Выбрать главу

– Nie robi to na mnie żadnego wrażenia – oznajmił Skok, ale nie uwierzyłam mu.

– Testosteron ci się podniósł – powiedziałam. Spojrzał w dół, zanim zdołał powstrzymać ten odruch.

– Zobaczyłam pożar, zgłosiłam go jak przykładna obywatelka i ocaliłam staruszka przed śmiercią. Jeśli chcesz, możesz być podejrzliwy, ale nie sądzę, żeby to przeszło.

Wydłużyłam krok i zostawiłam go wpatrującego się we mnie, bezradnego, z irytacją wypisaną na ocienionej twarzy.

ROZDZIAŁ 8

Następnego dnia spałam do późna. Musiałam wyłączyć budzik przez sen, bo gdy w końcu spojrzałam na zegarek, zorientowałam się, że powinnam już być w pierwszej porannej sobotniej pracy. Nie zasłałam łóżka, nie zjadłam śniadania i pojechałam do gabinetu Carrie, słaniając się na nogach i bez makijażu. Nie było tam nikogo, kto mógłby mnie zobaczyć w takim stanie. Przyspieszyłam więc tempo, załatwiłam jej gabinet i popędziłam do biura podróży.

Byłam tak naładowana adrenaliną, że skończyłam przed czasem. Wróciłam do domu, padłam na kuchenny stół i spróbowałam rozplanować resztę dnia. W soboty na ogół robiłam zakupy i sprzątałam własny dom. Starałam się sobie przypomnieć, co mnie czekało.

No tak, był jeszcze pogrzeb Deedry. Janet miała wpaść za godzinę, żebyśmy mogły pójść razem. Później miał wpaść Bobo w jakimś bliżej nieokreślonym celu. No i musiałam zrobić zakupy i posprzątać przed jutrzejszym przyjazdem Jacka.

Chciałam spać albo wypożyczyć film i oglądać go, siedząc w milczeniu na mojej dwuosobowej kanapie. Ale zmusiłam się do wstania i poszłam do łazienki wziąć gorący prysznic.

Czterdzieści pięć minut później Janet waliła w drzwi, a ja byłam umalowana i ubrana w czarny kostium, rajstopy oraz czółenka, które sprawiały, że czułam się nieswojo. Właśnie skończyłam makijaż i otworzyłam drzwi, zapinając lewy kolczyk.

– Lily, dobrze ci w czerni – powiedziała Janet.

– Dzięki. Ty też dobrze wyglądasz.

Mówiłam prawdę. Janet miała na sobie kasztanową sukienkę i brązowo-złoto-zielony żakiet, których krój i kolory podkreślały figurę Janet i pasowały do jej cery.

– A przy okazji – powiedziała Janet. – Obiecałam Becce, że wstąpimy po nią po drodze.

Wzruszyłam ramionami. Nie rozumiałam, po co komuś towarzystwo na pogrzebie, ale nie miałam nic przeciwko temu.

Becca wyszła wielkimi drzwiami prowadzącymi do Apartamentów Ogrodowych w Shakespeare w momencie, gdy do nich podeszłyśmy. Miała na sobie ciemnoniebieską sukienkę w wielkie białe grochy i upięła włosy pod słomkowym kapeluszem. Była jak zwykle ostro umalowana i wyglądała, jakby miała małą rólkę w filmie o uroczych ekscentrykach z Południa.

– Halo! – powiedziała dziarsko i optymistycznie. Gapiłam się na nią.

– Wybaczcie – powiedziała po chwili. – Muszę otrzeźwieć. Dostałam właśnie bardzo dobrą wiadomość i jeszcze się z nią nie oswoiłam.

– Możemy zapytać, o co chodzi? – Okrągłe brązowe oczy Janet niemal wyszły na wierzch z ciekawości.

– No cóż – Becca wyglądała, jakby miała za chwilę spłonąć rumieńcem, choć Revlon już wcześniej zadziałał w identyczny sposób. – Mój brat przyjeżdża z wizytą.

Wymieniłyśmy z Janet porozumiewawcze spojrzenia. Becca wspomniała o swoim bracie Anthonym tylko raz czy dwa, a Janet kiedyś głośno zastanawiała się, czemu Becca dostała w spadku mieszkanie, a nie podzielono go sprawiedliwie między siostrę i brata. Nie zareagowałam, bo nie chciałam mieszać się w to, jak Pardon rozporządzał swoim majątkiem. Musiałam jednak przyznać, że wybranie tylko Becki było trochę niezwykłe. Teraz, gdy będziemy mieli okazję poznać jej brata, może odkryjemy, dlaczego Becca była faworyzowana.

– To bardzo miło – powiedziała uprzejmie Janet. Byłyśmy zbyt blisko kościoła, by kontynuować dyskusję.

Zaskakujący nastrój i wiadomość Becki rozproszyły mnie na tyle, że nie zauważyłam, iż nasza mała uliczka była prawie nieprzejezdna. Samochody stały zaparkowane po obu stronach ulicy Track i za zakrętem, jak tylko mogłam okiem sięgnąć. Track stanowi podstawę przewróconego na lewy bok U złożonego z trzech uliczek. Estes Arboretum wypełnia pustą część U, a Zjednoczony Kościół leży na górnej kresce. To fundamentalistyczny kościół chrześcijański, którego pastor, Joel McCorkindale, potrafi doskonale zbierać pieniądze. Joel jest przystojny i gładki, jak gwiazda country. Ma przystrzyżone włosy i doskonałe białe zęby. Ostatnio zapuścił wąsik, który przycina tak precyzyjnie, że wygląda, jakby mógł nim kroić steki.

ZKS rozbudował się w ciągu minionych trzech lat o dwa skrzydła. Jest tam żłobek, przedszkole i boisko do koszykówki dla nastolatków. Założyłam, że mają czas na niedzielną mszę, bo udało im się wcisnąć ją między spotkania dla samotnych, próby młodzieżowego chóru Dzwoneczki i zajęcia w stylu „Jak zadowolić męża w chrześcijańskim małżeństwie”. Pracowałam dla nich od czasu do czasu i odbyłam kilka ciekawych rozmów z wielebnym McCorkindaleem.

Dzwon na wieży bił głośno, gdy podchodziłyśmy w górę łagodnego zbocza, które przed kościołem przechodziło w wyrównany teren. Biały karawan domu pogrzebowego Shields był przygotowany i zaparkowany wzdłuż krawężnika przed samym kościołem. Przez przyciemnione szyby można było dostrzec rodzinę, która czekała na odpowiedni moment, żeby wejść do kościoła. Mimo że nie chciałam się gapić, nie mogłam się powstrzymać. Lacey sprawiała wrażenie załamanej i zrozpaczonej. Jerrell był zrezygnowany.

Janet, Becca i ja weszłyśmy głównym wejściem, a kościelny zaprowadził nas do ławek. Upewniłam się, że Becca idzie pierwsza i że to ją chwyci za ramię, a nie mnie. Kościół był wypełniony bladymi ludźmi w ciemnych ubraniach. Ławki dla rodziny, poza pierwszą, zarezerwowaną dla Lacey i Jerrella, zajmowali kuzyni, ciotki i wujkowie zmarłej. Dostrzegłam jasne włosy Bobo obok ciemnej głowy Calli Prader. Zapomniałam, że Deedra była kuzynką Bobo.

Kościelny wskazał nam koniec ławki mniej więcej w połowie długości kościoła. Dobrze, że przyszłyśmy teraz, bo było to ostatnie miejsce, gdzie zmieściły się trzy osoby. Janet rozejrzała się z ciekawością. Becca studiowała śpiewnik, który dał nam kościelny. Chciałam się znaleźć gdzie indziej. Gdziekolwiek. Jack będzie tu jutro, a ja miałam mnóstwo roboty. Martwiłam się w związku z jego przyjazdem i z problemami, które musieliśmy rozwiązać. Zapach kwiatów wypełnił kościół, w którym już było duszno z powodu tłumu ludzi. Rozbolała mnie głowa.

Joel McCorkindale, w czarnej sutannie z jeszcze czarniejszymi aksamitnymi lamówkami przy rękawach, pojawił się przed kościołem tuż po tym, jak organy odegrały parę ponurych kawałków. Wstaliśmy, a pracownicy zakładu pogrzebowego (jeden Shields rodzaju męskiego i jeden żeńskiego), przepełnieni profesjonalnym smutkiem, wwieźli trumnę wzdłuż nawy. Za trumną powoli szli karawaniarze, dwójkami, ze wzrokiem wbitym w posadzkę, a każdy z nich miał w klapie wpięty goździk. Wszyscy karawaniarze byli mężczyznami. Przyglądałam się ich twarzom, zastanawiając się, ilu z nich odbyło intymne czynności z ciałem, które teraz spoczywało w trumnie przed nimi. To była absurdalna myśl i nie byłam dumna, że wpadła mi do głowy. Większość z tych mężczyzn była już w dojrzałym wieku, zbliżonym do Jerrella i Lacey, którzy szli tuż za nimi.

Lacey trzymała się kurczowo Jerrella, a on musiał bardzo jej pomagać, żeby była w ogóle w stanie dojść do pierwszej ławki. Kiedy minęli resztę rodziny, przyszło mi na myśl, że Becca mogła siedzieć po drugiej stronie kościoła zamiast obok mnie. W końcu też była kuzynką Deedry, choć nie miała zbyt wielu okazji, by ją lepiej poznać.

To był trudny tydzień dla klanu Praderów, Deanów, Winthropów i Albeech. Ciekawiło mnie, ilu z nich myślało o podpaleniu domu Joego C. poprzedniej nocy, a nie o morderstwie kobiety, która leżała teraz w trumnie.