Выбрать главу

Jednak skoro wcześnie wstałam, a cały tydzień był tak niezwykły, żadna z powyższych rzeczy mnie nie pociągała.

Gdy przekartkowałam grube niedzielne wydanie gazety z Little Rock, starając się omijać historie o maltretowanych żonach, zaniedbywanych dzieciach i głodujących, porzuconych staruszkach, wybierając te, które mogłam przeczytać (co w sumie sprowadzało się do ucieczek niebezpiecznych zwierząt domowych – w tym tygodniu boa dusiciel – i stron poświęconych sportowi), ubrałam się ostrożnie, mając nadzieję, że silny ból już nie wróci. Ku mojemu zadowoleniu nie wrócił. Owszem, miejsce urazu pozostało wrażliwe na dotyk i wykonując pewne ruchy, czułam dyskomfort, lecz nie było tak źle jak dzień wcześniej.

A więc dobrze. Na początek postanowiłam uporać się ze swoim niezadowoleniem.

Przydałoby się posprzątać w domu.

Niemal z radością włożyłam gumowe rękawice. Przyszło mi do głowy, że mogłabym zatelefonować do Marshalla albo o brzasku zakraść się do jego domu i wskoczyć mu do łóżka. Odsunęłam od siebie pokusę – groziło mi, że zacznę na niego liczyć i traktować go jako ważną część mojego życia. Zamyślona gapiłam się na rękawice i myślałam o radości płynącej z kochania się z Marshallem, o jego cudownym ciele, o podnieceniu płynącym z bycia pożądaną.

Zaczęłam gruntowne sprzątanie.

Mieszkam w małym domku i dobrze wiem, że za bardzo nie śmiecę, bo nie ma gdzie. W półtorej godziny, zanim reszta świata zdążyła się obudzić, mój dom lśnił czystością, a ja niecierpliwie wyczekiwałam chwili, gdy będę mogła się umyć.

Właśnie gdy miałam wejść pod prysznic, rozległo się ciche pukanie do tylnych drzwi. Zaklęłam pod nosem, owinęłam się białym frotowym szlafrokiem, cicho podeszłam do drzwi i wyjrzałam przez judasza. Z drugiej strony spoglądał na mnie Marshall. Westchnęłam, nie wiedząc, czy cieszę się z jego widoku, czy też się martwię tym, że coraz lepiej czuję się w jego towarzystwie. Otworzyłam drzwi.

– Jeżeli nie przestaniesz – powiedziałam zdecydowanie – pomyślę sobie, że naprawdę ci się podobam.

– Co za miłe powitanie! – odparł, a jego brwi wygięły się w łuk z zaskoczenia. – Czy tym razem obudziłaś się na dobre?

– Wejdź ze mną pod prysznic, to się dowiesz – rzuciłam przez ramię, wracając do łazienki.

Jak się okazało, zupełnie odzyskałam świadomość.

Gdy mnie całował w strumieniach wody, dręczyło mnie przerażające uczucie, że powinnam na zawsze zapamiętać tę chwilę. Wiedziałam, że nie powinnam liczyć na trwały związek, bo poniżenie, które przeżyłam, zmieniło mnie na zawsze. Dlatego się bałam.

Potem pożyczyłam mu swój frotowy szlafrok, a sama włożyłam jasny, cieńszy, i obejrzeliśmy razem stary film na kablówce. Między nami na sofie położyłam miskę pełną winogron. Unieśliśmy podnóżek i spędziliśmy miło czas, podziwiając aktorów i śmiejąc się z intrygi. Gdy film skończył się około południa, wstałam, żeby odłożyć resztę owoców do lodówki. Przez otwarte żaluzje w pokoju gościnnym dostrzegłam dziwnie znajomy czerwony samochód. Jechał ulicą bardzo powoli.

– Kto to jest, Marshall? – spytałam ostro.

Świat zewnętrzny znów dał o sobie znać.

Błyskawicznie zerwał się na nogi i wyjrzał za okno.

– To Thea – oznajmił, ledwo opanowując wściekłość.

– W takim razie przejeżdżała tędy już wcześniej kilka razy.

Ten sam samochód dostrzegłam, gdy całowałam się z Marshallem pod wiatą. W ciągu ostatnich dni kilkakrotnie widziałam go w pobliżu.

– Niech to szlag, Lily – powiedział. – Przepraszam. Chciałbym, żeby ta sprawa rozwodowa wreszcie się skończyła. Żaden sędzia nie uwierzy, że ktoś z jej urodą jest zdolny do takich rzeczy.

Zamyślona wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam przechodzących obok Yorków. Alva i TL. trzymali się za ręce. Ubrani na sportowo, szli dość wolno. A więc nie byli w kościele. Coś niesłychanego!

Kilka dni temu pewnie zdziwiłabym się bardziej. W ciągu minionego tygodnia prawie wszyscy ludzie, których znałam, zachowywali się nietypowo, nie wyłączając mnie samej.

Pardon zginął, chyba nawet na własne życzenie.

Porządni, religijni Yorkowie bardzo przeżyli rodzinną tragedię.

Po dwóch latach wazeliniarstwa Norvel Whitbread pokazał, na co naprawdę go stać.

Tom O'Hagen zdradzał Jenny O'Hagen.

Deedra Deane widziała zwłoki.

Claude Friedrich nie zachował należytej ostrożności, zostawiając na biurku raport na mój temat.

Cariton Cockroft zaczął trenować karate i ujawnił zupełnie niespodziewane zainteresowanie sąsiadką.

Marcus Jefferson bawił się z synkiem w swoim mieszkaniu.

Marie Hofstettler przesłuchiwała policja.

Wielebny Joel McCorkindale odwiedził mnie w domu.

Marshall Sedaka zainteresował się osobiście jedną z uczennic.

Jedna z jego uczennic natychmiast odwzajemniła to zainteresowanie.

Ktoś zawiózł zwłoki do arboretum.

Ktoś inny podrzucił kajdanki tam, gdzie musiałam je znaleźć, zabił szczura, a na masce mojego samochodu zostawił sugestywnie umalowanego Kena.

– Ogólnie rzecz biorąc – powiedziałam, odwracając się do Marshalla – trudno będzie przebić zeszły tydzień.

– Możemy spróbować – zasugerował i zdziwił się, kiedy wybuchnęłam śmiechem.

– W poniedziałek wieczorem widziałam coś ciekawego – wyjaśniłam i opowiedziałam mu, co zobaczyłam podczas powrotu z nocnego spaceru.

– Widziałaś mordercę?

– Widziałam tylko kogoś, kto podrzucał ciało.

Marshall się zamyślił.

– Rozumiem, dlaczego nie chciałaś o tym powiedzieć policji – powiedział w końcu. – Ktoś użył twojego wózka. Problem w tym, że skoro jeszcze nikogo nie aresztowali, możesz być w niebezpieczeństwie.

– Jak to?

– Zabójca może pomyśleć, że widziałaś więcej, niż faktycznie widziałaś – wyjaśnił. – Przynajmniej w filmach tak postępują mordercy. Zawsze dobierają się do osób, które ich zdaniem za dużo wiedzą, bez względu na to, czy to prawda.

– Takie rzeczy dzieją się tylko w kinie, a tu jest Shakespeare.

Nagle zrozumiałam, co powiedziałam, i roześmiałam się. Marshall znów przyjrzał mi się ze zdziwieniem, więc musiałam mu wyjaśnić.

– Lily, myślę, że im wcześniej policja kogoś zatrzyma, tym lepiej dla ciebie.

– Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.

– Wtedy postaramy się odkryć, kto prześladuje ciebie i Theę.

W jego głosie wyczułam dziwną nutę.

– Czy to znaczy, że znów coś jej się przytrafiło? – spytałam.

– Zatelefonowała do mnie dziś rano koło szóstej. Na kuchennych drzwiach ktoś namalował farbą w sprayu słowo „suka”.

– Naprawdę?.

Zdziwił się trochę moją beznamiętną reakcją.

– Powiedz mi, przyszedłeś tutaj po to, żeby spędzić kilka miłych chwil w moim towarzystwie czy też chciałeś przekonać się, czy przypadkiem nie biegam po ogrodzie z puszką farby w aerozolu?

Zamknął oczy i wziął głęboki oddech.

– Myślę, że gdybyś była wściekła na Theę, wyzwałabyś ją na pojedynek albo zupełnie zignorowała na resztę życia. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, jak zakradasz się w ciemnościach pod jej dom i malujesz napis na tylnych drzwiach.

Nie byłam pewna, czy mi wierzy. Miałam wrażenie, że poczuł ulgę, gdy zażądałam od niego wyjaśnień.