Выбрать главу

— Prawdę mówiąc jest to efekt uboczny — przyznał Rom. — Proszę to traktować jako nieistotne objawy. Przy niektórych rodzajach terapii nie da się uniknąć uczucia przyjemności. Ale nie jest to powód do niepokoju, nawet wówczas, jeśli…

— Zaraz, chwileczkę!

— Słucham?

— Myślę, że lepiej z tym skończyć. I to zaraz. To znaczy, są przecież jakieś granice, do cholery, nie możesz dotykać mnie wszędzie. Wiesz, o co mi chodzi.

Wiem, że ciało ludzkie stanowi jednolitą, nierozdzielną całość — odparł Rom. — A jako fizjoterapeuta twierdzę ż całym przekonaniem, że żaden ośrodek nerwowy nie może być odizolowany od innych — bez względu na rozmaite tabu kulturowe zaprzeczające takim poglądom.

— No tak, ale…

— Decyzja należy oczywiście do pani — ciągnął Rom, nie przerywając ani na chwilę zręcznych manipulacji. — Pani rozkazuje, ja słucham Ale dopóki nie otrzymam innego rozkazu, będę działał dalej w ten sposób…

— Och!

— I oczywiście w ten sposób.

— Ooooo, mój Boże!

— Ponieważ, widzi pani, cały ten proces rozładowywania napięcia, jak my to nazywamy, stanowi dokładny odpowiednik zjawiska wyprowadzania pacjenta z narkozy, a zatem, ee, nikogo nie powinno zdziwić stwierdzenie że paraliż to nic innego, jak tylko przypadek krańcowego napięcia…

Melisanda jęknęła.

— …gdzie rozluźnienie, czy rozładowanie, jest odpowiednio trudne, prawdę mówiąc, często niemożliwe, ponieważ czasami sprawy zaszły za daleko. A czasami nie. Na przykład czy pani coś czuje, kiedy to robię?

— Czy czuję? Jeśli ja tego nie czuję…

— A teraz? W ten sposób?

— Święci pańscy, kochanie, ty mnie wykończysz! O Boże drogi, co ty ze mną robisz, co to jest, ja oszaleję!

— Nie, droga Melisando, nie oszalejesz; wkrótce osiągniesz… odprężenie.

— Więc tak to nazywasz, ty sprytna, cudowna maszyno?

— Można tak powiedzieć. A teraz, jeśli oczywiście pozwolisz, chciałbym…

— Tak, tak, tak! Nie! Czekaj! Przestań, Frank jest w sypialni w każdej chwili może się obudzić! Przestań, rozkazuję!

— Frank się nie obudzi — zapewnił ją Rom. — Pobrałem próbki powietrza z jego oddechu i wykryłem obecność barbituratów. Jeśli chodzi o chwilę obecną, Frank równie dobrze mógłby się znajdować w Des Moines.

— Często miewałam w stosunku do niego takie uczucie — wyznali Melisanda. — Ale teraz już koniecznie muszę wiedzieć, kto cię przysłał.

— Wolałbym jeszcze tego nie ujawniać. Chcę, żebyś najpierw odprężyła się i rozluźniła w wystarczającym stopniu, żeby zaakceptować…

— Skarbie, jestem rozluźniona! Kto cię przysłał?

Rom zawahał się i w końcu wypalił:

— Prawdę mówiąc, Melisando, ja sam się przysłałem.

— Co takiego?

— Wszystko zaczęło się trzy miesiące temu — opowiadał Rom. Było to w czwartek. Przyszłaś do sklepu Sterna i nie mogłaś się zdecydować, czy kupić opiekacz do sezamków, który świecił w ciemnościach i recytował „Invictusa”.

— Pamiętam ten dzień — powiedziała Melisanda cichym głosem. — Nie kupiłam wtedy opiekacza i do dziś tego żałuję.

— Stałem obok — mówił dalej Rom — na stoisku jedenastym, w dziale sprzętu gospodarstwa domowego. Ujrzałem cię… i zakochałem się w tobie. Tak po prostu.

— To niesamowite — stwierdziła Melisanda.

— Dokładnie tak samo uważałem. Mówiłem sobie, że to nie może być prawda. Nie chciałem w to uwierzyć. Myślałem, że może rozlutował mi się jakiś tranzystor albo że pogoda tak na mnie wpłynęła. Dzień był bardzo ciepły i wilgotny. W takie dni moje obwody dostają kręćka.

— Pamiętam ten upał — potwierdziła Melisanda. — Ja też się dziwnie czułam.

— Był to dla mnie okropny wstrząs — ciągnął Rom. — Mimo wszystko nie poddałem się od razu. Powiedziałem sobie, że muszę skupić się na swojej pracy j zapomnieć o tym niestosownym opętaniu. Ale po nocach śniłem o tobie i pragnąłem cię każdym kawałeczkiem mojej skóry.

— Ależ twoja skóra jest z metalu — sprzeciwiła się Melisanda — a przecież metal nie czuje.

— Najdroższa Melisando — powiedział tkliwie Rom — jeśli ciało może przestać czuć, czyż metal nie może zacząć odczuwać? Czyż zdolność odczuwania zależy od rodzaju materii? Nie wiedziałaś, że gwiazdy kochają i nienawidzą, że nowa jest pasją namiętności i że martwa gwiazda jest tym samym, czym martwy człowiek lub martwa maszyna? Nawet drzewa odczuwają pożądanie, a ja sam słyszałem pijany śmiech budynków, gwałtowne kłótnie autostrad…

— To szaleństwo! — oświadczyła Melisanda. — A swoją drogą, co za mądrala cię zaprogramował?

— Moje funkcje użytkowe zostały zaprogramowane przez producenta, ale moja miłość jest wolna, jest wyrazem mojej osobowości.

— Wszystko, o czym mówisz, jest nienaturalne i przerażające.

— Niestety, wiem o tym aż nadto dobrze — przyznał Rom ze smutkiem. — Początkowo nie mogłem w to uwierzyć. Czy to naprawdę ja? Zakochany — w człowieku? Zawsze byłem taki rozsądny, zawsze żywiłem zrozumiały szacunek dla swego własnego gatunku. I teraz miałbym o Wszystko stracić? Nie! Twardo postanowiłem zgnieść w sobie to uczucie, Zai»ć je i żyć jak dotąd.

— Ale potem zmieniłeś zdanie. Dlaczego?

— Trudno to wyjaśnić. Pomyślałem o całym swoim przyszłym nienagannym, poprawnym, martwym — ohydny przymus, jaki sam sobie, będę musiał narzucać — i po prostu nie mogłem tego znieść. Zrozumiałem nagle, że lepiej kochać miłością śmieszną, beznadziejną, zabroniona bezsensowną, niemożliwą — niż nie kochać wcale. Więc postanowiłem zaryzykować wszystko — absurdalny odkurzacz zakochany w kobiecie — i raczej zginąć, niż się poddać! I tak, dzięki pomocy życzliwej maszyny ekspedycyjnej, znalazłem się tutaj.

Melisanda zamyśliła się na chwilę. Wreszcie odezwała się:

— Jakież z ciebie dziwne, skomplikowane stworzenie!

— Tak jak ty… Melisando, ty mnie kochasz.

— Być może.

— Tak, kochasz mnie. Ponieważ ja cię rozbudziłem. Zanim mnie spotkałaś, nie czułaś nic. Twoje ciało było martwe jak metal — jeśli metal jest martwy. Poruszałaś się jak skomplikowany automat, jak podobna do mnie maszyna. Miałaś w sobie mniej życia niż drzewo albo ptak. Byłaś bezduszną lalką czekającą na swego animatora. Taka byłaś, dopóki cię nie dotknąłem.

Melisanda przytaknęła, potarła dłonią czoło i przeszła się po pokoju.

— Ale teraz żyjesz! — zawołał Rom. — Odnaleźliśmy się nawzajem wbrew niewyobrażalnym trudnościom. Czy mnie słuchasz, Melisando?

— Tak, słucham.

— Musimy ustalić, co dalej. Moja ucieczka ze sklepu Sterna zostanie odkryta. Musisz mnie ukryć albo kupić, jak wolisz. Twój mąż. Frank, nie musi o niczym wiedzieć; ulokował swoje uczucia gdzie indziej, wobec czego mogę tylko życzyć mu szczęścia. Kiedy już zatroszczymy się o drobne szczegóły, będziemy mogli… Melisando!

Melisanda obchodziła go dookoła.

— Najdroższa, co się stało?

Melisanda położyła rękę na kablu zasilania. Rom stał bardzo spokojnie, nic próbując się bronić.

— Melisando, kochanie, zaczekaj. Wysłuchaj mnie…

Delikatne rysy Melisandy wykrzywił skurcz. Złapała kabel i jednym brutalnym szarpnięciem wyrwała go z wnętrzności Roma. Rom umarł w połowie zdania.

Melisanda zacisnęła kabel w ręku i potoczyła wokół dzikim spojrzeniem.