Выбрать главу

Bobo wyglądał na trochę mniej zrozpaczonego.

– Jesteś dobrym człowiekiem.

– Naprawdę tak uważasz?

– Wiesz, że tak.

– To najlepszy komplement, jaki mogłaś mi powiedzieć. – Spoglądał na mnie posępnie przez chwilę, po czym jego poważną twarz rozjaśnił uśmiech. – Oczywiście poza nazwaniem mnie niesamowitym ogierem i seksniewolnikiem.

Niespodziewanie poczułam się lepiej. Spostrzegłam, że krótkie napięcie seksualne między nami minęło i teraz przyjaźń mogła zająć jego miejsce. Że mogliśmy zapomnieć o tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwudziestu minut, albo przynajmniej dobrze udawać, że tak się stało.

Ale Jack nadal miał się zjawić nazajutrz i choć poczułam chwilową ulgę i uwolniłam się od nienawiści do samej siebie, ulga ta natychmiast została zmieciona przez falę udręki, spowodowanej świadomością, że znów go zobaczę.

Bobo podniósł rękę, żeby pogładzić mnie po włosach albo karku, ale powstrzymał się, widząc mój wyraz twarzy.

– Do zobaczenia, Lily.

– Do widzenia – odpowiedziałam stanowczo. Otworzył drzwi i zapiął marynarkę, żeby przynajmniej częściowo zakryć plamę na spodniach. Gdy przestępował próg, odwrócił się.

– Czy sądzisz, że Calla byłaby w stanie to zrobić? – zapytał tonem, jakby pytał ucznia, do jakich złych rzeczy jest zdolny. – Sądzisz, że mogła to zrobić Joemu C? Podłożyć ogień? Drzwi były otwarte, miała klucz.

– Myślę, że mogła pragnąć jego śmierci, jeśli wiedziała, co było w testamencie – odpowiedziałam szczerze.

Był zaskoczony, ale uwierzył mi na słowo.

Kręcąc głową, ruszył w kierunku jeepa, by wrócić do domu, dziewczyny i rodziców.

Pozostałam sama z cholernymi wyrzutami sumienia.

ROZDZIAŁ 9

Odkładałam właśnie zakupy, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

Zobaczyłam Beccę Whitley, nadal w mocnym makijażu, choć zdążyła się już przebrać w dżinsy i koszulkę.

– Zajęta? – zapytała.

– Wejdź – poczułam ulgę, że pojawił się ktoś, kto skieruje moje myśli na inne tory.

Becca odwiedziła mnie wcześniej tylko raz, więc nie czuła się tu zbyt swobodnie.

– Twój chłopak przyjeżdża na weekend? – zapytała, stojąc pośrodku mojego maleńkiego salonu.

– Dopiero jutro. Napijesz się czegoś?

– Soku albo wody. Obojętnie.

Nalałam jej soku z różowych grejpfrutów i usiadłyśmy w salonie.

– Policja znów się pojawiła? – zapytałam, bo nic innego nie przyszło mi do głowy.

– Od paru dni nie. Prosili cię o listę mężczyzn, którzy ją odwiedzali?

– Tak.

– Co im powiedziałaś?

– Że nie było ich już w mieszkaniu, gdy się tam pojawiałam.

– Nieładnie, nieładnie.

– A ty co im powiedziałaś?

– Dałam im listę.

Wzruszyłam ramionami. Nie wymagałam, żeby wszyscy robili to co ja.

– Słyszałam, że szeryf zamontowała automatyczne drzwi, które cały dzień się otwierają i zamykają, tyle mają tam ludzi.

– Słyszałaś? Ktoś dużo gadał.

– Anna-Lise Puck.

Anna-Lise ćwiczyła razem z Beccą i pracowała w biurze szeryfa.

– Powinna o tym rozmawiać?

– Nie – odpowiedziała Becca. – Ale tak bardzo lubi wszystko wiedzieć, że później nie może się powstrzymać od gadania.

Pokręciłam głową. Anna-Lise może wkrótce stracić pracę.

– Niech lepiej uważa – powiedziałam Becce.

– Sądzi, że jest bezpieczna.

– Jak to?

– No cóż, była blisko z pierwszym szeryfem Schusterem. Sądzi, że druga szeryf Schuster jej dzięki temu nie zwolni.

Wymieniłyśmy spojrzenia, Becca uśmiechnęła się szeroko. Jasne.

– Zgadnij, kto wychodził od szeryf, kiedy wczoraj wstąpiłam po Annę-Lise w drodze na lunch? – zapytała Becca.

Spojrzałam na nią pytająco.

– Jerrell Knopp – powiedziała znaczącym tonem. – Ojczym we własnej osobie.

Biedna Lacey. Byłam ciekawa, czy o tym wie.

– I – kontynuowała Becca, ważąc każde słowo – nasz szanowny sąsiad Carlton.

Byłam w szoku. Sądziłam, że Carlton był zbyt wybredny, by zadawać się z Deedrą. Czułam, że usta układają mi się w szyderczy uśmiech. Nie starałam się go ukryć.

– W sumie to przesłuchiwano wszystkich mężczyzn z naszych zajęć karate, łącznie z szacownym sensei.

– Raphael? Bobo?

Raphael to najbardziej żonaty facet na świecie, a Bobo był kuzynem Deedry.

– Tak, nawet nowi chłopcy. I paru gości, którzy już od dawna nie przychodzili na zajęcia.

– Ale po co?

Nawet Deedra nie była w stanie zorganizować rendez-vous z każdym z trenujących karate. Becca wzruszyła ramionami.

– Nie mam pojęcia.

Było jasne, że był jakiś powód, że podczas dochodzenia odkryto coś, co spowodowało to zainteresowanie.

– A przesłuchają też ludzi z kursu taekwondo? – zapytałam. Becce spodobała się moja reakcja.

– Dokładnie o to samo zapytałam Annę-Lise. Tak, wszyscy mężczyźni trenujący sztuki walki muszą się stawić w biurze szeryfa. Bez względu na to, czy znali się z naszą zmarłą sąsiadką.

– To całkiem sporo ludzi – zawahałam się. – Zastanawiam się, czy kiedykolwiek odkryją, kto ją zabił.

– Lily, chcę, żeby policja to odkryła. Wiesz, że zrobił to jeden z gości, z którymi spała.

– Być może.

– Zabezpieczyli sporo pościeli.

– Miała w szufladzie pełno prezerwatyw. Oczywiście nie miałam pewności, że ich używała, ale sądziłam, że jeśli strach przed chorobą nie nakazywał jej być ostrożną, sprawił to lęk przed ciążą.

Becca gapiła się na mnie, a gdy myślała nad tym, jej oczy wyglądały jak błyszczące błękitne kulki ze szkła.

– Czyli najprawdopodobniej na prześcieradłach nie będzie plam z nasienia. Nie będzie więc możliwości porównania materiału genetycznego i zrobienia testów DNA. – Założyła nogę na nogę i zaczęła kołysać stopą. – W jej ciele też nie będzie DNA. Ej, a czy robiła to z kobietami?

Z zainteresowaniem popatrzyłam na nią, starając się nie okazywać szoku. Dużo się o sobie dziś uczyłam.

– Nawet jeśli, to nic mi na ten temat nie wiadomo.

– Och, nie bądź taką cnotką, Lily – powiedziała Becca, widząc, że nie jestem zadowolona z przebiegu rozmowy. – Wiesz, wiele kobiet, które przeszły przez to co ty, po tym wszystkim ma skłonność do kobiet. Być może Deedra wypróbowała już cały męski asortyment i chciała czegoś innego.

– Nawet jeśli, to nikomu nic do tego – powiedziałam stanowczo.

– Nie ma z tobą zabawy. – Becca zmieniła położenie nóg, podniosła gazetę i odłożyła ją z powrotem. – A jak się miewa Joe C?

– Nie zadzwoniłam jeszcze do szpitala, ale wiem, że ciągle żyje.

– Miał szczęście, że byłaś w pobliżu. – Na jej wąskiej twarzy malował się kompletny spokój.

– W końcu ktoś zadzwoniłby po straż i strażacy uwolniliby go.

– No cóż, i tak mam zamiar ci podziękować, przecież Joe C. jest moim pradziadkiem.

– Często go odwiedzałaś?

– Nie byłam, w Shakespeare od dzieciństwa. Ale kiedy wuj Pardon zmarł i przeprowadziłam się tutaj, odwiedzałam Joego C. mniej więcej raz na dwa tygodnie. Ten stary drań nadal lubi wysokie obcasy i krótkie spódniczki, wiesz?