Выбрать главу

Szkopuł w tym, że Jerrell, gdyby miał kogoś zabić, to nie Pardona, lecz raczej Marcusa. Poza tym ten ostatni pracował od ósmej do piątej, a zabójstwo prawie na pewno nastąpiło tuż przed piątą. Nie można wykluczyć, że popełnił zbrodnię podczas przerwy obiadowej. Niestety, jeżeli ktokolwiek widział lub słyszał Pardona między godzinami jedenastą, kiedy przez telefon rozmawiał z kolegą, a trzecią, gdy zapukał do niego Tom, nie wiedziałam o tym.

Przyszedł czas na Deedrę. Była w pracy mniej więcej do wpół do piątej. Zwolniła się wcześniej, żeby dostarczyć Pardonowi czek. Wszyscy mieszkańcy Apartamentów Ogrodowych wiedzieli, że miał bzika na punkcie punktualności. Dlaczego już o trzeciej w jego mieszkaniu miał więc panować nieporządek, skoro Deedra zabiła go później? Spróbowałam sobie wyobrazić rozjuszoną Deedrę, jak podnosi coś ciężkiego i zadaje właścicielowi bloku śmiertelny cios. Tylko czym? Przy drzwiach do mieszkania nie było nic, co mogłoby jej posłużyć za narzędzie zbrodni, a Pardon nie był chyba na tyle głupi, żeby rozmawiać z młodą kobietą trzymającą pogrzebacz w dłoni. Co ważniejsze, o ile znałam Deedrę, w trudnej sytuacji wolałaby raczej użyć swoich wdzięków niż przemocy. Westchnęłam i ją też skreśliłam z listy.

Przyszedł czas na mało rozgarniętego pechowca – Norvela. Miałam nadzieję, że samotnie gnił w więzieniu, które było tak stare i zrujnowane, że miasto zastanawiało się, kiedy, a nie czy zbudować nowe. Z pewnością Norvel był na tyle głupi, by popełnić zbrodnię w chwili, gdy w budynku panował duży ruch. Mógł spanikować i próbować ukrywać ciało w różnych miejscach. Przekonałam się też na własnej skórze, że wściekłość niekiedy odbiera mu rozum.

Ale chociaż myślałam o różnych rzeczach podczas opróżniania koszy na śmieci w pokojach, nie przychodziło mi do głowy nic, czym Pardon mógł szantażować Norvela, a co mogło go sprowokować do aż takiego wybuchu wściekłości. Poza tym po latach picia Norvel podupadł na zdrowiu, marnie się odżywiał i unikał ciężkiej pracy. Śmiertelny cios zadał ktoś silny i bardzo wzburzony. Nie mogłam całkowicie wykluczyć Norvela, ale jego wina wymagałaby spełnienia tak wielu dodatkowych warunków, że byłam skłonna w nią wątpić.

Gdy wynosiłam worki ze śmieciami do plastikowych pojemników, wrzucałam je do środka i zamykałam wieka, żeby nie rozgrzebały ich bezpańskie psy lub szopy, cieszyłam się, że wybrałam sprzątanie domów jako sposób na utrzymanie, a nie zostałam prywatnym detektywem. To morderstwo – myślałam, robiąc przerwę na rozciągnięcie mięśni grzbietu – było zbrodnią w afekcie, lecz nie miałam zielonego pojęcia, kto mógł znaleźć się w takim stanie.

W swoim życiu pełnym podpatrywania, wścibstwa i plotkarstwa Pardon wreszcie powiedział coś, czego nie mogła znieść jedna ze słuchających go osób.

Osoba ta zadała mu dwa ciosy. Drugi zamknął mu usta na zawsze.

Przekręciłam klucz w drzwiach domu Althausów, czując satysfakcję, że chociaż na chwilę uporałam się z chaosem. Nie potrafiłam odgadnąć tożsamości mordercy Pardona Albee, lecz potrafiłam zamieniać chaos w porządek.

Muszę przyznać, że u Althausów bardziej przykładam się do pracy niż u wszystkich innych klientów. Carol budzi moje współczucie, a to niełatwe. Jest miłą, niezbyt urodziwą i niezbyt rozgarniętą kobietą, która ma na głowie rodzinę złożoną z dwojga własnych i dwójki dzieci jej męża. Ciężko pracuje na niskopłatnym stanowisku, wraca do domu, gdzie stara się nakarmić i rozwieźć na zajęcia czwórkę dzieci w wieku poniżej dziesięciu lat. Co jakiś czas odbiera telefon od męża, którego praca polega głównie na podróżowaniu po kraju. Często wyobrażam sobie Jaya Althausa w cichym motelowym pokoju, leżącego na łóżku zasłanym czystą pościelą, z pilotem do telewizora w dłoni, i porównuję jego życie z życiem Carol.

Od wpół do jedenastej przyszedł czas na półtoragodzinną przerwę. W południe zaczynałam pracę w kancelarii adwokackiej, która właśnie wtedy miała przerwę obiadową. Co tydzień załatwiam wtedy różne sprawy i płacę rachunki. Pierwszą rzeczą na mojej dzisiejszej liście było odebranie pieniędzy, jakie byli mi winni Yorkowie. Po drodze do miasta po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że Jay Althaus może rozpaczliwie tęsknić za żoną i dziećmi każdej nocy, którą spędza w podróży.

Nie, chyba raczej nie.

Zamiast parkować przy zbyt wąskiej ulicy, pojechałam za blok. Wiedziałam, że o tej porze w dzień roboczy znajdę tam dużo wolnych miejsc.

Ponieważ kiedyś przyszło mi do głowy, że ciało Pardona mogło przez jakiś czas przebywać w jednym z garaży, postanowiłam sprawdzić tę hipotezę. Zaparkowałam na miejscu postojowym Norvela – numer mieszkania znajduje się nad każdym z miejsc bardzo przypominających boksy dla koni przy dużym torze wyścigowym – i zaczęłam się uważnie przyglądać pomalowanej na biało konstrukcji z drewna.

Garaż, który nigdy nie zaliczał się do cudów świata, pusty nie wyglądał najlepiej. Ponieważ w Apartamentach Ogrodowych nie ma piwnic – jak to zwykle w Arkansas – wszyscy mieszkańcy używają swoich boksów jako pomieszczenia gospodarczego do przechowywania najróżniejszych drobiazgów.

Zaczynając od lewej strony, lukę między pierwszym boksem a ogrodzeniem otaczającym blok zapełniał kontrowersyjny kamper Yorków. Pierwszy boks należał do Norvela, który nie ma samochodu, ale w pomieszczeniu trzyma różne rzeczy – zauważyłam pęknięte lustro oprawione w ramy i zestaw narzędzi do obsługi kominka; pewnie znalazł je gdzieś na śmietniku i miał zamiar sprzedać. W kącie garażu Marcusa dostrzegłam drewnianą paczkę, z której sterczał gruby czerwony plastikowy kij do bejsbola i mały kosz z tablicą do koszykówki. Claude Friedrich wstawił do swojego boksu metalowy regał, na którym trzymał jakieś części samochodowe i narzędzia. W boksie Deedry zauważyłam złożony namiot i parę zabłoconych gumiaków. Zawsze uważałam, że biwakowanie pod gołym niebem do niej nie pasuje. Oczywiście nie chodzi mi o czas spędzany samotnie. Intrygowało mnie, że kobieta jej pokroju co jakiś czas potrafi zrezygnować z papilotów.

W boksach mieszkańców piętra nie znalazłam żadnych skarbów. Marie ma samochód, którym czasami ją wożę, ale poza nim niczego nie zauważyłam. Yorkowie, podobnie jak Claude, mają regał, ale prawie pusty. Odniosłam wrażenie, że Alva co jakiś czas go odkurza – to zupełnie w jej stylu. Pod tylną ścianą boksu O'Hagenów stały dwa drogie rowery przykryte brezentem. W boksie właściciela bloku zauważyłam tylko samochód i kosiarkę do trawy. Patrząc na nie, poczułam smutek. Jest coś przygnębiającego w oglądaniu rzeczy należących do zmarłej osoby, bez względu na to, jak bardzo są anonimowe. A już kosiarka do trawy z pewnością nie należy do rzeczy osobistych.

Staranna wizja lokalna nie powiedziała mi zupełnie nic. W garażach z zewnątrz widać wszystko, więc trudno przypuszczać, by właśnie w jednym z nich ktoś schował ciało Pardona. A może w boksie pani Hofstettler między samochodem i ścianą? Albo w tym samym miejscu w garażu właściciela bloku? Zabójca mógł przypuszczać, że tylko tych dwóch samochodów nikt nie będzie ruszał. Nieśmiało sprawdziłam oba pomieszczenia. Ani jednej plamy, ani śladu nitek odprutych z zielono-pomarańczowej koszuli.

W kamperze ciało z pewnością by się zmieściło, lecz w chwili śmierci Pardona Yorkowie znajdowali się jeszcze w drodze do domu.

Nadszedł czas, by odebrać pieniądze od tych uczciwych ludzi. Skręciłam w stronę budynku i przeżyłam nieprzyjemne zaskoczenie. W drzwiach stal Norvel Whitbread.