Выбрать главу

– Zniosę i to.

Umilkła, kiedy napotkała jego wzrok. Coś zaistniało między nimi, coś miłego, słodkiego i podniecającego.

Obietnica…

Delikatnie musnął dłonią jej policzek.

– Kate…

Tak, pomyślała, tak właśnie jest dobrze i miło. I tak trzeba. Bez tej zwierzęcej seksualności, jakiej zaznała wtedy, będąc z Sethem. Tak jest rozsądnie i naturalnie.

Odsunął się od niej.

– Jeszcze nie teraz – szepnął. – Nie chcę cię uwieść, wykorzystując twój nastrój. Będziemy mieli sporo czasu.

Rzeczywiście, czasu mieli dużo. Uśmiechnęła się do niego.

– Wiesz, dostarczasz materiału do mojej historyjki. Jesteś nie tylko świętym Noahem, ale również mnichem.

– Och! Nie zrobiłabyś mi tego, prawda? Poczuła falę ciepła, ogarniającą ją całą.

– Nie, możesz być tego pewien – szepnęła. Postąpił krok w jej stronę, ale nagle przystanął.

– Chyba muszę rzucić sobie parę kłód pod nogi. Wiesz co? Zatelefonujmy do Setha i reszty, podzielmy się dobrą wieścią. Potem przyrządzę dla was obiad…

Zadzwonił telefon.

– Uratowani przez dzwonek. – Podszedł do aparatu i uśmiechnął się ze skruchą. – Chryste, sam nie wierzę, że powiedziałem coś podobnego – Ja też – odparła sucho. – Jeszcze nikt nie szukał ratunku przede mną. Nie sądzę, abym była femme fatale.

– Niewiele ci do tego brakuje. – Podniósł słuchawkę. – Słucham. Rzuciła mu pytające spojrzenie.

– Tony – wyjaśnił niemal bezgłośnie.

Tony Lynski. Przeszył ją dreszczyk emocji. Wiedziała, że Noah rozmawia z nim często, ale jednak Lynski reprezentował świat zewnętrzny. Ten sam świat, z którym oni oboje zetkną się znowu już niebawem, skoro prace nad RU 2 dobiegły końca.

– Nie, nie zmieniłem zdania – powiedział Noah do słuchawki. – Przygotowałeś wszystko? To dobrze. Spotkamy się jutro po południu u ciebie w hotelu.

Zaskoczona, otworzyła szeroko oczy, patrzyła, jak Noah odkłada słuchawkę.

– Wyjeżdżasz?

– Tylko na jeden dzień. Muszę podpisać parę dokumentów.

– A on nie mógłby przyjechać tutaj?

– Mógłby. Ale ja nie chcę, żeby Tony wiedział, gdzie jesteśmy.

– Ze względu na mnie?

– Obiecałem, że zapewnię bezpieczeństwo tobie i twojej rodzinie. Nie chcę ryzykować waszego życia.

– Czy to znaczy, że ryzykujesz własne?

– Na miłość boską, co ci mam powiedzieć? Nie sądzę, aby miało mnie tam spotkać coś złego, ale nie można tego wykluczyć.

– A więc zostań. To szaleństwo wyjeżdżać stąd, jeśli nie jest to konieczne. Nie chcę, żebyś zmieniał ten cholerny patent.

– Nie chodzi tylko o patent. Także o inne dokumenty. – Ciszej dodał: – Muszę pojechać, Kate.

Uświadomiła sobie przerażona, że nie zdoła odwieść go od tego zamiaru. Nie zatrzyma go tutaj.

– W takim razie jesteś głupcem.

– Chyba nie chcesz powiedzieć, że nie zjesz obiadu, który przyrządzę? – Przymilnym tonem dodał: – To będzie obiad na najwyższym poziomie.

– Mam gdzieś twój obiad. Skoro nie będziesz… – Nagle przyszło jej coś do głowy. Noah jest głuchy na jej argumenty, ale może posłucha Setha. – W porządku. Zadzwoń do Setha i powiedz mu, żeby tu przyjechał.

– On nie ma w zwyczaju zmieniać zdania, Kate – mruknął Seth, stojąc w progu. Zapadał wieczór. Phyliss i Joshua schodzili już po schodkach na dół. – Przecież próbowałem. Zaproponowałem nawet, że pojadę zamiast niego i przywiozę te dokumenty.

– To szaleństwo – szepnęła gorączkowo. – Nie powinien ryzykować.

– Czasem to niezbędne. Nie możemy przecież tkwić tu wiecznie.

– W takim razie pojedź razem z nim. Ochraniaj go. Czy nie po to tu jesteś?

– Nie. Moje zadanie to ochraniać Joshuę i Phyliss. I także ciebie, kiedy nie będzie tu Noaha. – Wykrzywił usta w cierpkim uśmiechu. – Wiem, że wolałabyś, żebym to ja nadstawiał głowę, ale Noah nie wyświadczy ci tej uprzejmości.

Wcale tak nie myślała. Jakoś nie skojarzyła sobie niebezpieczeństwa z osobą Setha. Wydawał się stuprocentowo odporny na wszelkie zagrożenia. – Nie chcę w ogóle, aby ktokolwiek wyjeżdżał. Po prostu pomyślałam, że we dwójkę będzie wam…

– Wiem – przerwał jej Seth. – Ja nie jestem niezbędny. Noah tak.

– Żaden z was nie jest niezbędny. – Odruchowo położyła mu dłoń na ramieniu. – Przepraszam cię. Byłam zdenerwowana. Nie zastanawiałam się nad tym, co mówię.

– Właśnie w taki sposób mówi się prawdę. Już dobrze. Wiem, co dla ciebie liczy się najbardziej. – Spojrzał za siebie, na kuchnię, gdzie Noah układał naczynia w zmywarce. – Nie mogę go zmusić do przyjęcia pomocy ode mnie, Kate. Nie jestem nawet pewien, czy powinienem próbować. Noah potrafi zadbać o siebie sto razy lepiej niż ty. Nic mu nie będzie.

– Nie możesz tego przyrzec. – Wzdrygnęła się. – Tam gdzieś czai się Ishmaru.

– To prawda, nie mogę niczego przyrzec. – Odwrócił się, zaczął schodzić na dół. – Dobranoc. Skontaktuję się z tobą jutro.

Miała niejasne uczucie, że go zraniła. A może nie. Trudno było go przejrzeć, pod maską cynicznego twardziela dostrzec dobrego, wrażliwego człowieka. Nieraz wydawało jej się, że zna go na wylot, w następnej chwili jednak zaskakiwał ją czymś nowym. Dzięki Bogu, Noah jest inny, w tym samym stopniu solidny, co Seth nieprzewidywalny.

Nie, to nieprawda. Bywały chwile, kiedy było jej przy nim dobrze, potrafił być kojący jak ciepła bryza. Po prostu nie jest… solidny.

– Hej, nie pomożesz mi z tymi naczyniami? – zawołał Noah.

– Jasne, że pomogę – odparła. Jeszcze jedna okazja do rozmowy. Może tym razem zdoła go przekonać? Chociaż, jak wiadomo, nadzieja jest matką głupich. – Już idę.

Noah wyjechał nazajutrz o piątej rano.

Kate patrzyła na tylne czerwone światła dżipa, dopóki nie zniknął za zakrętem.

Odjechał.

Zacisnęła pięści.

Do diabła, dlaczego jej nie posłuchał?

Weszła do chaty. Żeby się czymś zająć! Może w ten sposób uda się nie myśleć? Obiecał, że zadzwoni, kiedy tylko spotka się z Lynskim w Waszyngtonie, tak aby wiedziała, że jest bezpieczny. To kwestia godzin. Zrobi sobie tymczasem kawy, potem pójdzie do laboratorium, sprawdzi jeszcze raz wyniki testów, sporządzi kopie dyskietek i dokumentacji. Zanim upora się z tym wszystkim, powinna mieć już od niego wiadomość.

Może jednak oceniała sytuację zbyt pesymistycznie. Noah nie zdecydowałby się wyjechać, gdyby wiedział, że naprawdę grozi mu niebezpieczeństwo. RU 2 znaczy dla niego zbyt wiele, żeby narażać cały sukces na szwank. Ostatecznie Lynski kontaktuje się z nim od tygodni i nic złego mu się nie stało. Zachowane zostały wszelkie środki ostrożności.

Nie ma powodu, aby myśleć, że Noah nie jest bezpieczny.

Człowiek wchodzący do hotelu to z pewnością Noah Smith.

Ishmaru nie był tego stuprocentowo pewny, kiedy ujrzał, jak tamten wysiada z dżipa. Smith okazał się człowiekiem bardzo ostrożnym. Trzykrotnie objechał pobliskie budynki, zanim zdecydował się wjechać na parking hotelowy. Ale nawet potem rozglądał się stale na boki, wypatrując ewentualnego zagrożenia. Bardzo sprytnie.

Ale nie dość sprytnie. Ishmaru zacisnął dłonie na kierownicy furgonetki, którą zaparkował na bocznej uliczce przy hotelu. Czuł, jak gwałtownie ogarnia go podniecenie. Nie miał ochoty przyznać racji temu palantowi Blountowi, ale jednak Smith właśnie wpadł w pułapkę, a śledzenie Lynskiego zajęło zaledwie parę dni.