Odniosłam wrażenie, że dzisiaj blok Pardona zaludniali ludzie zachowujący się co najmniej dziwnie. Gdy znów spojrzałam na Deedrę, twarz jej poczerwieniała. Czekała, aż drzwi zupełnie się zamkną.
Aha. Już wiedziałam, co mogło zmobilizować Pardona Albee do podjęcia działań „w sprawie” Deedry.
– W tym tygodniu tak jak zwykle? – spytałam.
Zatliła się we mnie iskierka nadziei, że ta kobieta nie zechce już więcej korzystać z moich usług. Sprzątam u niej w piątki rano, a to najlepsza pora, bo wszyscy chcą mieć w domu porządek na weekend.
– No… no pewnie. Posłuchaj, zapomnijmy o tym nieporozumieniu z drzwiami. To ja zapomniałam je zamknąć, okej? Dopiero później sobie o tym przypomniałam. Przepraszam, że cię o to podejrzewałam. Jesteś bardzo solidna… – Deedra zamilkła, a na jej twarzy wykwitł fałszywy uśmiech. Gdzie, jak gdzie, ale tu był na swoim miejscu.
W drodze do domu zastanawiałam się, czy tydzień temu Pardon rzeczywiście wszedł do mieszkania Deedry. Jeżeli tak, to po co? Czego tam szukał?
Gdyby interesowały go kompromitujące informacje na temat jej prywatnego życia, znalazłby ich sporo. W górnej szufladzie komody trzyma kilka pornograficznych zdjęć, które zrobił jej jakiś ukochany. Na niektórych występuje w skąpej bieliźnie, a na innych bez. Nie bardzo miałam ochotę zaznajamiać się z tymi szczegółami (ej życia, ale do moich obowiązków należy nastawianie prania i odkładanie suchych ciuchów na miejsce, kiedy sprzątam jej mieszkanie. W tej właśnie szufladzie trzyma bieliznę. Chowa też pod łóżkiem (gdzie odkurzam) różne erotyczne gadżety i kilka okropnych magazynów, do tego zawsze zostawia rozbebeszone łóżko. Kto wie, pewnie znalazłoby się również trochę innych „obciążających” materiałów, które mogłyby zainteresować jej matkę.
Czy Albee ośmieliłby się zatelefonować do matki Deedry, porządnej i przyzwoitej Lacey Dean Knopp?
Takie zagranie było jak najbardziej w jego stylu.
Ledwo zdążyłam wrócić do siebie, zadzwonił dzwonek do drzwi. Wyjrzałam przez judasza i otworzyłam.
Tyleż niespodziewanym, co niegroźnym gościem okazał się rzadko widywany sąsiad Cariton Cockroft. Odkąd kupiłam dom, rozmawiałam z nim może trzy, cztery razy do roku.
Od zawsze kojarzy mi się z czymś do jedzenia. W zimie przypomina gorącą czekoladę i karmelki, a w lecie kokosowy zapach płynu do opalania i aromat grilla. Podobne jak ja jest po trzydziestce. Ma czarne włosy, ciemnobrązowe oczy, podbródek z dołkiem i gęste wygięte w łuk brwi. Ładnie pachnie. Jest o jakieś dziesięć centymetrów wyższy ode mnie, a ma niecały metr osiemdziesiąt wzrostu. Mój sąsiad jest uprzejmy, zajęty i heteroseksualny – to wszystko, co o nim wiem.
– Cześć, Lily – zaczął miłym, lecz niewesołym głosem.
– Cześć, Cariton. – Skinęłam mu głową na powitanie, a potem otworzyłam szerzej drzwi, żeby mógł wejść.
Na jego twarzy odmalowało się zdumienie, a ja zorientowałam się, że nigdy wcześniej nie zaprosiłam go do środka. Szybkim spojrzeniem obrzucił pokój i w przeciwieństwie do mojego pewnego siebie wczorajszego gościa nie bardzo wiedział, co z sobą zrobić.
– Siadaj – powiedziałam, zajmując miejsce w uszaku.
– Lily, przejdę od razu do rzeczy – zaczął, gdy tylko usadowił się na kanapce. Pochylił się naprzód, kładąc łokcie na kolanach. Miał koszulę w granatowo-białą kratę, dżinsy z zaszewkami i sportowe reeboki. Roztaczał wokół siebie aurę swobody, zamożności i komfortu.
Czekałam więc, aż przejdzie do rzeczy. Większość ludzi spodziewa się, że zareagujecie, kiedy wam mówią, iż mają zamiar coś zrobić. Moim zdaniem znacznie ciekawiej jest poczekać i przekonać się, czy rzeczywiście to zrobią.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie, jakby na coś czekał.
Gestem pokazałam mu, żeby powiedział, co go do mnie sprowadza.
– Widziałem, jak wychodziłaś tej nocy, kiedy popełniono morderstwo. – Odczekał chwilę, czekając na mój okrzyk przerażenia. – Wstałem, żeby zażyć pigułki na zatoki, i wyjrzałem przez okno.
– I co z tego? – Wzruszyłam ramionami.
– Lily, z tego mogą być problemy. Nie powiedziałem Friedrichowi ani słowa, ale wypytywał o ciebie. Jeżeli jeszcze ktoś inny cię widział, może zacząć podejrzewać, że masz jakiś związek ze śmiercią Pardona.
Trzymając ręce na kolanach, zastanowiłam się przez chwilę.
– Więc po to tu przyszedłeś? – zapytałam.
– Chciałem cię tylko ostrzec – wyjaśnił, porzucając poprzednią pełną skupienia, lecz jednocześnie odprężoną pozę. – Zawsze trochę się o ciebie niepokoiłem.
Uniosłam brwi ze zdumienia.
– Tak, tak, wiem – powiedział z lekkim uśmiechem. – Nie mój interes. Ale jesteś moją sąsiadką, jesteś bardzo ładna, a skoro mieszkam obok, czuję się trochę odpowiedzialny… Na pewno nie chcę, żeby przytrafiło ci się coś złego.
Przez chwilę miałam zamiar podciągnąć bluzkę i kazać mu się dobrze przyjrzeć, powstrzymałam się jednak. Wszystko, co złe, wszystko, co najgorsze, już mi się przytrafiło. Ale wiedziałam, że próbował mnie chronić. Nie chciał, żeby mi się coś stało. Wiedziałam, że Cariton uznał, iż właśnie tak powinien zachować się mężczyzna. A ja pomyślałam – co zresztą dość często zdarza mi się podczas kontaktów z mężczyznami – że przysparzają więcej kłopotów, niż są warci.
– Cariton, jesteś moim sąsiadem, a ponieważ jesteś przystojnym facetem i mieszkasz sam, czuję się za ciebie odpowiedzialna – odpowiedziałam.
Poczerwieniał. Zaczął wstawać, ale się opanował.
– Pewnie zasłużyłem sobie na to. Zanim się odezwałem, powinienem był najpierw powtórzyć sobie wszystko kilka razy w myślach, żeby się przekonać, jak to zabrzmi. Ale do cholery, Lily, nie mam nic złego na myśli.
– Widzę, ale dlaczego uważasz, że moje kłopoty z policją to twoja sprawa? Skąd wiesz, że nie zabiłam Pardona?
Mój przystojny sąsiad spojrzał na mnie, jakby nagle zobaczył syczącą złowrogo głowę hydry. Trafiłam w czuły punkt, odtrącając jego rycerskie zapędy.
– W takim razie… – zaczął chłodno – w takim razie zmarnowałem trochę czasu. Twojego zresztą też.
Rzuciłam okiem na swoją prawą rękę. Na paznokciu serdecznego palca kątem oka dostrzegłam podejrzaną zadrę. Będę musiała ją spiłować pilnikiem, zanim zrobi się większa.
– Chciałem tylko być dla ciebie miły – powiedział z niedowierzaniem w głosie.
Spojrzałam na niego, zastanawiając się, czy coś odpowiedzieć.
– Posłuchaj, umawiałeś się ze zbyt wieloma kobietami, którym wydawało się, że jesteś właśnie tym, kogo szukają – powiedziałam.
Przez cztery lata obserwowałam paradę kobiet wchodzących i wychodzących z jego małego domku. Przystojny facet bez żadnych wyraźnych wad ze stałym dochodem. Najlepsza partia we wsi.
– Ale dzięki, że nie powiedziałeś policji o tym, że mnie widziałeś. Tak się składa, że nie mam pojęcia, kto zabił Pardona, i wolałabym nie tracić czasu na przekonywanie o tym władzy.
Uznałam, iż zachowałam się wystarczająco uprzejmie. Jednak Cariton rzucił tylko: „Cześć, Lily”, i wyszedł naburmuszony. W ostatniej chwili opanował się i nie trzasnął drzwiami.
Szukając pilnika do paznokci, kręciłam głową. Gdzieś pod kilkoma warstwami zaskorupiałego nawozu krył się równy gość. Zastanawiałam się, jak wyobrażał sobie przebieg swojej wizyty.
– Lily, jestem przystojnym mężczyzną z sąsiedztwa. Trzymając gębę na kłódkę, okazuję ci, jak bardzo jestem rycerski i jak bardzo można na mnie polegać. Powinnaś się we mnie zadurzyć.