– Przestań! – Nie mogła już znieść jego bólu. Wyciągnęła rękę, położyła ją na jego dłoni. – Wybacz mi. Nie powinnam tego mówić. To było głupie z mojej strony.
– Rzeczywiście, to było głupie. – Cofnął dłoń. – Ale skoro takie jest twoje zdanie, postąpiłaś słusznie, wypowiadając je na głos.
– Mówiłam bez zastanowienia. Przeżyłam dziś piekło. A poza tym nie zapomniałam jeszcze tego ataku szału, jakiego dostałeś na wieść o odziedziczeniu RU 2.
– Razem pracujemy i razem sypiamy. Miałem nadzieję, że będziesz pamiętała także o tym. – Przechylił głowę. – Ale może nie chcesz o tym pamiętać. Kate, czy uważasz mnie za człowieka niebezpiecznego?
– Niebezpiecznego? Nie sądzę, abyś… Machnął niecierpliwie ręką.
Nieważne. Nie chodziło mi o to, żebyś się tłumaczyła. W każdym razie sądzę, że Blount nie kłamał o Ishmaru. Jest przekonany, że ma nad nim kontrolę. Ale Ishmaru jest na to zbyt przewrotny. Tak więc musimy nadal zachować czujność.
Zmienił temat rozmowy. To dobrze. Odetchnęła z ulgą. Zaczynała już czuć się winna, niespokojna i trochę wystraszona.
Wystraszona?
– A co z Blountem? – zapytała szybko. – Czy on może nam zagrażać?
Przytaknął.
– Wprawdzie nie zna się na ludziach, ale jest z pewnością bardziej przebiegły niż Ogden i nie mniej szujowaty. Wciągnął do gry swego drogiego ojczulka. – Wzruszył ramionami. – Ale udało mi się go zwieść, przynajmniej na jakiś czas. Podobnie jak ty, uwierzył, że jego oferta jest dla mnie nie do odrzucenia.
Cios był celny. Bolesny. Wszystko, co mówił dzisiaj, sprawiało jej ból.
– Jak myślisz, ile mamy czasu do chwili, kiedy Blount zacznie coś podejrzewać?
– Mniej więcej tydzień. Może dwa, jeśli uda mi się to i owo zdziałać. – Spojrzał na nią. – Ale w tym, co zaplanował Blount, tkwią pewne możliwości dla mnie.
– Jakie możliwości?
– Nie pochwaliłabyś tego. Na razie zachowam pomysł dla siebie. Zanim powiem ci, o co chodzi, muszę się najpierw przekonać, jak poskutkowałby twój sposób rozgrywania tej sprawy.
– Idzie nam dobrze. Senator Migellin był wspaniały.
– Tak. Powiedziałbym, że nasze szanse kształtują się teraz na poziomie pięćdziesięciu procent.
– Tylko tyle?
– Na początku dawałem nam najwyżej dwadzieścia pięć.
– Według mnie, mamy więcej niż pięćdziesiąt. I sądzę, że wygrywamy. – Wytrzymała jego spojrzenie. – Wygramy, Seth.
Uśmiechnął się.
– Bo nie uznałabyś innego wyniku.
– Żebyś wiedział, że tak!
– Pójdę teraz do Joshuy. – Dopił swoją kawę. – Zabierzemy ich ze sobą do Waszyngtonu, jego i Phyliss.
Omal nie podskoczyła z radości.
– Czy to bezpieczne? – zapytała przezornie.
– Nie mniej niż przebywanie tutaj. To miejsce przestało być bezpieczne, ale niewykluczone też, że Ishmaru da nam chwilowo spokój. – Wstał. – Zachowamy wszelkie środki ostrożności. Wynajmę dla nich sąsiedni apartament i umieszczę w nim także Rimilona.
Skrzywiła się.
– Phyliss będzie zachwycona.
– Będzie zadowolona, jeśli w ten sposób zapewnimy chłopcu ochronę. Rimilon potrafi być taktowny i dyskretny, jeśli chce. – Zacisnął usta. – Na pewno się postara. Zwłaszcza teraz zależy mu na tym, aby mnie nie rozczarować.
Z mieszanymi uczuciami odprowadzała go wzrokiem, kiedy wychodził z poczekalni. Nikt do tej pory nie wprowadził do jej umysłu tyle zamętu, co Seth. Był niczym tornado, wdzierał się głęboko w jej duszę i zburzył jej spokój na dobre. W czasie tej jednej rozmowy wyzwolił w niej wiele emocji, od gniewu po skruchę, a nawet poczucie winy, współczucie i Bóg wie co jeszcze.
Strach.
Ta myśl zaskoczyła ją.
Seth zasugerował jej, że czuje się zagrożona przez niego. Ale to nieprawda. Seth nigdy by jej nie skrzywdził.
Chyba że po prostu będąc sobą. Chyba że zakłócając jej zorganizowane już, spokojne życie.
Chyba że opuszczając ją. O Boże, tak, bardzo by ją zranił, odchodząc. Uświadomienie sobie tego faktu wywołało w niej głęboki szok. Ale tylko dlatego, że już się przyzwyczaiła do jego obecności w swoim łóżku. Jest tak cholernie dobry…
Zachowuje się również wspaniale wobec Joshuy i Phyliss.
I świetny z niego kompan. Potrafi być duszą towarzystwa. Powiedziała mu o tym już tamtego ranka, po pierwszej wspólnie spędzonej nocy.
Ale na tym koniec.
Nie może dopuścić do tego, aby było coś więcej. Sethowi nigdy nie zabraknie wiary we własną wartość, w przeciwieństwie do Michaela, nie będzie jednak nigdy tak solidny i ustabilizowany jak on.
Jednak… dlaczego w ogóle porównuje ich obu, tak jakby mogła wybierać?
Seth z pewnością odejdzie od niej. To jedynie kwestia czasu. Kiedy tylko zarejestrują RU 2, on ją opuści i ruszy swoją drogą.
Widzisz, jak to boli? A więc przyznaj, że on stanowi dla ciebie niebezpieczeństwo. Uważaj na siebie. Nie pozwól mu zbliżyć się do siebie bardziej niż dotychczas.
Odsunęła talerz i wstała.
Idź do Joshuy. On i Phyliss to twoje życie.
Nie pozwól Sethowi zbliżyć się do siebie bardziej niż dotychczas.
Do hotelu w Waszyngtonie dotarli trzy dni później.
– Wszystko w porządku? – zapytał Seth, kiedy Kate wróciła z sąsiedniego apartamentu, gdzie pomogła rozpakować się synowi i Phyliss.
Kiwnęła głową.
– Tak. Tylko Rimilon czuje się trochę zdominowany przez Phyliss.
– Tak jak my wszyscy. – Seth zdjął marynarkę i cisnął ją na kanapę. – Zadzwoniłem do Migellina. Chce spotkać się z nami u siebie, jutro po południu. Urządza jedno z tych swoich spotkań.
Uśmiechnęła się blado.
– Po tym, co wydarzyło się tam ostatnim razem, zdołał jeszcze namówić kogoś do odwiedzin? Jestem zaskoczona.
– A ja jestem przekonany, że nawet pobiją się o to, kto pierwszy przyjdzie tam, żeby cię zobaczyć. A ci, którzy widzieli, jak otwierasz tę cholerną paczkę, będą rozprawiać o tym wszystkim miesiącami.
– Nie wierzę. – Wzdrygnęła się. – Ja nie potrafię o tym mówić.
– Więc nie mów. – Wziął swoją walizkę i skierował się do sypialni.
– Poczekaj.
Stanął jak wryty, następnie odwrócił się do niej. Odetchnęła głęboko.
– Nie chcę więcej z tobą sypiać.
Uśmiechnął się ironicznie.
– A jednak cię przestraszyłem? Zmusiłem do myślenia. Szkoda, że nie trzymałem języka za zębami.
– To wszystko zaczyna się komplikować.
– A ty nie lubisz komplikować sobie życia.
– Ty też nie chcesz komplikacji.
Ale różnica między nami polega na tym, że ja nie mogę się skryć przed nimi. – Zbliżył się do niej o krok. – Dlaczego postanowiłaś mnie spławić? Za bardzo polubiłaś seks? To wciąga jak narkotyk, nieprawdaż? Tracisz kontrolę nad sobą i właśnie tego nie lubisz? Wolisz, aby wszystko było uporządkowane i spokojne. Albo może nie byłem tak dobrze ułożony i solidny jak Noah czy twój ojciec?
Poczuła się niepewnie, patrząc na jego skrzące się oczy i zaciśnięte usta.
– Bądź rozsądny. Nie ma powodu, żeby się gniewać.
– Jestem rozgniewany. Nie lubię dostawać kopniaka w tyłek, jeśli nie wiem za co. Do diabła, zachowywałem się jak jakiś święty. Niemal jak święty Noah. – Pochwycił ją za ramiona. – To nie w porządku!
– Wiem, przyznaję ci rację – szepnęła bezradnie. – Ale nic na to nie mogę poradzić.
Mienił się na twarzy pod wpływem nawału emocji, milczał przez chwilę.