemu… – Urwał w pół zdania. – Nie, idź sama. Przejrzę w tym czasie twoje notatki. Wieczorem mógłbym już podjąć pracę.
Poczuła, jak opada z niej cząstka euforii. Powinna była wiedzieć, że Noah nie zechce odwlec prac nad produkcją RU 2 nawet o jeden dzień.
– Jak chcesz. – Zdjęła z siebie fartuch roboczy, rzuciła go na poręcz krzesła. – Na razie.
Wybiegła z chaty. To nieważne. Jej sukces wcale nie stracił na znaczeniu tylko dlatego, że nie ma go z kim dzielić.
Nie, to nie tak. Może dzielić go przecież z Joshuą i Phyliss. I z Sethem. Noah nie jest jej wcale potrzebny.
Puściła się pędem w stronę leśniczówki.
9.
Może byś przerwał na chwilę, Noah! – zawołał Seth, otwierając drzwi laboratorium. – Najwyższa pora, żebyś ruszył się wreszcie i pomógł mi trochę. Kate podniosła wzrok znad wirówki, spojrzała na niego zaniepokojona.