Выбрать главу

– Lily, nie bądź smutna.

Nie byłam w stanie mówić. Zastanawiałam się, czy Bobo skończył już dwadzieścia jeden lat. W najostrzejszych słowach powiedziałam sobie, że jestem zdeprawowaną kretynką. Chciałam dosłownie walić głową w ścianę.

– Poniosło nas – powiedział. Wzięłam głęboki oddech. – Tak.

– Nie bądź taka zła – powtórzył. – Nie chcę być niedelikatny, Lily, ale to było tylko pieprzenie na sucho.

Nie słyszałam wcześniej tego określenia.

– Prawie się uśmiechnęłaś, widziałem, że twoje usta drgnęły – powiedział zadowolony.

Odsunęłam mu włosy z czoła.

– Czy możemy udawać, że to się nigdy nie zdarzyło? – Głos nie trząsł mi się tak bardzo, jak się obawiałam.

– Nie, nie sądzę. To, co się stało, było fantastyczne. Zawsze coś do ciebie czułem. – Przyciągnął moją dłoń i pocałował ją. – Ale nie spodziewałem się tego.

To taka gorączka pogrzebowa. Wiesz – ona umarła, my żyjemy. Seks to świetny sposób, żeby udowodnić sobie, że się żyje.

– Wymądrzasz się.

– Nadszedł moment, żebyś dała sobie trochę luzu i pozwoliła innym na robienie mądrych rzeczy.

– Robię wiele rzeczy, które nie są rozsądne. – Nie byłam w stanie ukryć rozgoryczenia.

– Lily, to się więcej nie powtórzy. Nie pozwolisz na to. Więc bądźmy ze sobą szczerzy.

Nie byłam pewna, jakie to będzie miało konsekwencje, więc czekałam, co powie.

– Nie masz pojęcia, ile razy, odkąd zaczęłaś pracować dla mojej matki, fantazjowałem na twój temat. Kiedy wiesz, że tajemnicza piękna kobieta sprząta ci pokój, nie da się uniknąć wyobrażania sobie… co by było. Moja ulubiona…

– Proszę, przestań.

– W porządku. – Miał tyle przyzwoitości, by wyglądać na trochę zażenowanego. – Ale chodzi o to, że wiem… Wiem, że to tylko fantazja. Istniejesz naprawdę, ale nie będziemy razem. Wiesz, że jesteś dla mnie jak… kumpel.

Kimś więcej niż kumpel – pomyślałam ze smutkiem. Ale wiedziałam, że nie należy tego mówić głośno.

– Tak naprawdę mnie nie znasz – powiedziałam najdelikatniej, jak umiałam.

– Wiem o tobie wiele rzeczy, których sama nie potrafisz przyznać – odparował.

Nie rozumiałam.

– Wyciągasz staruszków z płonących budynków. Uratowałaś życie Jackowi Leedsowi i omal nie zginęłaś. Jesteś gotowa ryzykować własnym życiem, aby ocalić czyjeś, i masz dość odwagi, by to robić.

Co za nieporozumienie!

– Nie, nie, nie – zaprotestowałam, wściekła.

Wykonał ruch, jakby chciał mnie uciszyć, uklepując powietrze dłonią. Usiadłam i sięgnęłam na stertę złożonego prania na krześle. Prania, którego nie zdążyłam dziś schować. Podałam mu ręcznik. Próbował osuszyć przód spodni i bardzo się starał nie wyglądać na zawstydzonego.

– Zrobiłaś to. Jesteś odważna. – Jego głos był bez wyrazu, ale jednocześnie nie sposób było z nim dyskutować.

Nie chciałam wysłuchiwać motywującej gadki Bobo Winthropa. Wiedziałam, że to, co się stało dzisiaj, będzie mi ciążyć na sumieniu przez długi, długi czas.

– Jesteś bystra, ciężko pracujesz i jesteś naprawdę, ale to naprawdę śliczna.

Znienacka poczułam łzy zbierające się pod powiekami. Ostateczne poniżenie – pomyślałam.

– Musisz iść – powiedziałam nagle.

Pochyliłam się, żeby pocałować go w policzek. Wstaliśmy i raz – po raz ostatni – przyciągnęłam go do siebie i przytuliłam.

– Teraz już idź, a za tydzień, dwa, wszystko będzie okej.

Miałam nadzieję, że to, co powiedziałam, stanie się prawdą. Spojrzał na mnie poważnie i był tak smutny, że ledwo mogłam to znieść.

– Muszę ci jeszcze coś powiedzieć – nalegał. – Wysłuchaj mnie, Lily. Zmieniam temat.

Niechętnie skinęłam głową, żeby pokazać, że czekam.

– Pożar był wynikiem podpalenia. Przyjechał komendant straży pożarnej i powiedział to rano Calli. Zadzwoniła do wszystkich w rodzinie, poza Lacey oczywiście, i powiadomiła nas o tym. Ktoś próbował zabić Joego C, a ty mu w tym przeszkodziłaś.

Nie słuchałam pochwalnej części przemowy Bobo. Myślałam o tym, co powiedział na początku. Nie zaskoczyło mnie to. Tak naprawdę byłam pewna, że osoba, którą zobaczyłam na podwórku Joego C, podłożyła ogień.

Intruz + nagły pożar = podpalenie.

– Co spowodowało pożar?

– Paczka papierosów. Nie pojedynczy papieros, ale cała paczka. Ktoś zostawił je na kanapie. Ale płomienie oddaliły się od kanapy, nie spaliły jej, więc ślady pozostały.

– Jak się miewa Joe C?

Przez chwilę Bobo wyglądał na zaskoczonego, jakby spodziewał się z mojej strony jakiegoś okrzyku i zupełnie innego pytania.

– Nic nie jest w stanie zabić Joego C. – powiedział Bobo niemal z żalem i odsunął włosy z czoła. – Jest jak ludzki karaluch. O, znów widziałem to drgnięcie.

Odwróciłam wzrok.

– Lily, to nie jest koniec świata. Wiedziałam, że sprawiam mu przykrość, a nie chciałam tego robić. Nie chciałam zrobić żadnej z tych rzeczy, które dziś zrobiłam.

Byłam zdecydowana nie schodzić na osobiste tematy.

– Gdyby Joe C. zginął, kto dostałby spadek? – zapytałam. Bobo poczerwieniał.

– Nie powinienem znać odpowiedzi na to pytanie, ale znam – wyznał. – Bo widziałem kopię testamentu w domu Joego C. Trzymał ją w starym sekretarzyku. Zawsze uwielbiałem to biurko. Jezu, pewnie całkiem spłonęło. Ale bawiłem się przy nim od małego, wiesz, zaglądałem do tajnej skrytki, którą mi pokazał.

– Tam był testament? – dopytałam, gdy wspomnienia zdawały się go pochłaniać.

– Tak, ostatnim razem, gdy poszedłem go odwiedzić… chyba w zeszłym tygodniu… siedziałem z Toni w salonie, a ciocia Calla pomagała włożyć Joemu C. buty, po tym jak uciął sobie drzemkę. Zaprosił do siebie krewnych – wnuki, siostrzenice, siostrzeńców. Deedrę, mnie, Amber, Howella trzeciego, Beccę. Pozostała trójka mieszka w Karolinie Północnej… No i pokazałem Toni, gdzie trzeba nacisnąć, żeby otworzyć skrytkę. I tam był testament. Nie miałem żadnych zdrożnych zamiarów, gdy go czytałem.

Po krótkim czasie bycia obiektem seksualnym znów stałam się mądrą kobietą, która musi pochwalać jego poczynania. Westchnęłam.

– Co tam było napisane?

– Dużo prawniczego żargonu – Bobo wzruszył ramionami – ale z tego, co zrozumiałem, wujek Joe C. zostawił każdemu z Winthropów jedną rzecz, jeden mebel. Czyli ja, Amber i Howell trzeci mogliśmy sobie coś wybrać. Miałem nadzieję, że dostanę biurko. Pomyślałem, że postaram się wybierać jako pierwszy. A teraz wszystko jest zniszczone lub zalane wodą. – Bobo uśmiechnął się pięknie, rozbawiony tym, że tak zakłopotała go własna chciwość. – Oczywiście najważniejszy był dom. Joe C. zapisał środki ze sprzedaży domu swoim prawnukom. Trzem dzieciakom Walkera, dwom Alice Whitley i córce Lacey… O, ale… – Zamilkł. – Ale Deedra nie żyje – dodał.

Powoli to przemyślałam. Uznałam, że to, kogo Joe C. wpisał do testamentu, było równie interesujące jak to, kogo pominął.

– Nic dla Calli – przypomniałam. – Jest wnuczką. Bobo wyglądał na przerażonego.

– Ale przecież opiekowała się nim od tylu lat. Pamiętałam dziadka Bobo. Był tylko szwagrem Joego C, ale byli ulepieni z tej samej gliny. Zastanawiałam się, czym w tamtych czasach matki w Shakespeare karmiły swoje dzieci, żeby wyrosły na tak wrednych ludzi.

– Czy ktoś poza tobą o tym wiedział? – spytałam.

– Tak. To znaczy chyba, nie wiem – wymamrotał. Wydawał się ciągle zdumiony tym, jak okrutny był jego krewny. Musiał podążać tym samym tropem co ja, bo nagle zapytał:

– Z jakiej rodziny ja pochodzę?

– Pochodzisz od swoich rodziców, którzy oboje są porządnymi ludźmi. – Miałam wprawdzie zastrzeżenia do jego matki, ale to nie była odpowiednia pora, żeby o tym myśleć. – Twój ojciec jest miłym mężczyzną – powiedziałam i naprawdę tak sądziłam. – Twoja babcia to prawdziwa dama. – To oznaczało nie tylko godne podziwu cechy, ale też kilka nieco mniej pożądanych, ale zawsze wiedziałam, kiedy lepiej coś przemilczeć. Czasami bardzo mi to pomagało.