Выбрать главу

Winda zatrzymała się. Seth wysiadł z windy, skierował się do drzwi frontowych.

Kate zagrodziła mu drogę.

– Nie, tu jest tylne wyjście. Wychodzi wprost na las.

– Znasz dobrze ten szpital.

– Nic dziwnego. – Poprowadziła go do tylnych drzwi. – Nawet kiedy nie mogłam już z nim rozmawiać, przychodziłam co tydzień na konsultacje z lekarzami albo po prostu, żeby na niego popatrzeć.

– Nie wiem, jak byś mogła dać sobie radę z tym wszystkim.

– Do podobnego wniosku doszedł mój ojciec. Dlatego użył presji. Nie uznawał samobójstwa, ale kto mógł zagwarantować, że nie zmieni zapatrywań? Nie mogłam ryzykować. – Przełknęła ślinę. – Wymusił na mnie obietnicę, że sfinguję jego śmierć, a potem wyjadę stąd i zapomnę o nim.

Seth pokręcił głową.

– I uwierzył, że dotrzymasz słowa?

– Może. Nie wiem. Zrobiłam niemal wszystko, o co prosił. Sfingowałam śmierć, a z pieniędzy, jakie odziedziczyłam, stworzyłam fundusz przeznaczony na jego potrzeby. Nie powiedziałam o tym nikomu.

– Ale nie potrafiłaś zostawić go tu samego.

– Czy nie rozumiesz? Kochałam go. Nie mogłam tego zrobić. W pierwszym roku odwiedzałam go co tydzień. W drugim roku stan jego zdrowia uległ pogorszeniu. Już mnie nie poznawał, ale z jakiegoś powodu denerwował się na mój widok. – Z trudem powstrzymała się od łez. Boże, to nadal boli. – Płakał. Ograniczyłam wizyty do jednego dnia w miesiącu.

Seth zacisnął dłoń na jej ramieniu.

– W pierwszym roku zajął się pisaniem książki. Był przejęty, miał świadomość, że coś tworzy. W następnym nie potrafił już nawet przeczytać tego, co sam napisał. Czy wiesz, co to musiało dla niego znaczyć? A dla mnie?

– Wyobrażam sobie.

– Nie, na pewno nie. Musiałbyś widzieć to na własne oczy.

– W jaki sposób ukrywałaś te wizyty przed Phyliss?

– Oszukiwałam ją. Z czasem nauczyłam się kłamać jak z nut.

– Jezu, jak to wytrzymywałaś? Nie mając nikogo, z kim mogłabyś porozmawiać?

– Przecież obiecałam ojcu, że dochowam tajemnicy. Obiecałam mu…

Stała na najwyższym stopniu, wpatrując się w las, oddzielony od szpitala rozległą łąką. Ten las był zawsze zielony, kuszący i pełen spokoju. Ale nie dziś. Teraz znajdował się tam Ishmaru.

– Kate, pozwól mi pójść, odszukać go.

– Nie mogę. Ishmaru go zabije. Zostań tutaj.

– Do diabła, nie mogę!

– Możesz – zaoponowała żarliwie. – Jeśli nie zrobisz, o co cię proszę, nigdy ci nie wybaczę.

– To nie będzie już miało znaczenia, skoro on cię zabije. Zaufaj mi. Dam sobie radę.

Pokręciła głową.

– Idę. Wybór należy do ciebie. Albo wspólnie uzgodnimy plan działania, albo pójdę bez twojej zgody.

Jest zdeterminowany, pomyślała zrezygnowana. On naprawdę to zrobi, a nie mogę przecież dopuścić do tego, aby Ishmaru zobaczył mnie z kimś.

– W porządku. Daj mi dziesięć minut, zanim wkroczysz do akcji – zaproponował Seth. Spojrzał na łąkę. – Światła ze szpitala oświetlają ją tak dokładnie, że trudno będzie podejść niepostrzeżenie od tej strony. Przejdę najpierw milę na północ, a potem postaram się odnaleźć twego ojca.

– Jak?

Uśmiechnął się chytrze.

– Mam dobrego nosa, zapomniałaś już? Pacjenci szpitalni pachną środkami antyseptycznymi. Jego pokój aż cuchnął od tego. Poczuję z daleka.

– Razem z moim ojcem będzie Ishmaru.

– Zaskoczę go, zanim skrzywdzi kogokolwiek. Skierowała wzrok na łąkę.

– Dziesięć minut. Poszedł.

Patrzyła, jak skręca za węgłem, następnie zaczęła schodzić po schodach. Pozbyła się go dzięki kłamstwu i nie miała żadnych skrupułów z tego powodu. Najważniejsze, że on pozostanie przy życiu. Ishmaru mógłby go zabić w ciągu tych dziesięciu minut. Nie wolno do tego dopuścić.

Nie zabijesz już nikogo, Ishmaru.

To się musi skończyć.

Ale jak? Z chwilą gdy ona wejdzie do lasu, on będzie górą, a ona stanie się jego kolejną ofiarą. A więc trzeba znaleźć sposób, aby nim wstrząsnąć, zdominować go.

Zdominować go? Przecież on zdominował jej życie od chwili śmierci Michaela!

Zastraszył ją do tego stopnia, że niemal nie była już w stanie funkcjonować normalnie. Teraz też ogarniał ją paraliżujący lęk.

Pozbądź się tego strachu.

Znajdź jakiś sposób.

Zbierz myśli.

Pamiętaj.

I nagle wpadła na pomysł: wyraźny, jednoznaczny, klarowny.

No, oczywiście.

To proste.

17.

To Emily. Widział jej złociste włosy połyskujące w blasku księżyca, kiedy kroczyła przez łąkę w jego stronę.

Tak, podejdź do mnie, Emily, żebym mógł cię odesłać z powrotem do krainy ciemności.

Żebym mógł się nacieszyć swoją nagrodą.

Jeszcze tylko kilka jardów i wejdziesz między drzewa.

On tu jest.

Wyczuwała jego obecność w gęstniejącej przed nią ciemności. Z dłonią zaciśniętą na rękojeści rewolweru weszła w las i natychmiast wchłonął ją mrok tego świata liści.

– Ishmaru!

Nie było odzewu.

Szła dalej, dopóki nie znalazła się na skraju niedużej polanki. Przystanęła i powiodła wzrokiem po drzewach okalających otwartą przestrzeń.

– Ishmaru.

Nadal nie było żadnej odpowiedzi.

– Chciałeś, żebym tu przyszła. Nie kryj się przede mną.

– Odłóż rewolwer na ziemię. Taka broń nie przystoi wojownikowi.

– Gdzie jest ojciec Kate?

– Ojciec Kate? – Milczał parę chwil. – A więc przyznajesz wreszcie, że jesteś Emily?

– Naturalnie. Przecież wiedziałeś o tym od pierwszej chwili. Gdzie on jest?

– Dlaczego się tym interesujesz, Emily?

Bo Kate i ja jesteśmy jednością. – Słowa same cisnęły jej się na, usta ze zdumiewającą łatwością. – Muszę interesować się tym samym, czym interesuje się ona. I muszę chronić to, co ona pragnie ochraniać.

– To twój pech. Jakiż to kruchy mężczyzna. Wystarczyłby jeden lekki ruch ręką i mógłbym skręcić mu kark. Odłóż broń.

Czyżby stał tam w ciemnościach, gotów do zaciśnięcia dłoni na szyi jej ojca? Nie mogła ryzykować. Położyła rewolwer na ziemi.

– Doskonale. Żadnemu z nas nie wolno osiągać triumfu za pomocą tak ohydnej broni.

Wytężyła wzrok, starając się przeniknąć nim ścianę drzew.

– Gdzie jest ojciec Kate?

– Wyzwoliłem go.

Jej serce zamarło na moment. Co znaczy: wyzwoliłem? Czyżby Ishmaru chciał przez to powiedzieć, że jej ojciec nie żyje?

– Zawadzał mi.

Odwróciła się na pięcie; kątem oka dostrzegła z lewej strony jakieś poruszenie.

– Masz bystry wzrok. – Jego głos rozległ się z prawej strony. – Tak, zgadza się, byłem tam. Potrafię się poruszać bardzo szybko, nieprawdaż? Ćwiczyłem długo, aż wreszcie nauczyłem się mknąć szybko jak wiatr. I jeszcze coś, Emily: dysponuję teraz większą siłą niż wtedy, kiedy walczyliśmy ze sobą. Ale może i ty przywiozłaś ze sobą jakieś przedmioty obdarzone magiczną mocą.

To dobry początek, korzystny dla niej. Zasiać w nim zwątpienie. Przejąć kontrolę.

– Przywiozłam takie przedmioty, a jakże. Całe mnóstwo. Jak myślisz, dlaczego nie byłeś w stanie pozbawić życia syna Kate?

– To był mój wybór. Chciałem ujrzeć, jak ona cierpi. Jak ty cierpisz.

– Nawet jeśli uwierzyłeś, że wybór należał do ciebie, prawda jest taka, że to ja decydowałam. Od pierwszej chwili, kiedy spotkałeś Kate, wszystkie twoje myśli i działania, jakie podejmowałeś, były sterowane przeze mnie.