Выбрать главу

– Nie wiem w ogóle, o czym mówisz. Boisz się przyjść do mnie?

– Nie, ale wolę, abyś ty przyszła do mnie.

– Gdzie jesteś?

– Jeszcze nie teraz. Wkrótce. Wkrótce mnie odwiedzisz. Ale najpierw ja zranię cię tak, jak ty zraniłaś mnie.

Odłożył słuchawkę.

– Seth! – Wyskoczyła z łóżka, wbiegła do salonu.

– Słyszałem wszystko. Podniosłem słuchawkę w tym samym momencie co ty.

– Czy można wykryć, skąd dzwonił? Pokręcił głową.

– To co zrobimy?

– Musimy zaczekać na niego. Przecież słyszałaś: chce, abyś go odwiedziła.

– Wiedział, gdzie jestem.

– Bo nawet nie próbowaliśmy się skryć. Wiedzieliśmy, że to niemożliwe.

– Zadzwoń do Rimilona. Chcę się upewnić, że Joshua jest cały i zdrowy.

– Ishmaru pytał, gdzie on jest, a więc nie zna jego kryjówki.

– Nieważne. Jak możemy być pewni, że on rzeczywiście nie wie? Zaczynam wierzyć, że przed nim nie ma żadnych tajemnic. Zadzwoń do Rimilona.

Seth usiadł, sięgnął po telefon cyfrowy, wystukał numer.

– Tak, wiem, że już późno – rzucił do słuchawki. – Czy wszystko w porządku?

– Rimilon siedzi cały czas przy wejściu do bunkra – poinformował Kate po zakończeniu rozmowy. – Prócz niego nie ma tam żywej duszy.

– Chcę porozmawiać z Joshuą. Spojrzał na nią.

– Naprawdę?

– Tak. Nie. – Uświadomiła sobie, że woli, aby syn pozostał tam, gdzie jest, za masywnymi, stalowymi drzwiami, mimo iż dałaby wiele, aby usłyszeć jego głos. – Nie, chyba nie.

– To dobrze.

– Ten Ishmaru to szaleniec – szepnęła. – Ciągle mówił coś o stróżach, o tym, że pozbawiłam go jego stróżów. A ja nie wiem w ogóle, o co mu chodzi.

– Nic dziwnego.

Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma.

– Ale ty wiesz?

Przytaknął.

– Wiem.

– Nazwał cię posłańcem.

– Słyszałem już gorsze określenia mojej osoby.

– Do diabła, co przede mną ukrywasz?

– Miałem nadzieję, że się o tym nie dowiesz. To nic pięknego. – Zacisnął usta. – Ale skąd miałem wiedzieć, że będzie miał o to pretensje do ciebie?

– Co mu zrobiłeś?

– Zmusiłem jego kumpla, Jimeneza, aby zaprowadził mnie do jaskini, którą Ishmaru nazwał swoim namiotem magicznym. Udawał się tam, aby zregenerować własną moc, albo gdy miewał złe sny. Wtedy siadał w kręgu stróżów, w samym środku, i palił kadzidła.

– Stróżów?

Nie odpowiedział od razu.

– To skalpy – wyjaśnił wreszcie. – Pale z nadzianymi na nie skalpami jego ofiar.

Omal nie targnęły nią mdłości.

– Boże!

– Przed wyjazdem do naszej chaty udałem się tam i spaliłem wszystko poza dowodami jego winy, które przesłałem potem do prokuratora okręgowego. Nie wiem, dlaczego ten łajdak powiązał to z tobą.

On obwinia mnie w ogóle o wszystko, pomyślała przelotnie.

– Dlaczego nazywa je stróżami? – zapytała.

– Przeczytałem o tym w książce, którą znalazłem w tej jaskini. Indianie z równin wierzyli w duchy. Byli przekonani, że jeśli skalpy ofiar będą przechowywane w pobliżu, duchy zwyciężonych zostaną pozbawione mocy, nie będą mogły wdzierać się do ich snów ani ich niszczyć. Ishmaru ubzdurał sobie, że ten krąg chroni go przynajmniej przed częścią jego ofiar.

– Chcę przejrzeć tę książkę.

– Myślę, że zmienisz zdanie. – Wszedł do swojej sypialni, a po chwili wrócił z książką, którą jej podał. – Ishmaru podkreślał pewne fragmenty. Jak sądzę, będziesz wolała pominąć te, gdzie opisane są metody skalpowania.

Ostrożnie przesunęła dłonią po wyblakłej okładce. Ishmaru też dotykał tej książki, studiował ją. Otworzyła tom na chybił trafił i wzrok jej padł na podkreślone żółtą kredką słowo.

Triumf.

Dalej następowała zajmująca wiele stron prezentacja metod i obrzędów związanych z odnoszeniem triumfu nad wrogiem.

Będę mógł się poszczycić potrójnym triumfem, kiedy już wszyscy będziecie martwi.

Zatrzasnęła książkę.

– Masz rację, nie mam ochoty na taką lekturę. Nie w tej chwili. Wyciągnął po nią rękę.

– Nie, zatrzymam ją. Muszę to przeczytać, ale nie teraz.

– A więc powiedz coś – mruknął szorstkim głosem. – Zbesztaj mnie.

– Za co? Byłeś przekonany, że postępujesz właściwie. Skąd miałeś wiedzieć, że to zadziała jak bumerang? Dobrze zrobiłeś, że wysłałeś te… rzeczy do prokuratora okręgowego.

– Bzdura. To był chyba mój pierwszy od piętnastu lat ukłon w stronę prawa. – Uśmiechnął się z goryczą. – I wyrządził ci krzywdę. Nam obojgu. Mam dobrą nauczkę.

– Czy Noah wiedział, co zrobiłeś?

– Nie, odkąd skłonił cię do zamieszkania w tej chacie, nie chciał nawet słyszeć o Ishmaru. Wolał udawać, że nie wierzy w jego istnienie. – Wzruszył ramionami. – Nie było innej rady, musiałem zachować tę wiedzę dla siebie.

– Szkoda, że nie powiedziałeś tego mnie.

Byłaś już i tak wystarczająco przerażona. Gdybym ci powiedział o tych skalpach, umarłabyś ze strachu.

– A jednak muszę wiedzieć, z czym mam do czynienia. – Umilkła na moment. Od czego zacząć? – Kto to jest ta Emily?

– Zatelefonuję tu i tam, może się dowiem. – Zawahał się. – Jak sądzę, nie zapomnisz o tym wszystkim i nie pozwolisz mnie samemu uporać się z problemem?

– Nie uporasz się z tym. To mnie Ishmaru chce zadać ból. Co ty byś mógł zrobić?

– To, na co miałem ochotę od samego początku. Odnaleźć go. I zabić.

– Zanim on znajdzie mnie… lub Joshuę?

– Do diabła! – wybuchnął. – Nie dopuszczę do tego. Nie potrafisz zaufać?

– Nie ufam już nikomu.

Przez chwilę przeszywał ją płomiennym wzrokiem.

– Świetnie. Doskonale – mruknął wreszcie. Położył się z powrotem na kanapie i zamknął oczy. – W takim razie wracaj do łóżka.

Tak po prostu! Iść do łóżka. Zapomnieć o tamtym potworze. Czekać biernie na jego następny telefon.

– Nie wydawaj mi rozkazów. – Jej głos drżał z furii i lęku. Okręciła się na pięcie. – Nigdy więcej nie wydawaj mi… Będę robić to, co uznam za stosowne. Wiem, że uważasz mnie za tchórza, ale nie pozwolę…

Chwycił ją za ramię, odwrócił twarzą do siebie. – Psiakrew! – Przyciągnął ją jeszcze bliżej. – Zamknij się, dobrze?

– Nie zamknę się.

– To chociaż przestań się trząść. – Zanurzył twarz w jej włosach. – Dlaczego drżysz? Przestań.

– Mam przestać? Tak jakbym zakręcała kran? Nie jestem podobna do ciebie. Ty mógłbyś spać spokojnie nawet po zamordowaniu papieża. Ja jestem po prostu człowiekiem.

– O tak!

– I wcale nie musisz tu spać. Potrafię zadbać o siebie.

– A jednak zostanę.

– Nie chcę, abyś tu był.

– Trudno.

– Puść mnie.

– Za chwilę. – Odsunął ją trochę od siebie i zmierzył wzrokiem. – Wcale nie uważam cię za tchórza. Myślę, że jesteś nawet zbyt odważna. Po prostu uczyniłaś z Ishmaru sprawę osobistą. Kto mógłby ci to mieć za złe?

– Dlaczego więc jesteś na mnie tak cholernie wściekły?

Ujął jej twarz w obie dłonie.

– Mało brakowało, żebyś została zamordowana. Miałem cię strzec, a nieomal pozwoliłem, aby ten łajdak cię zabił. Na domiar złego wszystko, co zrobiłem, obraca się teraz przeciw mnie.