W mgnieniu oka zmieniłam plany i postanowiłam zrobić zakupy. Obejrzałam się, czy nikt za mną nie jedzie i zawróciłam na najbliższym podjeździe, zanim Friedrich zdążył mnie zobaczyć. Nie miałam teraz ochoty z nikim rozmawiać, a już najmniej ze zbyt spostrzegawczym policjantem.
Od lat nie byłam w sklepie bez listy. W niedzielę zwykle gotuję posiłki na cały tydzień, a moja mała lodówka zaczynała już świecić pustkami.
Ostatnim razem w supermarkecie Krogera robiłam zakupy dla siebie i dla Yorków przed ich powrotem do domu… Właśnie – nie zwrócili mi pieniędzy za zakupy ani nie zapłacili za środowe sprzątanie. Widząc ich przygnębienie po rozprawie gwałciciela ich wnuczki, nie chciałam zawracać im głowy takimi drobiazgami, lecz skoro czuli się już na tyle dobrze, że wybrali się na spacer, czas wrócić do sprawy.
Właśnie próbowałam przypomnieć sobie wszystkie składniki mojej ulubionej zapiekanki à la tortilla, gdy ktoś staranował mój wózek z zakupami. Rozejrzałam się wokół i zrozumiałam, że wzbierający we mnie gniew za chwilę znajdzie doskonałe ujście. Jego celem będzie młoda kobieta ubrana w skromną szmizjerkę i mokasyny.
Od razu poznałam Theę. Umyślnie mnie zaczepiła. Spojrzenie, które we mnie wbiła, miało zapewne wyrażać skruchę, lecz był w nim tylko wstręt.
Dawno nie widziałam jej z tak bliska. Była śliczna jak zawsze. Delikatna i drobna, przyszła ekspani Sedaka ma słodką owalną twarz okoloną doskonale uczesanymi, opadającymi na ramiona ciemnymi włosami. Zawsze czuję się przy niej jak niezgrabna dojarka przy pełnej wdzięku księżniczce. Nigdy nie miałam okazji się przekonać, czy to wynik świadomego działania Thei, czy też mojego przewrażliwienia.
Teraz, gdy wiedziałam już co nieco o jej charakterze, mogłam się przekonać, jak żona Marshalla osiąga ten efekt. Uniosła głowę znacznie wyżej, niż musiała, sprawiając, że poczułam się jeszcze wyższa, i pchnęła swój wózek, lekko marszcząc brwi, jakby nie mogła sobie poradzić z jego ciężarem.
Ciemnozieloną sukienkę Thei pokrywał dyskretny kwiatowy motyw w kolorze słodkiego różu – nic krzykliwego. Pogardliwie wydęła wargi, widząc mój strój treningowy.
Manewrując wózkiem, zrównała się ze mną w samym środku alejki z puszkowanymi warzywami. Widząc, jak wykrzywia wargi w jadowitym uśmieszku, zorientowałam się, że powie coś, czym chce mnie urazić.
Postanowiłam ją uprzedzić.
Pochyliłam się i z najszerszym uśmiechem, na jaki było mnie stać, warknęłam:
– Przejedź jeszcze raz pod moim domem, to każę Friedrichowi cię aresztować.
Wyraz twarzy Thei był wart wszystkich pieniędzy, lecz odgryzła się szybko.
– Marshall jest mój – żachnęła się, przypominając mi jako żywo przedstawienie z siódmej klasy szkoły podstawowej. – Polujesz na cudzych mężów. Za wszelką cenę chcesz rozbić szczęśliwe małżeństwo.
– Pudło – powiedziałam. – Lepiej powiedz Meicklejohnowi, żeby sobie znalazł inne miejsce parkingowe.
Po raz kolejny celnie trafiłam, lecz Thea wcale nie miała zamiaru się poddawać.
– Jeżeli to ty podrzucasz te okropieństwa do mojego domu – w tym miejscu udało jej się nawet rzeczywiście wycisnąć z oka małą łzę – proszę cię, przestań.
Wypowiedziała te słowa na tyle głośno, by usłyszała je staruszka, która nieopodal porównywała ceny puszkowanej zupy. Kobieta obrzuciła mnie pełnym zgrozy spojrzeniem.
– Jakie rzeczy? – zapytałam niewinnie. – Biedactwo, ktoś ci zostawia pod drzwiami jakieś okropieństwa? A co na to policja?
Thea poczerwieniała. Wiedziałam, że nie wezwała policji, bo Tom David Meicklejohn był już pod ręką.
– Wiesz co? – powiedziałam z udawanym niepokojem – jeżeli kolo twojego domu kręci się ktoś podejrzany, poproś Claude'a Friedricha. Na pewno przyśle ci kogoś na całą noc.
Starsza pani skinęła głową z aprobatą i przeszła do kolejnego regalu, gdzie zajęła się porównywaniem cen różnych marek przecieru pomidorowego.
Pogratulowałam sobie w duchu refleksu i pomysłowości. Od dawna nikomu nie powiedziałam niczego tak przewrotnego.
Thea musiała się zadowolić cichym: „Jeszcze pożałujesz”. Wzburzona, z udawanym wysiłkiem pchała wózek ku ladzie z mięsem. Mistrzyni ciętej riposty.
Wyszłam ze sklepu z naręczem toreb. Gdy dotarłam do domu, poczułam, że odzyskuję spokój.
Komendant policji nadal na mnie czekał. Niech go szlag. Prawdopodobnie zaparkował samochód w swoim boksie za blokiem, a później wrócił piechotą. Wjechałam pod wiatę i otworzyłam bagażnik. Nikt mi nie zabroni wejść do własnego domu. Friedrich rozłożył ręce i zbliżył się wolnym krokiem.
– O co panu chodzi? – spytałam zaczepnie. – Dlaczego bez przerwy mnie pan nachodzi? Co ja takiego zrobiłam?
– Gdybym pani tak dobrze nie znał, pomyślałbym sobie, że nie jestem tu mile widziany – mruknął basem Friedrich. – Pani twarz wygląda o wiele lepiej. A jak żebra?
Otworzyłam kuchenne drzwi i zaniosłam do środka torebkę i torbę treningową. Wróciłam do samochodu po pierwsze dwie torby z zakupami. Friedrich bez słowa wziął dwie następne i poszedł za mną do kuchni.
W milczeniu ułożyłam puszki w spiżarni, zapakowałam mięso do zamrażarki i do dwudrzwiowej lodówki włożyłam kartony z sokiem. Kiedy skończyłam, starannie poskładałam torby i schowałam pod zlewem w wyznaczonym miejscu. Usiadłam przy prostym drewnianym stole naprzeciwko Friedricha, który postąpił tak samo, nie czekając na zaproszenie.
– Czego pan chce? – spytałam.
– Proszę mi powiedzieć, co pani widziała tamtej nocy, kiedy zginął Pardon.
Nagle zainteresowałam się swoimi dłońmi, myśląc o całej sprawie. Dotąd milczałam, bo chciałam powstrzymać policję przed grzebaniem w mojej przeszłości. Lecz skoro Friedrich i tak już to zrobił, wykazując się przy okazji nadmiernym zaufaniem do podwładnych, wszystko wyszło na jaw. Nie stało się nic tak strasznego, jak się obawiałam. A może to ja się zmieniłam?
Gdyby tylko Claude Friedrich chciał wysłuchać, co mam mu do powiedzenia, i gdybym nie musiała znów iść na komisariat, mogłabym mu powiedzieć wszystko, co wiem. I tak nie było tego wiele.
Poza tym Marshall trochę mnie przestraszył, wspominając o losie „tych, którzy wiedzą za dużo”.
Friedrich czekał cierpliwie. Czułabym się o wiele pewniej w jego obecności, gdybym nie miała nic do ukrycia. Podświadomie liczyłam na jego aprobatę. Kąciki moich ust powędrowały w górę w zgryźliwym uśmiechu. Umiejętność tworzenia właściwej atmosfery niewątpliwie sprawiała, że Claude był tak dobrym policjantem.
– Opowiem panu, co widziałam, ale nie sądzę, żeby to coś zmieniło – zaczęłam, w mgnieniu oka podejmując decyzję. Spojrzałam mu w oczy i położyłam dłonie płasko na stole. – Właśnie dlatego nie chciałam wcześniej o tym mówić.
– To pani telefonowała do mnie tamtej nocy?
– Tak, ja. Nie chciałam, żeby tam leżał w krzakach przez całą noc, ale najbardziej bałam się, że rano przypadkiem znajdą go dzieci.
– Dlaczego nie powiedziała mi pani wszystkiego od razu?
– Bo nie chciałam zwracać na siebie uwagi. Nie uznałam tego, co widziałam, za na tyle ważne, by ryzykować telefon do Memphis i wyjście na jaw historii o moich przejściach. Nie chciałam, żeby ludzie o tym plotkowali. Mimo to i tak wszystko się wydało. – Z tymi słowami spojrzałam na niego wymownie.
– To błąd, którego nie mogę pani w żaden sposób wynagrodzić – powiedział. – Nie powinienem był zostawiać tego raportu na biurku. Ale podejmuję kroki, żeby zminimalizować szkody.
Tylko na takie przeprosiny mogłam liczyć. Poza tym co więcej mógł mi powiedzieć?
Wzruszyłam ramionami. Złość na niego zaczynała mi przechodzić. Spodziewałam się, że pewnego dnia moja przeszłość i tak wejdzie mi w paradę.