Claude rozwiązał zagadkę całe wieki przede mną.
– Myślałem, że ktoś inny zabił Pardona. Uznałem, że Yorkowie nie chcieli nikomu powiedzieć, że ciało Pardona było w ich kamperze, ale sami go tam nie ukryli.
– Zasłony – wtrąciłam.
– Zasłony? Jakie zasłony?
Właśnie wtedy do pokoju zabiegowego wszedł lekarz z izby przyjęć i kazał Claude'owi wyjść za przepierzenie. Ten sam, który przed chwilą odesłał T. L. do sali operacyjnej. Wytrzeszczył oczy, kiedy zobaczył moje blizny, ale ten jeden raz nic mnie to nie obeszło.
– Pani zdjęcia – oznajmił.
– I co?
– Nie widać żadnych złamań – stwierdził, jakby to była najbardziej zdumiewająca rzecz pod słońcem. – Ale ma pani silnie naciągnięte mięśnie i jest bardzo potłuczona. Na szczęście widać, że dużo pani trenuje, więc oprócz tego nic pani nie jest. Położyłbym panią w szpitalu na dzień lub dwa na obserwację. Co pani na to?
Przypatrywał mi się uważnie zza okularów, których szkła odbijały silny blask sufitowej lampy. Włosy miał schludnie związane w koński ogon.
– Wolę do domu – wystękałam.
– Ma pani kogoś, kto się panią zajmie?
– Ja – zagrzmiał Claude zza przepierzenia.
Otworzyłam usta, by zaprotestować, lecz doktor stwierdził:
– Więc dobrze, jeżeli ma pani opiekę… Ale ostrzegam, przez kilka dni nie dojdzie pani sama nawet do łazienki.
Patrzyłam na niego zaniepokojona.
– Ma pani parę urazów, które jeszcze się goją. Mam wrażenie, że nie unika pani kłopotów – zauważył lekarz, zakładając długopis za ucho.
Usłyszałam prychnięcie Claude'a.
W szpitalu dostałam kilka tabletek przeciwbólowych, a doktor Thrush zajrzała do mnie i uzupełniła zapas. Claude okazał się nadspodziewanie dobrym pielęgniarzem. Potężne dłonie pielęgnowały mnie zaskakująco delikatnie. Już wcześniej wiedział o bliznach z protokołu policyjnego z Memphis i dobrze, bo nie mogłabym ich ukryć przed kimś, kto pomagał mi się myć. Pomagał mi też kuśtykać do toalety i zmieniał pościel. Jedzenie, które wcześniej zamroziłam, bardzo się przydało, bo nie mogłam ustać na tyle długo, by cokolwiek ugotować, a kiedy byłam sama, mogłam je po prostu podgrzać.
Kilkakrotnie Claude zamawiał posiłki do domu. Jedliśmy wspólnie, za pierwszym razem w mojej sypialni, na zaimprowizowanym stoliku do łóżka. Następnym razem usiadłam przy stole, chociaż bardzo mnie to zmęczyło.
Opuchlizna prawie zeszła, a odcień sińców zmienił się z czarnego i niebieskiego w niezdrowy odcień zieleni i żółci, kiedy wreszcie zaczęliśmy rozmawiać o Yorkach.
– Skąd wiedziałeś, co się dzieje? – zapytałam.
Czułam się lepiej. Właśnie zażyłam pigułkę przeciwbólową, wykąpana leżałam spokojnie w czystej pościeli, udało mi się nawet uczesać. Ręce położyłam wzdłuż ciała, trochę senna i odprężona. W tamtym obfitującym w wydarzenia tygodniu nic lepszego nie mogło mnie spotkać.
– Po kilka razy analizowałem wszystkie zeznania. Zrobiłem sobie rozkład zajęć i listę alibi wszystkich osób, zupełnie jak w programie telewizyjnym o przestępcach – mówił z wygodnie wyciągniętymi przed siebie nogami i z palcami zaplecionymi na brzuchu.
Przyniósł sobie fotel do mojej sypialni.
– Dość długo moim głównym podejrzanym był Marcus – kontynuował. – Tylko że po prostu nie mógł tak sobie wyjść z pracy. Miał zbyt wielu świadków. Tak samo Deedra. Nie było jej w pracy może przez pół godziny, a kiedy do parku podrzucono ciało Pardona, była na randce. Kiedy mi wreszcie o tym powiedziałaś – tu posłał mi pełne wyrzutu, lecz łagodnie spojrzenie – mogłem ją wyeliminować. Marie Hofstettler jest zbyt stara i słaba. Nie mogłem wykluczyć Norvela ani Toma O'Hagena. Ale w chwili zabójstwa Tom był zajęty, a Jenny pracowała przy dekoracjach do wiosennego balu w klubie za miastem. Tłumy świadków, więc ona też nie mogła zabić Pardona. Po kilku dniach wykluczyłem również ciebie.
– Dlaczego?
Tabletki przeciwbólowe najwyraźniej zaczynały działać, więc jego odpowiedź umiarkowanie mnie interesowała.
– Chyba dlatego, że zabiłabyś tylko po to, żeby twój sekret nie wyszedł na jaw. A kiedy wypsnęło mi się, że wiem o wydarzeniach w Memphis, nie próbowałaś mnie zabić.
Trochę mnie tym rozbawił. Uciekłam wzrokiem w kąt pokoju.
– Został jeszcze Norvel – powiedziałam cicho.
– Chyba że Yorkowie wcześniej wrócili do domu.
– Ja obstawiałam Norvela.
– Jednak on trochę mi nie pasował. Miałem wrażenie, że do czegoś takiego trzeba więcej sprytu. Chociaż z drugiej strony wszystko wskazywało na niego. Pijany Norvel nie mógł się zdecydować, gdzie ukryć ciało, więc przenosił je z miejsca na miejsce. Przepatrzyliśmy wszystkie mieszkania w budynku.
Nie miałam zamiaru zadawać więcej pytań.
– Nigdzie nie było śladów ciała. Pardon trochę krwawił z ust. Nie było żadnych włosów, a jedyne włókna znalezione na jego ciele pochodziły z bawełnianej tkaniny w kolorach ciemnoczerwonym, jasnym odcieniu złota i błękitnym.
– Zasłony z mieszkania Alvy – mruknęłam.
– Nie miałem pojęcia o zasłonach – odparł Claude. – Ale w żadnym mieszkaniu nie zauważyłem niczego, co pasowałoby do nitek.
Przypomniałam sobie, jak rozglądał się po moim domu, gdy znalazł się w nim po raz pierwszy. Szukał czegoś kojarzącego się ze śladami.
– Przeszukaliśmy garaże, żeby sprawdzić, w którym mogło być ciało. Bez rezultatu. Tego samego dnia zauważyłem, że tam zaglądasz, i zastanawiałem się, co knujesz.
– Skąd mnie zauważyłeś?
– Z mieszkania Pardona. Siedziałem w nim przez kilka dni i co noc. Obserwowałam ludzi, czym się zajmują, i próbowałem wpaść na pomysł, co z tym wszystkim zrobić.
Zdecydowanie czułam się coraz bardziej senna.
– W dniu, w którym znaleziono ciało Pardona, przeszukaliśmy kosze na śmieci.
Uśmiechnęłam się do siebie.
– Zaglądaliśmy do każdego mieszkania. Przez dzień albo dwa śledziliśmy wszystkich, a potem tylko Norvela i Yorków.
– Z Norvelem jakoś wam nie wyszło.
– Cholera, Lily, facet wychodzi na spacer i skąd mamy widzieć, że trzyma w kieszeni kominiarkę? Kij od miotły musiał schować wcześniej gdzieś przy ogrodzeniu. Nigdy go nie widziałem z czymś takim.
– A jak to się stało, że tak szybko znalazłeś się na dole? Nie spałeś czy umyślnie ściągnąłeś koszulę?
– Tak – przyznał, wyglądając na zakłopotanego. – Pomyślałem, że lepiej będzie, jeżeli wszyscy pomyślą sobie, że zbudziły mnie krzyki Norvela.
– Więc obserwowałeś i jego, i Yorków.
– Wiedziałem, że Deedra wspominała o kamperze, chociaż z drugiej strony mogło jej się coś pomylić. Codziennie po kilka razy przyjeżdża i wyjeżdża. Ale tym razem miałem wrażenie, że wie, co mówi. Nie mogłem za bardzo się dopytywać, bo nawet ona zorientowałaby się, co w trawie piszczy, ale im dłużej o tym myślałem, tym bardziej wydawało mi się możliwe, że Yorkowie wrócili wcześniej. Zatelefonowałem do sądu w hrabstwie Creek. Rozprawa Harleya Dona Murrella skończyła się na tyle wcześnie, że mogli zdążyć wrócić do domu. Wspomniałem o tym mimochodem, kiedy rozmawiałem z ich córką, a ona mi powiedziała, że wyjechali o pierwszej, zaraz po lunchu, zbyt poruszeni, żeby zostać choćby chwilę dłużej. Alva i T. L. mówili, że zatrzymali się przy pchlim targu w Hillside i trochę pospacerowali, żeby rozprostować nogi, ale jeżeli to nie była prawda, mogli tutaj dotrzeć już przed trzecią.
– Dotarli. Alva zdążyła podlać kwiaty w kuchni. Ziemia była wilgotna, kiedy zajrzałam do nich o trzeciej – wtrąciłam. – Rolety w jej sypialni były zwinięte. To były pierwsze rzeczy, które zrobiła po przyjeździe do domu. A zasłony w ich salonie były ściągnięte. Nie zauważyłam tego w poniedziałek, dopiero we środę. Myślałam, że Alva zaczęła wiosenne porządki, ale jak widać T. L. owinął nimi ciało.