Выбрать главу

Nie musiała pytać, jak zginął. Jeszcze jeden wyczyn Ishmaru.

– W takim razie uznał na pewno, że jestem drugim wcieleniem tej Emily Santos?

– Na to wygląda.

Umieściła tę informację w odległym zakątku umysłu, nie chciała bowiem myśleć w tej chwili o niczym, co wiąże się z osobą Ishmaru. Dziś zdołali odnieść sukces i nie zamierzała mącić tego nastroju. Czym prędzej zmieniła temat.

– Wiesz? Senator powiedział, że jesteś niezwykłym człowiekiem.

– To przecież jasne. A ty we mnie wątpiłaś?

– Nie, po prostu zastanawiałam się, skąd u ciebie tak wspaniałe podejście do ludzi.

– Mam za sobą dwanaście domów dziecka. Upłynęło sporo czasu, zanim się dostosowałem. W ostatnim z nich przyszło mi spędzić cztery lata.

– Byłeś sierotą?

– Niezupełnie. Ojciec opuścił moją matkę i mnie, kiedy się urodziłem, a matka pozostała ze mną jeszcze dwa lata.

– Porzuciła cię?

– Sąd pozbawił ją praw rodzicielskich, kiedy ci z opieki społecznej dowiedzieli się, że zostawiła mnie w mieszkaniu samego prawie na trzy dni.

– To straszne – szepnęła Kate.

– Może. Ale takie jest życie.

– Dzieci nie powinny mieć tego typu przeżyć.

– A jednak tak właśnie bywa.

Dwanaście domów dziecka! Jak mógł się czuć mały chłopiec, przerzucany z miejsca na miejsce, aby wciąż od nowa poznawać gorzki smak odrzucenia? Nic dziwnego, że nie potrafi teraz osiąść gdzieś na stałe.

Seth uśmiechnął się.

– Nie miej takiej zatroskanej miny. Prawdę mówiąc, nie wyszedłem źle na tych domach. Przynajmniej nie chodziłem głodny.

– I nauczyłeś się obcowania z ludźmi.

– Musiałem sobie jakoś radzić. Z jednymi było łatwiej, z innymi trudniej. Zdarzali się też tacy, z którymi nie chciałem mieć nic do czynienia.

– A jak „poradziłeś” sobie dziś rano ze mną?

– Dając z siebie wszystko. – Ujął jej dłoń i podniósł do ust. – Ale nie jesteś łatwym przypadkiem. Najpierw pozwalasz mi posunąć się dość daleko, a potem się wycofujesz. – Musnął ustami jej dłoń. – Będę musiał nad tym popracować.

– Nic nie musisz.

– To prawda. Wybór należy do mnie. – Splótł palce z jej palcami. – Ale mnie nigdy nie zniechęcała praca nad tym, na czym mi zależy. Wysiłek tylko zwiększa przyjemność.

– Powiedz mi: czy „radzić sobie z kimś” znaczy to samo co „manipulować kimś”?

W jednej chwili spoważniał.

– Na pewno nie. Nie w tym wypadku. Nawet gdybyś się temu nie sprzeciwiała, nigdy by mi nie przyszło do głowy manipulować tobą. Czy nie jestem wobec ciebie cały czas uczciwy?

Tak, był uczciwy. Bez względu na to, czy ją uwodził, czy też przekonywał lub namawiał. Postępował z nią na tyle szczerze i otwarcie, że trudno było potem żałować tego lub innego kroku.

– Owszem, jesteś uczciwy.

– A więc nie masz się czym przejmować. Jesteś wystarczająco bystra, aby przejrzeć mnie na wylot, jeśli posłużysz się umysłem.

A nie hormonami, pomyślała skruszona. Uświadomiła sobie, że ma trudności z oddzieleniem sfery fizycznej od umysłowej.

– Senator miał rację – westchnęła. – Jesteś naprawdę niebezpiecznym człowiekiem.

– Zgadza się, ale to także lubisz we mnie. Podobnie jak tamci ludzie, z którymi rozmawiałem w altanie. Podnieca cię przebywanie blisko ciemności. – Twarz rozjaśnił mu figlarny uśmiech. – Chcesz zobaczyć, co naprawdę znaczy: blisko?

Spojrzała niego czujnym wzrokiem.

– Robiłaś to już kiedyś na tylnym siedzeniu limuzyny? Otworzyła szeroko oczy, zaszokowana.

– Nie. I nie zamierzam tego robić. Teraz on westchnął.

– Tak też sądziłem. Że nie jesteś jeszcze do tego gotowa. Nie szkodzi, może senator udostępni nam swoją limuzynę nieco później. Będziemy z nim przecież ściśle współpracować.

To dziwne, jak szybko można się przyzwyczaić do leżenia nago w ramionach mężczyzny, pomyślała sennie Kate, wsłuchując się w równomierne bicie serca Setha tuż przy jej uchu. Czasem taka bliskość wprawiała ją w podniecenie; kiedy indziej, na przykład teraz, było jej po prostu dobrze.

– Przesuń się – szepnął Seth. – Muszę pójść po wodę. Seks bardzo wzmaga pragnienie.

Niechętnie przekręciła się na bok. Odprowadzała go wzrokiem, kiedy szedł do łazienki. Usłyszała szum wody, a po chwili Seth wrócił ze szklanką w ręku.

– Zawsze pijesz potem wodę. Dlaczego?

– No cóż, dawniej paliłem, ale kiedy z tym zerwałem, musiałem znaleźć sobie jakiś substytut. Żeby mieć coś w ustach.

– Kiedy przestałeś palić?

– Pięć lat temu. – Napił się i odstawił szklankę na nocny stolik. – Charakter mojej pracy wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem utraty życia, żeby jeszcze popełniać powolne samobójstwo.

Wszedł z powrotem do łóżka, a ona natychmiast przytuliła się do niego.

– Mówiłem ci już, że uwielbiam, gdy tulisz się do mnie w ten sposób? – Nakrył ich oboje kocem. – To mi się kojarzy ze szczeniaczkiem, który dostaje swoją ulubioną kość.

Delikatnie ugryzła go w ramię.

– Muszę przyznać, że faktycznie jesteś moim ulubionym kęsem… Szczeniak. To słowo przypomniało jej o czymś.

– Co z twoim psem?

– W porządku. Zadzwoniłem do ośrodka, gdzie przechodzi kwarantannę. Powiedzieli, że przybrał na wadze. Kiedy znalazłem go w tamtej wiosce, prawie zdychał z głodu. Sama skóra i kości.

– W jakiej wiosce?

Milczał długo, jakby nie zamierzał w ogóle odpowiadać.

– Po prostu. W wiosce. Nie wiem nawet, czy jakoś się nazywała.

– Co tam robiłeś?

– Otrzymałem meldunek od jednego z moich ludzi i pojechałem, aby sprawdzić wszystko na miejscu.

– Wtedy zobaczyłeś tego szczeniaka i spodobał ci się?

– Tak, bo przeżył. Podobają mi się ci, którzy potrafią przetrwać.

– Przetrwać co?

Cmoknął ją lekko w czubek nosa.

– Ta opowieść na pewno by ci się nie spodobała.

– Skąd wiesz? – Uświadomiła sobie nagle, że jednak chciałaby jej wysłuchać, gdyby dzięki temu mogła poznać Setha nieco lepiej. – Dlaczego mówisz, że ten pies przetrwał?

Wzruszył ramionami.

– Bo wszyscy w tej wiosce zostali wymordowani, wyrżnięci w pień. – Zerknął na nią. – Widzisz, mówiłem, że nie zechcesz tego słuchać.

– Kto to zrobił?

– Jose Namirez. Chciał przejąć kontrolę nad swoim skrawkiem świata i opłacił mnie, żebym mu pomógł. Sytuacja nie była skomplikowana. Jedyną realną przeszkodą okazał się miejscowy boss narkotykowy Pedro Ardalen. Niczym pan feudalny rzucił do boju całą armię rzezimieszków. Rozprawa z nimi zajęła nam trzy miesiące. Wieśniacy byli zbyt przerażeni, aby odmówić Ardalenowi schronienia, kiedy zjawił się u nich z takim żądaniem.

– I co potem?

– Zwycięstwo nie zadowoliło Namireza. Postanowił ukarać wieśniaków. Dla przykładu. Kiedy mnie wynajął, uprzedziłem go, że nie zgodzę się na żadne represje.

– Ale on i tak to zrobił.

– Właśnie. – Pocałował ją w policzek i szepnął: – Więc go zastrzeliłem.

Zesztywniała.

– Tak po prostu?

– Tak po prostu. – Podniósł głowę, żeby spojrzeć na nią. W półmroku ujrzała zimne błyski jego oczu. – Jesteś teraz zadowolona? Masz uczucie, że wreszcie poznałaś mnie lepiej? Czy nie tego właśnie chciałaś?

– Tak.

– I nie spodobało ci się to, co usłyszałaś. Cóż, taki już jestem, Kate. Nie okłamuję cię i nigdy nie okłamię. Jeśli nie chcesz usłyszeć niemiłej prawdy, nie zadawaj mi pytań.

– Może tak właśnie zacznę postępować. Zapadło niezręczne milczenie.