Выбрать главу

Gdy tylko wsiadłam do samochodu, zakuł mnie w kajdanki mężczyzna ukrywający się za fotelem pasażera. Później dowiedziałam się, że to Harry Wheeler, sporadyczny wspólnik wyczynów Napa. Harry chwycił mnie za ręce, zakuł i trzymał za przymocowany do kajdanek łańcuch. Potem zawiązał mi opaskę na oczach. Okna samochodu były mocno przyciemniane. Nikt niczego nie zauważył.

Podczas przerażającej podróży na północ od Memphis rozmawiali między sobą, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi. Byłam tak przerażona, że prawie nie rozumiałam, co mówią. Czułam zbliżającą się śmierć.

W pewnej chwili zjechali z autostrady i spotkali się w umówionym miejscu z członkami gangu motocyklowego. Nap wynajął mnie gangowi na jedną noc, chociaż wtedy nie miałam o tym pojęcia.

Czterech mężczyzn i kobieta zabrali mnie do porzuconej szopy w samym środku jakiegoś pola uprawnego. Jeden z nich dobrze znał okolicę, bo wychowywał się w pobliżu. Łańcuchem od kajdanek przywiązali mnie do zagłówka starego metalowego łóżka. Nadal miałam zawiązane oczy. Mężczyźni jedli, pili i gwałcili mnie. Kiedy zaczęło im się nudzić, wyjęli noże i zaczęli mnie ciąć. Pod każdą z piersi wycięli kółko, a nad nimi zygzaki. Na brzuchu wycięli tarczę z pępkiem jako środkiem. Zanosili się śmiechem, a ja, przykuta łańcuchem do zniszczonego łóżka, krzyczałam i krzyczałam wniebogłosy. Dostałam w twarz i powiedziano mi, że jak nie przestanę, to zaczną ciąć głębiej. I znów mnie gwałcili.

Kobieta, która im towarzyszyła, niewiele się odzywała. Z początku nie chciałam wierzyć, że nie mogę na nią liczyć. Kiedy zorientowałam się, że cichszy głos rzeczywiście należy do kobiety, zaczęłam ją błagać o pomoc. Nie odpowiedziała, ale kiedy wszyscy mężczyźni zasnęli lub wyszli na zewnątrz, żeby się wysikać, podeszła i syknęła mi prosto do ucha:

– Przeżyłam coś takiego, to i ty przeżyjesz. Wcale cię tak bardzo nie pocięli. Straciłaś tylko trochę krwi.

Nie wiedziałam, że Nap miał po mnie wrócić i że zostałam wynajęta, a nie sprzedana. Spodziewałam się, że umrę, kiedy się mną znudzili i zaczęli się szykować do odjazdu. Miałam umrzeć za osiemnaście godzin.

Skojarzyłam imię Rooster z największym z nich. Kiedy następnego dnia zaczęli się pakować, wpadł na doskonały pomysł. Dał mi mały tani rewolwer, który kiedyś znalazł na ulicy. Dołączył do niego jeden nabój.

– Możesz sobie wpakować kulkę w łeb – powiedział wesoło. – Albo możesz ją zachować dla Napa, kiedy tu wróci po ciebie. Zanim przyjedzie, zdążysz nauczyć się strzelać. Będziesz miała dość czasu.

– Lepiej sami ją wykończmy – powiedział głos, którego nie mogłam skojarzyć z imieniem ani z wagą.

– O jednym nie pomyślałeś – wyjaśnił Rooster. – Jak zabije Napa, możemy zawsze powiedzieć, że chciała się z nami pobzykać, jeżeli zdarzy się najgorsze i jakoś nas znajdzie, chociaż to mało prawdopodobne. A jak ją zabijemy, Nap pójdzie naszym tropem i dobierze nam się do skóry, kiedy będziemy się tego najmniej spodziewać. Nie macie już dość gościa? Bo ja mam.

Inni stwierdzili, że to sensowny pomysł, uznali, że zostawienie mnie z bronią to świetny żart. Odjeżdżając, śmiali się z miny, jaką będzie miał zaskoczony Nap, i zakładali się, czy go zabiję.

Kilka minut po odjeździe kawalkady motocykli ku asfaltowej drodze przeleżałam w odrętwieniu. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze żyję. Nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy nie. Zastanawiałam się, jak długo przeżyję z ranami, które mi zadali. W okolicach pochwy w najlepszym razie byłam bardzo posiniaczona, a w najgorszym wiedziałam, że dojdą do tego jeszcze obrażenia wewnętrzne. Z nacięć sączyła się krew. Bolały mnie straszliwie, chociaż wiedziałam, że nie są głębokie.

Bardzo powoli zaczęło do mnie docierać, że naprawdę jeszcze żyję i że jestem sama. Potem przypomniałam sobie słowa Roostera. Uniosłam skute ręce i zdjęłam z oczu opaskę.

Człowiek, który mnie porwał, miał po mnie przyjść, żeby wynająć mnie podobnym zwyrodnialcom. To, co przeżyłam do tej pory, miało się powtórzyć.

Ale teraz miałam broń i jedną kulę. Bardzo mnie kusiło, żeby raz na zawsze położyć temu kres. Powstrzymała mnie tylko myśl o rodzicach. Na pewno już się zorientowali, że coś mi się stało, i zaczęli mnie szukać. W szopie na środku pola nikt pewnie mnie nie znajdzie przez całe lata, a przez cały ten czas będą się o mnie niepokoić i modlić się za mnie. Nie pogodzą się z myślą, że nie żyję.

Wolałam zabić Napa – faceta, który był przyczyną tego wszystkiego. Po chwili zaczęłam z niecierpliwością oczekiwać spotkania z nim.

Każda chwila sprawiała mi ból, ale nauczyłam się ładować rewolwer, chociaż utrudniały mi to kajdanki. Na szczęście łańcuch był na tyle luźny, że mogłam przynajmniej poruszać rękami. Kilkakrotnie ładowałam, wyjmowałam nabój i ładowałam ponownie, dopóki nie nauczyłam się płynnie tego obsługiwać. Na koniec upewniłam się, że nabój znajduje się we właściwej komorze, i ukryłam broń przy sobie. W śmierdzącej, gorącej szopie czekałam na Napa. Przez dziurę w dachu widziałam niebo. Gdy słońce znalazło się prawie nad moją głową, usłyszałam silnik minivana nadjeżdżającego polną drogą. Przypomniałam sobie drugiego mężczyznę i modliłam się, żeby tym razem sprawca mojego nieszczęścia był sam.

Zamknęłam oczy, gdy odgłos kroków zbliżył się do mnie.

– Jak się dziś czujesz, kochanie? – zapytał wesoło Nap. – Gdzie Rooster zostawił klucz? O kurwa, jak cię poniszczyli. Minie trochę czasu, zanim dojdziesz do siebie…

Z tonu jego głosu domyśliłam się, że jest wściekły, bo przez jakiś czas do niczego mu się nie przydam. Jako towar byłam za bardzo uszkodzona. Otworzyłam oczy i spojrzałam wprost na niego. To, co zauważył, sprawiło, że zastygł, pochylony nad porzuconą opaską na oczy.

Uniosłam broń, wycelowałam tak dokładnie, jak mogłam, i nacisnęłam spust.

Trafiłam go w oko.

Żałowałam, że umarł tak szybko. O wiele za szybko.

Oczywiście nie miałam pojęcia, gdzie może być klucz od kajdanek. Nap mówił, że zostawił go Roosterowi. Ześliznęłam się z łóżka, a potem poczołgałam się, wlokąc je za sobą. Z niewiarygodnym trudem obszukałam Napa, żeby się upewnić, czy nie ma klucza przy sobie. Nie miał.

Miałam nadzieję, że w jakiś sposób uda mi się wydostać z szopy, ale nie miałam sił wywlec siebie i łóżka przez drzwi. Zdążyłam już stracić sporo sił.

Kolejny dzień przeleżałam w towarzystwie trupa. Pojawiło się najróżniejsze robactwo, w rany wdało się zakażenie, a ciało zaczęło śmierdzieć.

Gdy jakąś dobę później pracujący na pobliskim polu farmer zainteresował się porzuconym samochodem Napa, miałam już wysoką gorączkę, ale nie na tyle, żeby zacząć majaczyć. Pragnęłam stracić przytomność tak bardzo, jak ludzie w piekle mogą pragnąć wody z lodem. Przez otwarte drzwi farmer zobaczył leżące na podłodze zwłoki Napa i pobiegł wezwać pomoc. Wszyscy ludzie, którzy potem przybyli, nie mieli pojęcia, że w szopie jest jeszcze ktoś żywy. Przerażenie na twarzach mężczyzn, którzy weszli do środka, powiedziało mi, że przekroczyłam pewną granicę.

Nie było już mnie. Było tylko to, co mi się przytrafiło.

Nikt, kto mnie wtedy widział przykutą łańcuchem do łóżka, nie był w stanie pomyśleć, że kiedy byłam mała, miałam psa imieniem Bolo, że lubiłam bawić się lalkami, że w ciągu minionych dwóch lat dostałam trzy podwyżki i że pochodziłam z czystego i porządnego domu.

Podczas trwającego kilka tygodni powolnego powrotu do zdrowia, po wielokrotnych przesłuchaniach przez najróżniejsze organy ochrony porządku publicznego, po zniesieniu najazdu mediów, które zrobiły sensację z tego, co już było sensacją, zdałam sobie sprawę, że powrót do mojego poprzedniego życia był niemożliwy. Skradziono mi je. Mój chłopak występował jeszcze w gazetach jako mój chłopak, ale między nami wszystko się skończyło. Rodzice nie mogli pogodzić się z okropnością tego, co przeszłam, ani z tym, że zabiłam człowieka, który za to odpowiadał.