Jakim cudem udało mu się zmobilizować w tak krótkim czasie tylu ludzi? – mruknęła Kate. – Przecież skontaktowałam się z nim dopiero dziś rano.
– To tłum do wynajęcia. – Seth ujął ją pod ramię i odprowadził od okna. – Chodźmy, nic tu po nas. Dostaliśmy od Longwortha mata. Ci reporterzy będą mieli odtąd przed oczyma jedynie demonstrantów, nikogo innego.
– A więc wszystko na nic?
– Nie, nie jest aż tak źle. Część tego wywiadu znajdzie się przecież na ekranach telewizorów. – Otworzył przed nią drzwi. – Byłaś wspaniała.
– Myślałam, że przyparłam go już do muru. – Spojrzała za siebie, na Longwortha, który gawędził teraz w najlepsze z Meryl Kimbro. Poczuł na sobie jej wzrok, zerknął na nią i uśmiechnął się z triumfem, po czym całą swoją uwagę skierował z powrotem na reporterkę. – Najchętniej wypchnęłabym tego łajdaka przez okno.
– Za dużo świadków.
– Aż trudno uwierzyć, że ktoś może się znajdować pod wpływem takiego typa jak on. Ten facet jest mdły, nijaki, jest jak… jak nieudany żart.
– Spokojnie. Już po wszystkim. On wygrał mecz, ale i ty miałaś swoje dobre momenty. Teraz czeka nas następny krok. – Otworzył drzwi. – Tony czeka na dole, w limuzynie senatora Migellina. Wyjdziemy tylnymi drzwiami. W tłumie mogliby cię rozpoznać ze zdjęcia w gazecie.
Tony stał przy długiej czarnej limuzynie za sąsiednim budynkiem. Na ich widok pomachał gwałtownie ręką.
– Co się dzieje, do diabła? Ci demonstranci naprawdę zrobią wrażenie na naszym senatorze.
– Jest w aucie?
Tony przytaknął.
Seth otworzył drzwi i wszyscy troje wsiedli do samochodu.
– Kate Denby? – uśmiechnął się Ralph Migellin. – Narobiła pani sporo zamieszania. – Spojrzał na trwającą nieopodal demonstrację. – Na mój ostatni wiec przyszło mniej osób.
– Seth Drakin – przedstawił się Seth i uścisnął mu rękę. – Jesteśmy bardzo zobowiązani za przybycie.
– Tylko w ten sposób mogłem się spotkać z państwem w miarę dyskretnie. Nie jestem pewien, czy chciałbym się zaangażować w sprawę RU 2. Mogłoby to się odbić niekorzystnie na mojej karierze. Ale… – wzruszył ramionami – czasem nie ma się wyboru. Spodziewam się, że tym razem będzie inaczej.
– Czy Tony wyjaśnił już wszystko? – zapytał Seth.
Migellin przytaknął i znów skierował wzrok na demonstrantów.
– Będę miał do czynienia z tego rodzaju opozycją?
– Tak – odparł Seth.
– Cóż, przynajmniej jest pan uczciwy. – Zwrócił się do Kate: – Czy ten pani RU 2 jest tego wart? Naprawdę zasługuje na miano cudownego leku?
– Noah Smith uważał, że tak – odparła. – I zginął dla niego.
– Pytałem o pani opinię.
– Tak, to cudowny lek. Ale naraziłam dla niego życie własne i moich bliskich. Gdyby stało im się coś złego, nie wiem, czy mogłabym powiedzieć, że było warto. Nie potrafię być aż tak bezinteresowna.
– Jednak jest pani tutaj.
Dlatego że miałam już dość pozostawia pod presją. Nie przebywam tu teraz za sprawą szczególnie szlachetnych cech mego charakteru.
– Czy RU 2 może istotnie ocalić życie tak wielu osobom, jak pani twierdzi?
– Co najmniej. Nasze szacunki dotyczą tylko najpoważniejszych chorób. Jeśli badania będą kontynuowane, uzyskamy z pewnością szerszy obraz.
– Rozumiem. – Migellin wpatrywał się w nią bez słowa, wreszcie westchnął ciężko, zrezygnowany. – Chyba pani wierzę. Szkoda. Marzył mi się spokojny rok kampanii wyborczej. – Wyjął z kieszeni notes, zapisał coś i podał kartkę Kate. – Nie jestem jednak jeszcze przekonany do końca. Chciałbym, aby odwiedzili mnie państwo jutro. Oto adres. Będzie tam jeszcze parę osób, z którymi powinni państwo porozmawiać.
– Któż to taki? – zapytał Seth.
– Przede wszystkim Frank Cooper. Szef Szarych Panter. To stowarzyszenie emerytowanych obywateli jest bardzo wpływowe w Waszyngtonie. – Uśmiechnął się. – A jego członkowie troszczą się jak nikt inny o swoje zdrowie.
Kate odetchnęła z ulgą. A więc jednak senator Migellin zamierza im pomóc.
– Spróbuje pan zablokować ustawę Longwortha?
– Tego nie powiedziałem. Potrzebne jest wsparcie i musicie mi go udzielić. Proszę przyjść jutro. Wtedy podejmę decyzję.
– Nie możemy przyjść jutro – oświadczył Seth. – Umówmy się na pojutrze.
Kate spojrzała na niego zaskoczona.
– Dlaczego nie jutro?
– Po południu odbędzie się pogrzeb Noaha Smitha.
Migellin kiwnął głową.
– Rozumiem. Gdzie zostanie pochowany? Chciałbym przyjść na pogrzeb.
– Cmentarz Mount Pleasant, za miastem. Wolałbym uniknąć obecności mediów.
– Marne szanse. W tym mieście trudno zachować coś w tajemnicy. W każdym razie ja przyjdę na pewno.
– Dlaczego? – zapytała Kate. – Przecież pan go w ogóle nie znał.
– Był dzielnym człowiekiem. Żałuję, że go nie znałem. Wszystko, co mogę zrobić obecnie, to okazać mu swój szacunek. A nasze spotkanie przesuniemy w takim razie na godzinę trzecią pojutrze. Teraz, niestety, muszę już wracać do biura. Może podwieźć państwa do hotelu?
– To bardzo miłe z pana strony – odparła Kate. – Hotel „Summit”. – Patrzyła na niego, kiedy informował kierowcę, dokąd ma jechać. Był rzeczywiście bardzo miły. Różnił się od Longwortha jak dzień od nocy. Znowu poczuła się bezpieczna. Dobrze jest wiedzieć, że nie wszyscy politycy są tacy jak tamten napuszony sukinsyn.
Przeniosła wzrok na Setha. Nie przestawał jej zaskakiwać. Dziś zachowywał się układnie, z własnej inicjatywy usuwał się w cień, pozwolił, aby to ona znalazła się w świetle jupiterów. Mimo to cały czas była świadoma jego obecności, wiedziała, że jest tuż obok, czujny i opiekuńczy.
Odwrócił się nagle i napotkał jej spojrzenie.
– W porządku? Kiwnęła głową.
– Mieliśmy zwariowany dzień, nieprawdaż? Uśmiechnął się.
– Miewałem już gorsze.
Kiedy wysiedli przed hotelem, Tony ulotnił się natychmiast. Kate i Seth udali się do apartamentu, skąd Seth zamówił obiad.
– Jedzenie przyniosą dopiero za czterdzieści minut – poinformował Kate. – Możesz w tym czasie wziąć prysznic i odpocząć. Wyglądasz na zmęczoną.
Tak się też czuła. Zsunęła z nóg buty i zdjęła żakiet.
– Dlaczego nie uprzedziłeś mnie o pogrzebie Noaha?
– Załatwiłem to dziś rano. Pomyślałem sobie, że musisz się skoncentrować na osobie Longwortha.
– Nawet nie wiedziałam, że chcesz…
– Dręczyła cię świadomość, że Noah nie miał przyzwoitego pogrzebu. Spostrzegłem to, kiedy mówił nam o tym Tony.
– A ciebie to nie denerwowało?
Pokręcił głową.
– Nie. I nie sądzę, aby mógł się tym przejąć Noah. Martwy to martwy, a wszelkie formalności warte są tyle co zeszłoroczny śnieg. Jednak dla ciebie miało to znaczenie.
– Owszem, miało. – Starała się mówić spokojnie. – Dziękuję.
Nie ma za co. – Ruszył w stronę swojej sypialni. – Nie musisz się śpieszyć. Będę tu, kiedy przyjdzie kelner. Muszę tylko zadzwonić do Rimilona i upewnić się, czy wszystko w porządku.
Kate weszła do łazienki i parę minut później stała pod strugami ciepłej wody. A więc Noah spocznie w grobie. Jednak będą mogli pożegnać się z nim godnie, jak na to zasłużył. W tym koszmarnym dniu była to jedna z zaledwie dwu rzeczy pozytywnych.
Woda spływająca po ciele miała kojące działanie i Kate poczuła niebawem błogie odprężenie. Zamknęła oczy. Przywykła do pracy w laboratorium, a nie do spotkań z przedstawicielami mediów lub ochrony tego, czym się zajmowała. Tymczasem Longworth i ten cholerny tłum…