Выбрать главу

Na zajęcia w piątki wieczorem przychodziło na ogół mniej ludzi niż w poniedziałki i środy. Dziś przyszło tylko dziesięć osób, które rozgrzewały się teraz przy drążkach wzdłuż ściany. Bobo schylił głowę w drzwiach i wszedł do sali. Był ubrany w białą koszulkę na ramiączkach i spodnie od gi. Jego dziewczyna, Toni, dreptała za nim. Bobo zrzucił sandały i stanął w szeregu dwie osoby ode mnie, wciągając Toni na miejsce obok siebie. Miała na sobie czarne spodenki i fioletową koszulkę. Ciemne włosy upięła za pomocą gumki i miliona wsuwek. Próbowała wyglądać na zrelaksowaną.

Jak zwykle Becca stała pierwsza. Zrobiła rozgrzewkę na własną rękę, uśmiechała się do Carltona, gdy podchodził do niej, by porozmawiać, ale sama nie mówiła dużo. Raphael, który zazwyczaj stał po lewej stronie, był na balu. Razem z żoną byli opiekunami na wiosennej dyskotece w liceum ich córki. Wcześniej wyznał mi, że uważa, iż może mu się przydać część chwytów, których nauczył nas Marshall, jeśli chłopcy będą pili alkohol na parkingu.

– Skończyłyście już z Lacey sprzątać mieszkanie Deedry? – zapytała Becca, gdy czekałyśmy na polecenie stanięcia na baczność.

– Jeszcze nie. Ale dużo kartonów już wyjechało. Zostało jeszcze trochę do spakowania i będzie można wywozić większe rzeczy.

Skinęła głową i miała powiedzieć coś jeszcze, gdy Marshall zrobił swoją najbardziej surową minę i rzucił ostro:

– Ki-o tsukel Stanęliśmy na baczność i wymieniliśmy ukłony.

– W szeregu i do brzuszków!

Becca i ja na ogół dobierałyśmy się w parę, bo byłyśmy mniej więcej tego samego wzrostu i ważyłyśmy tyle samo. Przesunęłam się, żeby stać twarzą do niej, i upewniłam się, że każdy w moim rzędzie ma parę. Usiadłyśmy na podłodze twarzą do siebie, z wyciągniętymi nogami lekko ugiętymi w kolanach. Becca wsunęła stopy między moje i unieruchomiła je, zahaczając o moje łydki. Ja zrobiłam to samo.

Marshall kazał Toni, dziewczynie Bobo, ćwiczyć z Janet, która była do niej bardziej zbliżona rozmiarem niż Bobo. Ten z kolei musiał trenować z jedynym mężczyzną, który jako tako dorównywał mu wzrostem i wagą, Carltonem. Dwóch panów świata, pomyślałam, gdy patrzyłam, jak Bobo i Carlton w ciszy walczyli o to, który będzie wkładać, a który da sobie włożyć. Becca i ja wyszczerzyłyśmy do siebie zęby, gdy Carlton wsunął stopy między nogi Bobo, który wytrzymał dłużej.

– Wsuńcie dłonie pod pośladki, o tak! – Marshall podniósł ręce, żeby Toni mogła zobaczyć. Palec wskazujący prawej dłoni dotykał palca wskazującego lewej dłoni, kciuki również się dotykały, ale pozostałe palce były odciągnięte od palców drugiej dłoni tak daleko, jak to możliwe. – Wasze kości ogonowe powinny być w powietrzu. Odchylcie się do tyłu, ale nie dotykajcie podłogi!

Marshall opisał wszystko tak dokładnie ze względu na obecność gościa. Chodził tam i z powrotem, trzymając palce zatknięte za obi. Przyjrzał się sobie w jednym z luster i przygładził czarne włosy dłonią w kolorze kości słoniowej. Marshall był w jednej czwartej Azjatą i była to jego ulubiona część. Robił wszystko, żeby podkreślić swoją inność. Sądził, że egzotyczny wygląd – tak egzotyczny, jak można sobie pozwolić w południowym Arkansas – czyni go bardziej przekonywającym i atrakcyjnym, jako sensei i jako właściciela siłowni. Miał rację.

W tym czasie Becca i ja wsunęłyśmy dłonie pod tyłki i równocześnie odchylałyśmy się do tyłu bardzo powoli, aż do momentu, gdy nasze ramiona były jakieś pięć centymetrów od podłogi. Wpatrywałam się w sufit, koncentrując się na pęknięciu, którego zawsze używałam do skupienia uwagi. Nasze splecione nogi działały jak kotwica, dzięki której mogłyśmy trwać w tej bolesnej pozycji przez dowolny czas. Popatrzyłam w bok, żeby sprawdzić, co robi nasz sensei. Poprawiał gi. Bobo, ćwiczący tuż obok mnie, spojrzał mi w oczy i potrząsnął lekko głową w udawanej rozpaczy. Carlton, zajmujący pozycję obok Becki, już zaczął się pocić.

Wydałam lekki, szyderczy odgłos, na tyle głośny, by dotarł do naszego sensei. Marshall stroił piórka, podczas gdy my cierpieliśmy, a najsłabsi z nas mogli się wykończyć przed rozpoczęciem treningu.

– Odliczam! – rzucił ostro Marshall i wszyscy się napięliśmy.

Carlton drżał, a Toni, spleciona z Janet, kompletnie nie była w stanie podnieść się z podłogi, do której jej ciało mocno przylegało. Przynajmniej była porządnym balastem dla swojej partnerki.

– Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć! Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dwadzieścia! Raz, dwa…

Za każdym razem napinaliśmy mięśnie brzucha, po czym je rozluźnialiśmy. Górne części naszych ciał unosiły się jakieś piętnaście centymetrów nad ziemią, a gdy się rozluźnialiśmy, opadaliśmy na wysokość pięciu. Nasz rząd dygotał szaleńczo, próbując utrzymać się w górze, mięśnie brzucha mieliśmy sztywne z wysiłku, gdy próbowaliśmy utrzymać plecy w powietrzu. Spojrzałam w prawo, żeby sprawdzić, jak sobie radzi moja część grupy, bo Marshall mógł mnie poprosić o skorygowanie ich postaw. Carlton i Toni byli obok siebie po stronie Becki, co mnie ucieszyło. Bobo akurat spojrzał w lewą stronę i spojrzeliśmy na siebie. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Uważał to za świetną zabawę. Musiał znaleźć w Montrose inne dojo, skoro był w tak dobrej formie. Potrząsnęłam głową z ironicznym zdziwieniem i ponownie skoncentrowałam się na ćwiczeniach. Zamknęłam oczy i podążałam za odliczaniem, wiedząc, że Becca nigdy nie odpuści i nie będzie się obijać.

– Łokcie z podłogi! – upomniał Marshall, a dwóch nowych chłopaków na końcu rzędu nabrało powietrza i poszło za jego nakazem.

Rzucałam gniewne spojrzenia na sufit, gdy chwilę później usłyszałam, jak czyjaś głowa opada na podłogę. Hałas dobiegł z boku, to był jeden z nowych.

Po kilku mało entuzjastycznych próbach zmuszenia mięśni brzucha do działania otwarcie się poddał. On i Toni wyglądali jak ryby, ciężko dyszeli z otwartymi ustami. Toni dała radę dotrwać chyba tylko do końca pierwszej dziesiątki. Z całą pewnością Bobo nie poznał jej na siłowni.

Nareszcie zostaliśmy tylko Bobo, Becca i ja.

– Sto! – powiedział Marshall i zatrzymaliśmy się. We trójkę zamarliśmy z plecami uniesionymi w górę. Słyszałam, jak Becca głośno oddycha, i starałam się nie uśmiechać.

– Trzymajcie! – nakazał Marshall. Siłą woli zdołałam utrzymać się w górze.

– Trzymajcie! – dopingował nas. Zaczęłam drżeć.

– Rozluźnijcie się – nakazał.

Tylko to mogłam zrobić, żeby nie opaść na podłogę z tym głośnym, zawstydzającym łupnięciem. Zdołałam odczepić swoje nogi od nóg Becki i opuściłam lekko ramiona i plecy na podłogę. Taką miałam przynajmniej nadzieję.

Sapanie zmęczonych ludzi wypełniało salę. Odwróciłam się w kierunku Bobo. Był rozpromieniony i patrzył na mnie z odległości paru metrów.

– Jak się czujesz? – wysapał.

– Mogłam jeszcze wytrzymać z trzydzieści – odpowiedziałam bez przekonania.

Zachichotał cicho.

Marshall nie kazał nam dziś nakładać ochraniaczy. Przynajmniej częściowo z powodu Toni (nawet ci, których nazywaliśmy „nowymi”, przychodzili już od miesiąca) postanowił nakazać nam ćwiczyć uwalnianie się. Każdy z nowych uczestników zajęć musiał nauczyć się mniej więcej czterech prostych ruchów. Gdy cała reszta ćwiczyła trudniejsze chwyty, ja miałam nauczyć Toni tych prostych ruchów. Kilka razy nerwowo zaprotestowała, że jest tu tylko ze względu na Bobo – prawdopodobnie nie zamierzała się więcej pojawić. Nie przestawałam jednak jej instruować. Nikt (a przynajmniej nikt tak bojaźliwy jak Toni) nie odważyłby się po prostu powiedzieć Marshallowi „nie”. A przynajmniej nikt, kogo znałam.