Выбрать главу

Cisza.

Kate uświadomiła sobie, że nie wytrzyma tego dłużej.

– To tyle. – Joshua podniósł worek. – Do widzenia, dziadku. Będę cię odwiedzać! – Spojrzał na Kate i zmarszczył brwi. – Nie płacz, mamo. Jest w porządku.

– Tak, wiem. – Zmusiła się do uśmiechu. – Chcesz już iść? Skinął głową.

– Chyba tak. Popchnęła go do wyjścia.

– Do widzenia, tato. Mam nadzieję, że…

– Mamo! – Twarz Joshuy rozjaśnił radosny uśmiech. Podążyła spojrzeniem za jego wzrokiem.

Dzięki ci, Boże!

Dłoń ojca spoczywała na starej rękawicy baseballowej Joshuy.

– Wypuszczają go na wolność. – Kate cisnęła nazajutrz gazetę na stół. – Ogden jest wolny.

– Mówiłem ci, że tak będzie.

– I to cię nie martwi? Pokręcił głową przecząco.

– A mnie tak.

– Zrozum, policja podejrzewa, że to on, ale nie mają wystarczających dowodów.

– Sprawa jednak jest nadal otwarta.

– Zapewne niebawem ją zamkną. – Zmienił temat. – Odebrałem już bilety lotnicze. Jutro w południe lecimy do Amsterdamu. – Po chwili dodał: – Jeśli jesteś pewna, że nadal tego chcesz. Główne zagrożenie już minęło.

– Owszem, chcę. Chcę wywieźć Joshuę jak najdalej od tego domu wariatów, zależy mi też na szybkim rozpoczęciu testów nad RU 2. Staraliśmy się zrobić wszystko tak, jak sobie tego życzył Noah. Ale nawet jeśli uda nam się zablokować tę ustawę, mogą upłynąć długie lata, zanim uzyskamy zgodę na prowadzenie zaawansowanych testów. – Zdesperowana potrząsnęła głową. – Tyle cennego czasu poszło na marne! Na samą myśl o tym ogarnia mnie złość. Chcę wreszcie coś robić!

– O czym rozmawiałaś z Tonym, kiedy rano zadzwoniłaś do niego?

– Poprosiłam go o kilka informacji. – Wzięła torebkę. – Wychodzę na parę godzin.

Podniósł wzrok znad gazety.

– Dokąd idziesz?

Uśmiechnęła się niewinnie i otworzyła drzwi.

– Na rozpoznanie.

– Kate!

– Potrafi pani zdobywać rozgłos, młoda damo. – Senator Longwortti obdarzył ją promiennym uśmiechem. – Niestety, nie tędy droga. Zabicie człowieka to raczej niewłaściwy sposób na przekonanie opinii publicznej, że jest się człowiekiem godnym szacunku i zaufania. Zresztą… przedtem także nie mogła pani liczyć na przekonanie innych do swojej osoby.

– Mogę usiąść?

– Oczywiście. Przepraszam za złe maniery. To dlatego, że byłem zaskoczony tym spotkaniem. Przyjechała pani tylko po to, aby mi powiedzieć, że rezygnuje z dalszej walki?

– Przyjechałam powiedzieć, że lecę do Amsterdamu. – Umilkła, a potem dodała: – I że dopóki żyję, dopilnuję, aby nie otrzymał pan nigdy nawet jednej kropli RU 2.

Zdumiony spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.

– Co takiego?

– Czy nie takie właśnie miały być pańskie korzyści uboczne, obiecane przez Ogdena? Czy nie przekonywał pana, że po wygranej bitwie znajdzie sposób na zdobycie RU 2? Walczył pan wyjątkowo zażarcie, senatorze Longworth. Zauważył to nawet Migellin. Z pewnością nie robił pan tego wyłącznie dla pieniędzy lub prestiżu.

Longworth roześmiał się.

– Co za bzdury! Nigdy bym nie tknął leku, który nie został przetestowany.

I robił wszystko, co tylko możliwe, aby nie dopuścić do testowania RU 2, pomyślała Kate. Z trudem powściągnęła gniew.

– Owszem, nie tknąłby pan. Oficjalnie. Przeszywał ją wzrokiem.

– Co pani sugeruje?

– Że jest pan chory na AIDS, senatorze. Znów parsknął śmiechem.

– Doprawdy, ma pani bujną wyobraźnię!

– Jestem lekarzem. Już podczas naszego pierwszego spotkania zwróciłam uwagę na pański wygląd. Był pan blady, trzęsły się panu ręce. Przypisywałam to początkowo stanowi nerwów, ale jest pan przecież profesjonalistą, a tacy ludzie zazwyczaj nie ulegają emocjom. Potem, na cmentarzu, pańska żona wykazała szczególny niepokój z powodu drobnego deszczu i jego wpływu na pańskie zdrowie.

– I na tak kruchej podstawie buduje pani swoją tezę?

– Nie, to były czyste domysły. Strzał na oślep. Nawet gdyby się okazało, że jest pan chory, nie byłam pewna, czy zdołamy to wykorzystać. Na szczęście mamy bardzo dobrego prywatnego detektywa. Dałam mu wolną rękę i dość szybko wykrył niewielką klinikę w stanie Maryland, gdzie pan odbywa kuracje. Nazwa kliniki to Sunnyvale Physicians Care. Brzmi znajomo?

– Nie.

– A powinno. Jest pan ich głównym udziałowcem, ale dopiero od roku. W zarządzie zasiada także Raymond Ogden. Czy to on przekonał pana, że niezbędna jest jego pomoc, aby móc utrzymać w tajemnicy pańską chorobę?

– AIDS nie jest już obecnie chorobą piętnowaną. Ludzie zrozumieli, że w zasadzie każdy może się jej nabawić.

– Doprawdy? W takim razie po co ta konspiracja? Powiem panu. Dlatego, że jest pan politykiem i wie doskonale, iż w społeczeństwie nadal panuje uprzedzenie wobec tej choroby. Uprzedzenie tak duże, że zapewne nie uzyskałby pan już następnym razem wystarczającego poparcia wyborców.

– Nie jestem chory.

Może nie ciężko. To może jeszcze potrwać nawet lata. Mógłby pan zostać wyleczony. – Umilkła, po czym dodała: – Dzięki RU 2. Ale pan nie otrzyma tego leku. Nie obchodzi mnie, co panu obiecał Ogden. Nie pozwolę, aby najpierw odmawiał pan innym ludziom prawa do korzystania z RU 2, a potem zaszywał się w Sunnyvale, aby zażyć następną dawkę leku. Nic z tego. Raczej będę patrzeć, jak pan powoli umiera.

– Nie wiem w ogóle, o czym pani mówi.

– Mówię, że pan umrze, jeśli nie zrezygnuje z tej ustawy i nie zacznie wspierać RU 2. To proste. – Wstała i podeszła do drzwi. – Albo się pan wycofa, albo nici z RU 2. Przynajmniej dla pana. I dla pańskiej żony.

– Mojej żony?

Zatrzymała się w progu, spojrzała na niego przez ramię.

– Nie powiedziała panu? Pół roku temu poszła do tutejszego lekarza, doktora Timkina. Niech się pan nie martwi, podała fałszywe nazwisko. Test na HIV wypadł pozytywnie. – Po raz pierwszy dostrzegła u Longwortha poruszenie. Przestał nad sobą panować. – Pan naprawdę o tym nie wiedział?.

– Przecież byłem ostrożny – wymamrotał. – Nie powinna… Dlaczego mi nie powiedziała?

– A dlaczego pan jej nie zapytał?

– Sporo czasu zajęło to rozpoznanie – zauważył Seth.

– W każdym razie nie zdzieliłam nikogo czymś ciężkim po głowie. Chociaż mam uczucie, jakbym go wykończyła na dobre. Jak można być człowiekiem tak samolubnym i okrutnym?

– Może to lata praktyki?

– Nie żartuj sobie. Martwię się tym.

– Wydaje mi się, że braku powodów do obaw. Spisałaś się znakomicie.

– Miałam szczęście. – Pokręciła głową z niedowierzaniem. – Ależ miałam szczęście. Usłuchałam intuicji i trafiłam w dziesiątkę. Albo to RU 2 trafił w sam środek tarczy. Może jednak dobro czasem zwycięża? Jeszcze trochę i zacznę wierzyć w aniołów stróżów.

– A kto jest naszym aniołem stróżem? Noah?

– Niewykluczone. – Zmarszczyła nagle brwi. – Ale jednak nadal jest to ryzykowna gra. Ogden ma duży wpływ na Longwortha. Może zdoła go przekonać, obiecując mu dostawę RU 2.

Seth uśmiechnął się.

– Wiesz, naprawdę nie przejmowałbym się Ogdenem.

Tchórzliwy szczur!

Ogden cisnął słuchawkę na widełki. Czy naprawdę musi robić wszystko sam? Ten sukinsyn Longworth schował się do mysiej dziury na pierwszy sygnał o zagrażających kłopotach. Tak jakby on, Ogden, miał jeszcze mało problemów z policją depczącą mu po piętach przez dwadzieścia cztery godziny na dobę! Nie może nawet pojechać do Seattle.