Выбрать главу

Czuła, jak do oczu napływają piekące łzy, kiedy patrzyła na opuszczaną do grobu trumnę.

Ktoś ujął jej dłoń. Podniosła wzrok i ujrzała Setha. On również patrzył na trumnę, w jego oczach błyszczały łzy.

– Zegnaj, Noah – wyszeptał. – Jestem szczęśliwy, że byliśmy przyjaciółmi.

Ona znała Noaha zaledwie parę tygodni. Z Sethem przyjaźnił się od lat. Zacisnęła palce na jego dłoni.

– Muszę już iść. – To senator Migellin. Stanął obok niej, delikatnie położył jej dłoń na ramieniu. – Bardzo mi przykro. Obawiam się, że przeciek wiadomości nastąpił w moim biurze. Wiedzą chyba nawet, w którym momencie korzystam z łazienki.

Spojrzała na niego zaskoczona. Usłyszała, jak Seth mamrocze jakieś przekleństwo, podążyła za jego wzrokiem ku oddalonej o kilkaset jardów bramie cmentarnej.

Tuż za nią gromadził się tłum.

Demonstranci? Boże, czy nie mogą zostawić ich w spokoju nawet w takiej chwili?

Nie, to nie demonstranci, lecz reporterzy, nawet z kamerami. Przy krawężniku stał zaparkowany wóz transmisyjny jakiejś stacji telewizyjnej.

– Radzę wrócić do miasta moim autem – zaproponował Migellin, kierując się do wyjścia. – Moi ludzie spróbują ich zatrzymać, pomogą nam wsiąść do limuzyny. W takich sytuacjach mają już wprawę. – Zerknął na Setha. – Chyba że wolicie tu zostać i wydać oświadczenie. To wasza szansa, z dala od Longwortha.

Seth ujął Kate pod ramię.

– Nie dzisiaj.

Istotnie, nie dzisiaj. To jest dzień Noaha. Ze spuszczoną głową podążyła za senatorem.

Za bramą otoczył ich natychmiast tłum, natrętny jak rój os. Tuż pod sam nos podsunięto jej mikrofony. Rozdzielono ją z Sethem.

– Kate! – usłyszała jego głos. Dobiegał z tyłu.

Nie widziała go nigdzie.

Ani jego, ani senatora.

Usiłowała przedrzeć się przez tłum, ale odepchnięto ją na bok, przyparto do jednego z reporterów.

– Przepraszam. – Wyprostowała się. – Proszę pomóc mi przejść do…

Ishmaru. Uśmiechnął się.

– Witaj, Kate.

Chryste, nie!

Czym prędzej wcisnęła się z powrotem w tłum reporterów. Straciła go z oczu. Mógł jednak być tuż obok niej. Albo za nią.

Albo też zaczaił się, czekając, aż ona wyłoni się znowu z tej gęstej ciżby.

Na jej ramieniu spoczęła dłoń mężczyzny. Pisnęła przerażona i na oślep zadała cios pięścią.

– Na miłość boską, Kate! Głos Setha.

– Pomóż mi wydostać się stąd. Jak najdalej stąd…

Otoczył ją ramieniem, torował sobie drogę brutalnie, nie zważając na nic.

Czyjaś kamera, potrącona przez niego, wylądowała na ziemi.

Jakiś reporter zaklął z furią.

Gdzie on się podział?

Limuzyna senatora widniała przed nią. Tam będzie bezpiecznie.

Ale Noah też myślał wtedy, ostatniego dnia, że jest już bezpieczny.

A jednak zginął.

Wsiadła do auta.

– Co cię tak przeraziło? – zapytał Seth, zajmując miejsce obok niej. Zatrzasnął drzwiczki. Limuzyna ruszyła z miejsca i po chwili mknęła ulicą.

– Ish… Ishmaru – wyjąkała. To imię nie chciało jej przejść przez gardło. – Ishmaru – powtórzyła.

Senator Migellin zmarszczył brwi.

– W tym tłumie? Przytaknęła gwałtownie.

– Proszę zatrzymać auto – powiedział Seth.

– Nie! – Gorączkowo zacisnęła dłoń na jego ramieniu. Nie chciała, aby tam wrócił. Nie Seth. Zginąłby tak jak Noah. – Na pewno już go tam nie ma. Widziałam go tylko przez chwilę.

– Jesteś pewna, że to nie było złudzenie? – zapytał Tony. – Z pewnością nie przestajesz o nim myśleć.

– Niczego nie zmyślam, naprawdę go widziałam! – zapewniła żarliwie. – Właściwie byłam przez ułamek sekundy w jego ramionach. Uśmiechnął się do mnie i nawet wymówił moje imię:

– Już dobrze, wierzę ci – mruknął Tony pojednawczym tonem. – Po prostu wydało mi się dziwne, że zdecydował się na tak olbrzymie ryzyko, zjawiając się na pogrzebie Noaha.

– Bo ten sukinsyn zawsze działa w ten sposób – zauważył Seth. – To wariat!

– Powiem szoferowi, żeby skontaktował się przez radio z policją. Niech przeszukają tamten teren – powiedział senator. Nachylił się do przodu i zastukał w szybę oddzielającą go od kierowcy.

– Już za późno – mruknął Tony.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? – ofuknął ją Seth. – Do diabła! Trzeba było powiedzieć mi o tym, dopóki tam byliśmy. Wtedy mógłbym…

– Przestań! – zawołała Kate. – Umierałam ze strachu, myślałam tylko o tym, żeby uciec. Nie jestem jakimś zwariowanym rewolwerowcem, który… – Urwała, chcąc odzyskać kontrolę nad własnym głosem. – I nie krzycz na mnie! Nie rób tego nigdy więcej!

– Nie krzyczę na ciebie. – Ale jego głos aż drżał z emocji. Odwrócił się, wyjrzał przez okienko na zewnątrz. – Po prostu popełniłaś błąd. Mogłem go dopaść.

– W porządku, popełniłam błąd. – Kate rzuciła torebkę i żakiet na kanapę. – Powinnam była narobić krzyku albo powiadomić cię natychmiast.

– Właśnie. – Głos Setha był zimny jak lód.

– Byłam przerażona. Nie spodziewałam się tego. On mnie zaskoczył i wpadłam w panikę. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.

Seth nie odpowiedział. Wszedł do swojej sypialni i zamknął drzwi.

Nic dziwnego, że jest wściekły, pomyślała. Miał okazję dopaść Ishmaru, a ja wszystko popsułam… Boże, zachowałam się jak mazgajowaty tchórz!

Do pokoju wrócił Seth. W ręku trzymał koc i poduszkę, rzucił jedno i drugie na kanapę.

– Co robisz? – zapytała.

– Będę spał tutaj.

– Nie ma potrzeby. Powiedziałam ci przecież, że mnie zaskoczył. Ale teraz już się nie boję.

Nie zwracał najmniejszej uwagi na jej protest.

– Zadzwoń po kelnera, zamów coś na obiad. Ja skontaktuję się z Rimilonem i sprawdzę wszystko, jak zwykle.

Podczas obiadu milczał. Kiedy posiłek dobiegł końca, z ulgą schroniła się w swojej sypialni. Nie była przyzwyczajona do takiego Setha, rozgniewanego i niedostępnego. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak dalece zdała się już na jego wyważone wsparcie, pełne spokoju, a czasem nawet humoru. Wzięła natrysk, włożyła koszulkę i wybrała książkę. Położy się i przestanie zaprzątać sobie nim głowę.

Czytała nadal, mimo iż minęła już północ, kiedy zadzwonił telefon stojący przy łóżku.

– Cieszę się, że się dziś spotkaliśmy, Emily.

Ishmaru.

Jej serce zamarło, aby niemal natychmiast zacząć bić w znacznie przyśpieszonym tempie.

– Dlaczego zawsze nazywasz mnie Emily? Mam na imię Kate.

– Nadal starasz się wyprowadzić mnie w pole? Oboje wiemy, kim jesteś naprawdę. Gdzie twój synek?

Zacisnęła dłoń na słuchawce.

– Bezpieczny.

– Nikt nie jest bezpieczny. Każdemu z nas coś zagraża. Kiedy dziś uciekłaś przede mną, byłem bardzo rozczarowany. To nie w twoim stylu. Lękałem się, że nie ma już w tobie Emily.

Kim, do diabła, jest ta Emily?

– Byłam zaskoczona. A może odwiedziłbyś mnie teraz?

Roześmiał się.

– Zastawiasz na mnie sidła? Nic z tego, sam wybiorę odpowiedni moment. Nie wierzyłem własnym oczom, kiedy ujrzałem ten artykuł w gazecie. Przestraszyłem się, że będę musiał szukać cię bardzo długo, ale oto się znalazłaś. Chyba zdajesz sobie sprawę, że mogłem cię dziś zabić? Ja jednak nie chcę, żeby to odbyło się tak szybko. – Jego głos przybrał ostre brzmienie. – Bardzo mnie rozgniewałaś, Emily. Wysłałaś swego człowieka, aby pozbawił mnie moich stróżów.

– Nikogo nie wysyłałam.

– Posłałaś Setha Drakina, żeby mnie zniszczył. Jimenez wyznał, że on to zrobił, ale ja wiem, że naprawdę to twoja sprawka. Nie sypiam teraz. Ale to nic, dzięki temu mam więcej czasu na obmyślanie sposobów rozprawienia się z tobą. Zamierzałem pozwolić ci umrzeć śmiercią wojownika. Nie zmieniłem zdania, teraz jednak chcę najpierw przysporzyć ci cierpień. Nie powinnaś była pozbawiać mnie stróżów.