Za szóstym razem uniesienie rąk zaczęło mi sprawiać kłopoty. Derrick chwycił mnie za nadgarstki, pomagając mi dokończyć ruch.
– No, Lily, uda ci się – mruknął. – Teraz do góry.
Po raz kolejny uniosłam ramiona.
Odłożyłam dwudziestki dwójki na półkę i wzięłam dwudziestki piątki. Z dużym wysiłkiem położyłam się na ławce. Miałam duże trudności z ich podniesieniem. Powszechnie uważa się, że pierwszy raz jest najtrudniejszy, ale z doświadczenia wiem, że jeżeli pierwszy raz jest mi naprawdę ciężko, za każdym następnym razem wcale nie będzie łatwiej. Derrick trzymał mnie za nadgarstki, gdy podnosiłam ręce, a potem rozluźniał chwyt, gdy je opuszczałam. Podniosłam dwudziestki piątki sześć razy, zaciskając zęby w niesamowitym wysiłku.
– Jeszcze raz – chwytałam powietrze, czując, jak od zdradzieckiego zmęczenia mdleją mi ramiona.
Tak bardzo skupiłam się na podnoszeniu ciężarów, że nie zauważyłam pewnej zmiany. Palce, które mi pomagały, były koloru kości słoniowej, nie czarne.
Trzymałam ręce w górze aż do chwili, gdy poczułam, że dłużej nie mogę.
– Uwaga, puszczam! – zawołałam ostrzegawczo.
Marshall cofnął się za ławkę i hantle opadły na podłogę, na szczęście z niezbyt dużej wysokości. Kontrolowałam ich lot zgiętymi w ramionach rękami. Gdy uderzyły w gumową matę, nie potoczyły się.
Wstałam i usiadłam okrakiem na ławce, tak zadowolona z nowego osiągnięcia, że widok Marshalla po pełnym zwierzeń wieczorze nie wzbudził we mnie niepokoju. Miał na sobie to, co zawsze uważałam za jego strój roboczy – bezrękawnik i obcisłe spodnie zdobione egzotycznym wzorkiem z linii ubrań sportowych do ćwiczeń na siłowni, które klienci mogli zamawiać za pośrednictwem Body Time.
– Gdzie się podział Derrick? – spytałam i sięgnęłam po torbę, by wyciągnąć z niej różowy ręcznik.
– Szukałem cię po całym mieście.
– Coś się stało?
– Byłaś tutaj przez cały wieczór?
– Nie. Przyjechałam… jakieś trzydzieści, czterdzieści minut temu.
– Gdzie byłaś wcześniej?
– W domu – odpowiedziałam z nutką zniecierpliwienia w głosie.
Jeżeli zapytałby mnie o to ktokolwiek inny, odmówiłabym odpowiedzi. W sali panowała dziwna cisza. Dopiero teraz zauważyłam, że jesteśmy sami.
– Gdzie Derrick? – spytałam znowu.
– Wysłałem go do domu, kiedy kończyłaś dwudziestki piątki. Byłaś sama w domu?
Nie spuszczałam z niego wzroku, wycierając twarz i klatkę piersiową.
– O co ci chodzi?
– Lily, jakieś półtorej godziny temu ktoś wszedł kuchennymi drzwiami do domu Thei, gdy była w salonie, i podrzucił na stole zdechłego szczura.
– Fuj! – wykrzyknęłam ze wstrętem. – Kto i po co miałby coś takiego zrobić?
Nagle zorientowałam się, do czego zmierza.
– Myślisz, że… – byłam tak oburzona, że trudno mi było znaleźć właściwe słowa, a ręce instynktownie zacisnęłam w pięści.
Marshall usiadł okrakiem po drugiej stronie ławki. Wyciągnął rękę i położył mi palec na ustach.
– Skądże znowu – powiedział gorączkowo. – Nigdy, przenigdy coś takiego nie przyszłoby mi do głowy.
– Więc czemu pytasz?
– Thea… ona ma…
Nigdy nie słyszałam, żeby Marshall nie wiedział, co powiedzieć. Był bardzo speszony.
– Thea uważa, że to ja zrobiłam?
Spojrzał na żaluzje zasłaniające duże okno od ulicy.
– Tak właśnie myśli – przyznał.
– Ale dlaczego? – Nie mogłam wyjść ze zdumienia. – Po co miałabym coś takiego robić?
Na policzkach Marshalla pojawił się rumieniec.
– Wbiła sobie do głowy, że to przez ciebie się rozstaliśmy.
– Zupełnie zwariowała.
– Czasami Thea ma… to znaczy, rzeczywiście trochę jej odbija.
– Ale dlaczego?
Nie odpowiedział.
– Możesz wrócić i powiedzieć Thei – albo nie, sama to zrobię z największą przyjemnością – że odwiedził mnie w domu nieproszony gość – komendant policji we własnej osobie. Poszedł sobie tuż przed moim wyjściem na siłownię. A więc mam coś, co można nazwać niepodważalnym alibi.
Marshall odetchnął z ulgą.
– Dzięki Bogu. Teraz może wreszcie da mi spokój.
– W takim razie wytłumacz mi jedno. Dlaczego uważa, że zostawiasz ją z mojego powodu?
– Może za często wspominałem o tobie, kiedy mówiłem o kursie karate albo o ludziach, którzy tu ćwiczą?
Nasze spojrzenia spotkały się. Przełknęłam ślinę. Nagle zdałam sobie sprawę, że jesteśmy sami. Nie pamiętałam, żebym kiedyś była z nim naprawdę sam na sam w pustym budynku. Sięgnął ręką do wyłącznika i zgasił światło. Panujący w sali mrok rozpraszała tylko poświata wpadająca z zewnątrz przez szpary w żaluzjach. Jego twarz i resztę ciała pokrywały na przemian jasne i ciemne pasy.
Nadal siedzieliśmy okrakiem na ławce zwróceni twarzami do siebie. Powoli, dając mi dużo czasu na oswojenie się z myślą o tym, co może się stać, pochylił się do przodu. Gdy jego usta dotknęły moich, spięłam się z obawy przed falą paniki, która w ciągu kilku ostatnich lat pojawiała się podczas wszystkich prób nawiązania bliższych kontaktów z mężczyznami.
Tym razem panika nie przyszła.
Odwzajemniłam pocałunek Marshalla. Przysunął się bliżej, wsuwając nogi pode mnie. Objęłam go nogami w pasie, a stopy oparłam na ławce za nim. Gdy zarzuciłam mu ręce na szyję, przycisnął mnie do siebie.
Może dlatego, że zupełnie się tego nie spodziewałam, może z powodu sprzyjających okoliczności albo wcześniejszej przyjaźni z Marshallem, nagle coś, co dotąd było takie trudne, stało się łatwe i naglące.
Ściągnął mi T-shirt przez głowę. Widział już blizny, nie musiałam się więc obawiać jego reakcji. Drżącymi rękami zdjęłam mu bezrękawnik. Jego język poruszał się w moich ustach. Po raz pierwszy dotknęłam jego nagiego torsu. Podciągnął mój sportowy biustonosz, zza którego wyskoczyły piersi. Jego język znalazł nowy cel pieszczot. Jęknęłam cicho, gdy część mnie, którą dotąd uważałam za martwą, nagle zbudziła się do życia. Niecierpliwie pieściłam go, potem wstałam, nadal okrakiem nad ławką, chcąc zdjąć szorty. Całował mój brzuch, a potem jego usta ześliznęły się niżej. Podparłam się kolanem na ławce i odwróciłam, żeby zdjąć szorty. W ciemności usłyszałam szelest materiału. Po chwili zobaczyłam umięśnione, nagie ciało Marshalla pocięte pasmami światła. Położyłam się na ławce, a Marshall ukląkł i wypełnił mnie. Słowa, które szeptał, sprawiły, że poczułam się bardzo szczęśliwa. Było nam cudownie.
ROZDZIAŁ 7
Obudziłam się w radosnym nastroju, co było u mnie stanem tak rzadkim, że przez kilka minut nie bardzo wiedziałam, co się dzieje. Przeciągnęłam się w łóżku. Dawno nie czułam się obolała w taki sposób. Skoro dzień wcześniej tak dobrze mi się trenowało (na myśl o tym uśmiechnęłam się znacząco), postanowiłam zrobić kilka pompek w domu zamiast w Body Time. Nastawiłam ekspres do kawy, a potem poszłam do pokoju treningowego, położyłam się i szybko zrobiłam pięćdziesiąt pompek. Po kąpieli włożyłam zwykły strój roboczy – luźne dżinsy i T-shirt.
Nie miałam pojęcia, dlaczego niektórym kobietom wydaje się, że w obcisłych dżinsach będzie im się łatwiej bronić albo sprzątać dom.
Wzięłam z ganku gazetę i usiadłam nad płatkami i kawą. Czułam się tak niesamowicie odprężona i zadowolona, że prawie nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić.
Przyłapałam się na tym, że wyglądam przez kuchenne okno i uśmiecham się do pogodnego poranka. Dobry seks naprawdę korzystnie wpływa na podejście do życia – pomyślałam. I nie chodziło tylko o cudowne doznania, lecz także udane zakończenie, bez ataku paniki i fali odrazy ze strony partnera.