Westchnął z udaną rozpaczą.
– Boże, zostałem wykorzystany!
Z trudem stłumiła śmiech. Ten drań jest niemożliwy! Dopiła kawę i oddała mu filiżankę.
– Wezmę prysznic. Ile zostało czasu do spotkania z Migellinem?
– Dwie godziny. Ale lada chwila przyniosą śniadanie. – Pożerał ją wzrokiem, kiedy wyszła z łóżka i pobiegła do łazienki. – Co za wspaniały tyłeczek! – zawołał za nią.
– Dziękuję. – Uświadomiła sobie, że uczucie zażenowania zniknęło bezpowrotnie. Nie pamiętała, aby czuła się tak swobodnie z jakimkolwiek innym mężczyzną w przeszłości. Mogłoby się wydawać, że są kochankami już od lat. – Wracam za minutę.
– Kate.
Spojrzała na niego. Leżał wsparty na łokciu, uśmiechnięty, na czoło opadł mu kosmyk ciemnych włosów. Było w nim coś figlarnego i seksownego zarazem.
– To jak? – zapytał przymilnym tonem. – Pobawimy się jakiś czas we wspólny dom?
– Może – odwzajemniła uśmiech. To było silniejsze od niej. – Z pewnością potrafisz dostarczyć miłej rozrywki.
Wydał okrzyk radości i klepnął dłonią w łóżko.
– Mam cię!
Jakby z niedowierzaniem pokręciła głową i zamknęła się w łazience. W co się teraz wplątała? Nie dążyła do tego, aby tak się potoczyły sprawy.
Ale dlaczego miałaby odrzucić jedyną przyjemność, na jaką mogła liczyć w tej diabelskiej sytuacji? Zresztą sam Seth powiedział, że pozostaną kochankami tylko przez jakiś czas. Tej nocy była z winy tamtego potwora naprawdę przerażona, a Seth sprawił, że ów koszmar przestał ją dręczyć. Dziś czuła się znowu silna, zdolna do działania.
Zawdzięczała to Sethowi.
I zamierzała nadal korzystać z tego daru, dopóki nie minie grożące im niebezpieczeństwo.
– I co pani na to? – zapytał półgłosem senator Migellin. – Czy dobrze się spisałem?
– Wspaniale. – Kate nie odrywała oczu od altany, gdzie Seth stał w otoczeniu pięciu zaproszonych przez senatora gości i rozprawiał o czymś z widocznym ożywieniem. Ciekawe, o czym mówi, pomyślała. Widać było, że zainteresował swoich rozmówców. – To więcej, niż mogliśmy oczekiwać – dodała. – Zdołał pan zebrać tu przedstawicieli wszystkich środowisk zainteresowanych systemem zdrowotnym. Jest Frank Cooper z Szarych Panter, Celia Delabo, prezes Stowarzyszenia do Walki z Chorobami Nowotworowymi, Justin Zwatnos z Komitetu Pomocy Gejom, Pete Randall z Fundacji dla Chorych na Stwardnienie Rozsiane, a nawet Bill Mandel z FDA. Jestem pod wrażeniem.
– A na nich pani wywarła duże wrażenie. – Senator podał Kate szklankę mrożonej herbaty. – Była pani bardzo przekonywająca.
– Po prostu mówiłam prawdę.
– Ale z autentycznie wielką pasją. Ona zaś jest w takich momentach niezastąpiona.
– I to wystarczy? Myśli pan, że nas poprą?
– Mam nadzieję, że tak.
– Jeśli nie… czy spróbuje pan powstrzymać Longwortha?
– To mogłoby oznaczać polityczne samobójstwo.
– Spróbuje pan?
Uśmiechnął się.
– Ta pasja może być bezwzględna, nieprawdaż?
– Z pewnością nie chciałabym wystawiać na szwank pańskiej kariery.
– Ale bardziej zależy pani na tym, żeby nie ucierpiała sprawa RU 2.
– Chyba tak. – Potrząsnęła głową. – To bardzo ważne, panie senatorze.
– Przynajmniej jest pani uczciwa. – Opuścił wzrok na swój kieliszek. – Nie mamy wiele czasu. Longworth forsuje tę ustawę tak energicznie, jak nie zdarzało mu się to nigdy przedtem. W Kongresie jest wiele osób winnych mu przysługę. On działa tam od dawna, ja dopiero od ośmiu lat.
– Ale nasz lek ratuje życie ludzkie.
– Czy pani wie, że na Kapitolu od dwóch dni urywają się telefony w sprawie tej ustawy?
– Z poparciem dla nas? Pokręcił głową.
– Dla Longwortha.
– Cholera! – Odruchowo ścisnęła w dłoni szklankę. – Dlaczego nie mogą tego zrozumieć? Przecież próbujemy im pomóc!
– Ludzie powtarzają jak papugi wszystko, co usłyszą, a wysłuchują licznych oświadczeń Ogdena i innych rekinów przemysłu farmaceutycznego. Musi pani zrozumieć, że czeka nas zażarty bój.
– Nas?
Wzruszył ramionami.
– A czy mógłbym odmówić wam wsparcia? Zresztą już od dawna miałem ochotę wystąpić przeciw temu kombinatorowi.
– Dzięki Bogu.
– Jutro zabiorę się do pracy. Postaram się oddzielić tę ustawę od całego pakietu socjalnego. Przynajmniej w tym momencie staniemy na dogodnej pozycji. Powinna pani nastawić się na dużo więcej spotkań tego typu. Potrzebna mi każda pomoc, na jaką mógłbym liczyć. – Usiadł wygodniej. – Tak więc teraz należy mi się chwila wypoczynku. Może taka szansa nie powtórzy się prędko. Jak się pani podoba moja posiadłość?
Powiodła spojrzeniem po rezydencji w stylu Tudorów, przeniosła wzrok na wyłożony płytami taras z wyjściem na zielony trawnik, a potem na obszerną altanę na wzgórzu, okoloną krzewami pnących róż.
– Piękna. Jak tu spokojnie!
Tego właśnie pragnąłem. Spokoju. Wychowywałem się w zwykłym bloku mieszkalnym w Nowym Jorku i jako dziecko musiałem staczać co jakiś czas bójki z rówieśnikami. Spokój może docenić tylko ten, kto nigdy go nie zaznał. – Uśmiechnął się. – Ale co z tego? Zjawia się pani i wciąga mnie w kolejne zmagania.
– To nie moja wina. Myślę, że zdecydowałby się pan pomóc nam, nawet gdybym nie próbowała pana namawiać, Może. – Spojrzał w stronę altany. – Ten młody człowiek jest dość niezwykły. Czy pani wie, że namawiał mnie, abym załatwił dla pani ochronę ze strony FBI na czas pobytu w Waszyngtonie?
– Nie, nic o tym nie wiem. Ale to do niego podobne.
– Przed naszym spotkaniem postarałem się zebrać informacje na wasz temat, pani i jego, ale w jego aktach nie znalazłem nic, co wskazywałoby na taką cechę charakteru.
– Jaką?
– On jest bardzo charyzmatyczny.
– O tak.
– Jak widać, jego rozmówcy jedzą mu teraz z ręki, a zazwyczaj nie są tacy łatwi. – Zamyślił się, po czym dodał: – Niedawno mieliśmy obaj małą wymianę zdań i on okazał się twardy jak stal. Potem dojrzałem też tę jego inną cechę. To nader rzadko spotykana kombinacja. Ten człowiek może być bardzo niebezpieczny.
– Nie wobec nas.
– Muszę przyznać, że miałem pewne obawy związane z udziałem Drakina w sprawie RU 2. – Spojrzał na Kate. – Przypuszczam, że i pani je miała?
– Owszem.
– Ale stałość jego charakteru zadowala panią?
Seth jest tak stały jak monsun, pomyślała z przekąsem.
– Jestem zadowolona z jego zaangażowania w sprawę RU 2.
Zachichotał.
– Sprytny unik. Ale myślę, że to wszystko, czego możemy się spodziewać.
Skinęła głową.
– Bo tylko to nas dotyczy.
– O czym rozmawiałeś z nimi w altanie? – zapytała, kiedy wracali do hotelu limuzyną senatora.
Wzruszył ramionami.
– O tym i owym. Uraczyłem ich historyjką o swojej mrocznej przeszłości, potem dorzuciłem coś na temat RU 2. W ten sposób zmyliłem ich czujność, ale też wzbudziłem zainteresowanie. – Urwał na moment. – Chyba muszę się przyznać, że rano, kiedy spałaś, myślałem nie tylko o tym, jak cię skłonić do uległości. Zadzwoniłem do Kendowa, a on poszperał tu i tam i zdobył trochę wiadomości. Emily Santos to jedna z wczesnych ofiar Ishmaru. Zabił ją ponad dwanaście lat temu. Miała jasne włosy, była drobna i nie umarła szybko. Walcząc z tym łajdakiem, posłużyła się nożem rzeźnickim. Stąd blizna na jego szyi.
– W jaki sposób Kendow zdobył te informacje? Od Jimeneza?
– Nie, gromadził je już wtedy, kiedy ja szukałem Ishmaru. – Po chwili dodał: – Jimeneza znaleziono niedawno martwego.