Выбрать главу

Nie byłam sobie w stanie wyobrazić, co by to mogło być. Nic cennego nie zniknęło z mieszkania, tylko głupi program telewizyjny. I być może chusteczki higieniczne. Tych nie liczyłam, choć Marta pewnie by mi kazała.

Gdy mruczałam do siebie, sprawdziłam, czy nie ma gazety pod poduszkami kanapy, zajrzałam też pod falbankę, która przykrywała nóżki mebla.

– Po prostu go tu nie ma – doszłam do wniosku. Lacey weszła do salonu. Spoglądała na mnie ze zdziwioną miną.

– Potrzebujesz go w jakimś szczególnym celu? – zapytała ostrożnie, najwidoczniej starając się mnie pocieszyć.

Poczułam się jak idiotka.

– To jedyna rzecz, która zaginęła. Marta Schuster kazała mi dać jej znać, jeśli zorientuję się, że czegoś brakuje, a program telewizyjny to jedyna rzecz, która zniknęła.

– Nie bardzo rozumiem… – powiedziała z powątpiewaniem Lacey.

– Ja też nie. Ale lepiej będzie, jak do niej zadzwonię.

Marty Schuster nie było w biurze, więc rozmawiałam z Emanuelem. Obiecał zwrócić uwagę szeryf Schuster na brak czasopisma. Ale sposób, w jaki to powiedział, uświadomił mi, że uważał, iż jestem stuknięta, powiadamiając ich o braku gazety z programem. I wcale nie mogłam go winić za to, że tak o mnie pomyślał.

Gdy wróciłam do pracy, zdałam sobie sprawę, że tylko sprzątaczka mogła zauważyć brak gazety z programem. A ja wiedziałam, że zauważyłam jego brak tylko dlatego, że raz Deedra zostawiła go na kanapie, a ja odłożyłam go na okienko podawcze, gdzie był dobrze widoczny. Ale Deedra się wściekła – i był to jeden z naprawdę niewielu wypadków, gdy zrobiła mi awanturę. Powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu, że program telewizyjny zawsze, ale to zawsze trzeba odkładać do szuflady stolika.

Czyli szalony gwałciciel molestuje Deedrę, dusi ją, zostawia nagą w samochodzie w środku lasu i… kradnie jej gazetę z programem? Gazety były do kupienia przynajmniej w pięciu miejscach w Shakespeare. Po co ktoś miałby chcieć egzemplarz Deedry? Prychnęłam i odłożyłam przemyślenie tego raz jeszcze na kiedy indziej. Ale sama Deedra nie dawała mi spokoju. Przyznałam, że nie było w tym nic dziwnego. Sprzątałam jej mieszkanie od czterech lat. Wiedziałam o niej rzeczy, o których nie miał pojęcia nikt inny. Tak to jest, gdy sprzątasz czyjeś mieszkania. Przyswajasz sobie mnóstwo informacji, gdy to robisz. Nic nie pozwala cię poznać lepiej niż bałagan, który po sobie zostawiasz. Tylko sprzątaczki, włamywacze i policjanci mogą zobaczyć dom takim, jaki jest naprawdę, nieprzygotowany i niechroniony.

Zastanawiałam się, który z kochanków Deedry zadecydował, że musiała zginąć. A może był to impuls? Może nie zgodziła się czegoś zrobić, może zagroziła, że poinformuje o zdradzie czyjąś żonę, albo przywiązała się zbyt mocno? Wszystkie trzy scenariusze były możliwe, ale niekoniecznie prawdopodobne. O ile dobrze wiedziałam, nie było takich rzeczy, których Deedra nie zrobiłaby w łóżku, trzymała się z dala od żonatych mężczyzn i nigdy nie było mi wiadomo nic o tym, żeby wolała któregoś partnera seksualnego bardziej niż innych.

Brat szeryf mógł być innym przypadkiem. Był atrakcyjny i z całą pewnością zachowywał się, jakby szalał na punkcie Deedry.

Deedra z pewnością byłaby dla Marty Schuster żenującą bratową. Gdy ta niechciana myśl przyszła mi do głowy, leżałam na podłodze i sprawdzałam, czy na pewno nie ma czegoś pod kanapą. Zastygłam na chwilę w tej pozycji, obracając myśl na wszystkie strony i starając się to rozgryźć.

Prawie natychmiast odrzuciłam ten pomysł. Marta była wystarczająco twarda, żeby poradzić sobie z zażenowaniem. A z tego, co zrozumiałam, Marlon dopiero zaczął spotykać się z Deedra. Jego szokującego okazywania żalu nie dało się wytłumaczyć w inny sposób. Był wystarczająco młody, żeby nadal mieć złudzenia, i być może dość sprawnie unikał rozmowy z Deedra i miał nadzieję, że – używając biblijnego określenia – łączy się tylko z nim.

I może by mu się to udało. W końcu Deedra nie była zbyt mądra, ale nawet ona musiała zdawać sobie sprawę, że nie może tak postępować zawsze, prawda?

Być może nigdy nie chciała myśleć o przyszłości. Być może, gdy raz wstąpiła na tę drogę, była zadowolona, mogąc nią iść. Poczułam, jak wypełnia mnie pogarda dla Deedry.

Wtedy zaczęłam się zastanawiać, co ja sama robiłam przez ostatnich sześć lat.

Gdy podnosiłam się z podłogi, tłumaczyłam sobie, że uczyłam się przetrwać – uczyłam się nie oszaleć – każdego dnia, odkąd zostałam zgwałcona i okaleczona.

Stojąc w salonie Deedry Dean, słuchając jej matki krzątającej się w korytarzu, uświadomiłam sobie, że niebezpieczeństwo popadnięcia w szaleństwo minęło, choć pewnie do końca życia będę mieć napady paniki. Zorganizowałam sobie życie. Zarabiałam na siebie, kupiłam dom, miałam ubezpieczenie, samochód i płaciłam podatki. Nauczyłam się przetrwać. Przez długą chwilę stałam w miejscu i gapiłam się przez okienko podawcze na fluorescencyjnie jaskrawą kuchnię Deedry. Pomyślałam, że to dziwny czas i miejsce na uświadomienie sobie tak ważnej rzeczy.

A skoro byłam w mieszkaniu Deedry, znów musiałam o niej pomyśleć. Została zaszlachtowana, zanim mogła poradzić sobie z tym, co kazało jej się zachowywać w taki, a nie inny sposób. Jej ciało zostało poniżone – pokazane nagie i skrzywdzone. Wcześniej nie pozwoliłam sobie o tym myśleć, ale teraz wyraźnie widziałam butelkę coca-coli, która wystawała z pochwy Deedry. Zastanawiałam się, czy zrobiono jej to, gdy jeszcze żyła. Zastanawiałam się, czy miała czas, żeby zdać sobie z tego sprawę.

Nagle zakręciło mi się w głowie, prawie zemdlałam, więc padłam na kanapę i wpatrywałam się w swoje dłonie. Za bardzo dałam się ponieść wyobraźni przy odtwarzaniu ostatnich chwil Deedry. Przypomniałam sobie długie godziny spędzone w szopie wśród pól, godziny, które przeżyłam przykuta do metalowego łóżka, gdy czekałam na śmierć, gdy niemal jej pragnęłam. Pomyślałam o tym, jak chore były telefony, które odbierała Deedra na krótko przed tym, jak została zamordowana. Pomyślałam, że są na tym świecie mężczyźni, którzy powinni umrzeć.

– Lily, wszystko w porządku? – Lacey pochylała się nade mną i wyglądała na zatroskaną.

Siłą woli przeniosłam się do chwili obecnej.

– Tak – odpowiedziałam sztywno. – Dziękuję. Przepraszam.

– Jesteś chora?

– Mam zapalenie ucha środkowego. Zakręciło mi się w głowie – skłamałam.

Kłamstwo sprawiło, że poczułam się niekomfortowo, ale to było lepsze dla Lacey niż powiedzenie jej prawdy.

Wróciła do swojej roboty, rzuciwszy w moim kierunku zaniepokojone spojrzenie. Zaczęłam przeglądać kasety, które Deedra zostawiła koło telewizora, i upewniałam się, że żadne nagrania porno nie zaplątały się między taśmy oznaczone „ALL MY CHILDREN” czy „SALLY JESSY ON THURSDAY”. Te kasety pewnie nadawały się do ponownego użytku. Postanowiłam, że sprawdzę, czy nie ma na nich niczego pikantnego, i zapytałam Lacey, czy mogę je sobie wziąć. Tak jak przypuszczałam, zgodziła się, więc zapakowałam je do pudła, nie sprawdzając wszystkich. Jeśli znajdę na nich coś niewłaściwego, równie dobrze mogę wyrzucić je w domu. Kolejne małe sprzątanie.

Nie potrafimy opuścić tego świata bez pozostawienia po sobie mnóstwa rzeczy. Nigdy nie znikamy stąd tak nieskazitelni, jak się pojawiliśmy. A nawet gdy przychodzimy na świat, trzeba nas natychmiast umyć.

Tego wieczoru bardziej niż zazwyczaj nie mogłam się doczekać karate. Tak wiele przemyśleń, tak wiele niechcianych wspomnień musiało zostać wydalonych z mojego organizmu. Lubiłam działać, nie kontemplować: tak bardzo chciałam komuś skopać tyłek, że aż mnie bolało. Nie jest to właściwe podejście do tej dyscypliny sportu i nie jest to odpowiedni stan umysłu do trenowania sztuk walki. Moje ciało było napięte jak struna, gdy zajmowałam swoje miejsce w szeregu.