Выбрать главу

– Co pan z tym zrobi?

– A jak pan myśli? Zbiję majątek.

– Nie wierzę. Raczej utajni pan wszystko, zakopie tak głęboko, jak tylko się da.

– I co z tego? Pan zachowałby przecież swoje miliony, które zapłacę.

– To prawda. A co pan zrobi, jeśli nie sprzedam?

– Zniszczę pana – oświadczył spokojnie Ogden. – Podobnie jak pańskiego przyjaciela, Lynskiego. I również tę grupkę z Oklahomy. Nie zawaham się przed usunięciem was wszystkich z drogi.

Oklahoma? Noah przeżył szok, kiedy uświadomił sobie, że Ogden ma na myśli Kate Denby. Skąd, u diabła, dowiedział się o…

– Czekam na odpowiedź, Noah.

– Niech mi pan da czas do namysłu.

– Nie mogę pana do niczego zmuszać. Ale ostatnio wykonuje pan zbyt szybkie ruchy. Niemal wzbudza to we mnie niepokój. – Przez chwilę jakby zbierał myśli. – Sądzę, że usiłuje pan zyskać na czasie i wystrychnąć mnie na dudka. Podejrzewałem, że taką właśnie obierze pan taktykę. Spodziewałem się tego. Od dawna czułem, że pod fasadą tego niedobrego chłopca, za jakiego pan uchodzi, kryje się idealista. Jest pan teraz w swoim biurze?

– Tak.

– Proszę wyjrzeć przez okno. – Ogden bez pożegnania przerwał połączenie.

Noah powoli odłożył słuchawkę i wstał.

Nagły podmuch rzucił go na podłogę.

Odłamki szkła z rozbitego okna posypały mu się na plecy.

Eksplozja. Jakaś eksplozja…

Podczołgał się do okna. Z zewnątrz dobiegły go krzyki. Wyciągnął ręce do parapetu, podciągnął się do góry.

– Mój Boże! – wyszeptał.

Wschodnie skrzydło fabryki ginęło w płomieniach, z ruin wybiegali ludzie. Jego pracownicy…

Musi zejść do nich na dół. Jego fabryka… jego pracownicy… Musi im pomóc…

Podłoga zafalowała pod jego stopami.

Jeszcze jedna eksplozja. Nawet nie usłyszał huku.

Niech cię diabli, Ogden!

Piekący żar.

Ból.

Mrok.

Dandridge, stan Oklahoma

Godzina 16.10

– Cześć, Kate. – Alan Eblund wysiadł z chevroleta. Uśmiech rozjaśniał jego śniadą twarz, kiedy patrzył na schodzącą po schodach Kate. – Miło znów cię widzieć. – Skierował wzrok na gęsty tłum za kordonem, kłębiący się w odległości zaledwie kilku jardów od gmachu Genetechu. – Co takiego robisz, że wyprowadziłaś z równowagi tych miłych ludzi?

– Ci „mili ludzie” próbowali mnie oskalpować. – Sięgnęła spojrzeniem za niego, do Michaela na przednim siedzeniu samochodu. Siedział ze zmarszczonymi brwiami. Zły znak. – Przykro mi, że Michael uznał za konieczne sprawić ci kłopot, zabierając wolny czas.

– To nic takiego. Po cóż ma się partnera? – Alan otworzył przed nią drzwiczki auta. – Wolę to, niż zajmować się, jak wczoraj, handlarzami narkotyków.

– Dziękuję… Może masz rację. – Alan był partnerem Michaela od sześciu lat i zawsze go lubiła. – Jak Betty i dzieciaki?

– Doskonale. Betty ciągle mi przypomina, żebym zadzwonił do ciebie i umówił was obie na lunch.

Ale to zaproszenie nigdy nie nastąpi, wiedziała o tym. Jej przyjaźń z Betty Eblund stanowiła jedną z ofiar, jakie musiała ponieść w związku z rozwodem. Jako żona policjanta Betty pozostała lojalna wobec partnera męża.

– Byłoby miło. – Kate podała Alanowi kluczyki od samochodu. – W trzecim rzędzie z tyłu. Poznasz go bez trudu. To ta sama szara honda. Którą jeżdżę od pięciu lat.

– W porządku. Do zobaczenia. – Pobiegł we wskazanym kierunku.

– Chcesz koniecznie ukazać mnie w złym świetle? – burknął ponuro Michael, kiedy zajęła miejsce obok niego. – Zaproponowałem ci przecież dodatek na dziecko. Mogłabyś kupić sobie za to nowy samochód.

Westchnęła.

– Nie chciałam tego dodatku na dziecko i nie potrzebuję nowego auta. Honda sprawuje się bez zarzutu. I wcale nie zamierzałam dawać Alanowi do zrozumienia, że nie troszczysz się o mnie.

– To, że jesteśmy rozwiedzeni, nie oznacza jeszcze, że uchylam się od swoich powinności. I nigdy nie będę od nich uciekał.

– Wiem, że to nie w twoim stylu. – Michael był zawsze rzetelny i niemal fanatycznie świadom swoich obowiązków. Kiedy podczas procesu rozwodowego Kate zrzekła się dodatku na dziecko, nie ukrywał, iż fakt ten wytrącił go z równowagi. – Ale po prostu nie potrzebuję pomocy finansowej – dodała Kate. – Możemy już jechać? – Ruchem głowy wskazała na tłum. – Mam dość widoku tych szakali.

– To dlaczego nie poszukasz sobie pracy, gdzie nie ma takich jak oni? – Zapuścił silnik i tyłem wyjechał z parkingu. – I tak muszą ci tu płacić niewiele, skoro nie możesz sobie pozwolić na zmianę samochodu.

Wyglądało na to, że uwziął się na ten cholerny samochód.

– Płacą mi wystarczająco dużo. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę dodatkowe korzyści.

– Masz na myśli to, że pozwalają ci harować do upadłego – odparł ironicznie. – Joshua opowiadał mi już, że zabierasz teraz pracę do domu, nawet w weekendy.

– Nie zaniedbuję Joshuy – odparła najeżona. – Wiesz dobrze, że stawiam go zawsze na pierwszym miejscu. To po prostu tak, jakbyś ty… – Urwała, gdyż uzmysłowiła sobie nagle, że nie upłynęło jeszcze nawet pięć minut, odkąd usiadła obok niego w samochodzie, a już zdołał zepchnąć ją do defensywy. – Daj spokój, Michael. Nie chcę dać się wyprowadzić z równowagi przez twoje gadanie, które bierze się stąd, że czujesz się winny. Zwłaszcza że nie powinieneś mieć sobie nic do zarzucenia. To twoje prawo zawierać nowe związki. Na miłość boską, jesteśmy już przecież dwa lata po rozwodzie.

– Wcale nie czuję się winny. Jedno z drugim nie ma nic… – Urwał, uśmiechnął się z przymusem. – Mądrala z ciebie. Zawsze potrafiłaś przejrzeć mnie na wylot. – Przez chwilę zbierał myśli. – Nie chciałem, aby tak się stało. Szkoda, że to nie kto inny, lecz właśnie Benny. Jest twoją przyjaciółką, wiem o tym.

– Trudno, w życiu bywa różnie. – Odwróciła wzrok. – Czy to coś poważnego?

– Nie wiem. Może. Lubię ją. I bardzo długo byłem sam. Dzięki niej poczułem się lepszy, Kate. Poczułem się tak, jakbym miał trzy metry wzrostu.

Zdobyła się na blady uśmiech.

– To dużo, jak na początek.

– Właśnie. – Zacisnął dłonie na kierownicy. – Gdybym wierzył, że mamy jeszcze szansę, nigdy bym… Ale to już naprawdę koniec, czyż nie, Kate?

– Przecież wiedziałeś o tym.

– Może. Kiedy podchodziłem do tego rozumowo. – Pokiwał głową. – Ale naprawdę cię kochałem, Kate. Przeszkadzało mi tylko, że jesteś tak piekielnie bystra. Czy zdawałaś sobie sprawę, jak bardzo mnie onieśmielasz?

– Co takiego?

– Peszyłaś mnie. Na uczelni byłaś kimś w rodzaju geniusza, a ja po prostu wlokłem się powoli do przodu.

– Nie zachowywałeś się jak człowiek wystraszony. – Kate uśmiechnęła się kpiąco. – O ile dobrze pamiętam, próbowałeś zaciągnąć mnie do łóżka już na pierwszej randce.

Odsłonił w uśmiechu zęby.

– Cóż, peszę się tylko do pewnego stopnia. Byłaś drobna, milusia i seksowna i ciągnęło nas do siebie.

– Milusia? – powtórzyła oburzona. – Milusi może być pluszowy miś, ale nie ja.

– A jednak tak – upierał się. – Byłaś tak milusia, że zapragnąłem cię zdobyć i troszczyć się o ciebie.

To wyraźny dowód, że oceniłeś mnie niewłaściwie, pomyślała ze smutkiem.

– Trzeba przyznać, że przeżyliśmy trochę cudownych chwil – odezwał się Michael.

– Ale nigdy nie miałeś przy mnie wrażenia, że masz trzy metry wzrostu?

– Owszem, miałem, ale tylko w łóżku. – Jego uśmiech przygasł. – A potem wszystko się skończyło i poszłaś swoją drogą. Nigdy nie byłem dla ciebie wystarczająco ważny.