Выбрать главу

– Ale wydaje mi się dziwne, że to przez papierosy – powiedziała Beanie i wyglądało to jak rozmowa z prawdziwym człowiekiem, ze mną, a nie ze służącą.

Wiedziałam o tym od Bobo, ale miałam przeczucie, że ujawnianie tej wiedzy nie będzie zbyt mądre.

– Ogień podłożono za pomocą papierosów? – Takie pytanie było wystarczająco ogólne i niewiele mówiło.

– Joe C. twierdzi, że nie miał papierosów. Oczywiście straż sądzi, że sam zaprószył ogień, paląc w salonie. Ale Joe C. zaprzecza. Chciałabyś wejść i z nim porozmawiać?

– Tylko żeby sprawdzić, jak się miewa.

– Bobo, zaprowadzisz, proszę, Lily.

Być może miało to być pytanie, ale oczywiście zabrzmiało jak rozkaz.

– Lily – powiedział Bobo, przytrzymując szerokie drzwi do pokoju Joego C. Gdy go mijałam, na moment położył rękę na moim ramieniu, ale nie zatrzymałam się i patrzyłam przed siebie.

Joe C. wyglądał, jakby miał tysiąc lat. Wyparowała z niego cała żywotność i wyglądał na biednego staruszka. Do chwili gdy spojrzał na mnie i warknął:

– Mogłaś się szybciej ruszać, dziewczyno! Przypaliłem sobie kapcie!

Nie brałam tego wcześniej pod uwagę, ale teraz uświadomiłam sobie, że skoro Joe C. nie ma już domu, nie pracuję dla niego. Czułam, jak zaciskają mi się usta. Pochyliłam się nad nim.

– Może powinnam była iść dalej – powiedziałam bardzo łagodnie, ale usłyszał każde słowo. Widziałam to na jego twarzy.

Odwróciłam się. Chciał tego, o czym świadczyło drżenie jego szczęki. Nieważne, jak wredny był Joe C, był także bardzo stary i słaby i nie dałby mi o tym zapomnieć, grałby tą kartą tak długo, jakby mógł. Ale mogłam odejść i to właśnie zdecydowałam się zrobić.

Odeszłam od tego staruszka i jego prawnuka, zamykając przed nimi swoje serce.

ROZDZIAŁ 10

Byłam zdegustowana światem i ludźmi, którzy go zamieszkiwali, a w szczególności sobą. Zrobiłam coś, czego nie robiłam od lat. Poszłam do domu i położyłam się spać, nie jedząc kolacji i nie biorąc prysznica. Po prostu rozebrałam się, włożyłam koszulę nocną i przykryłam się czystą pościelą.

Następne, co pamiętam, to błyszczące cyfry na elektronicznym budziku przy łóżku. Było siedem po trzeciej. Nie wiedziałam, czemu nie śpię.

Zaraz po tym zorientowałam się, że ktoś jest w moim pokoju.

Serce zaczęło mi mocno walić, ale pomiędzy uderzeniami usłyszałam, jak ktoś się rozbiera, rozpina torbę i zrozumiałam, że nie atakuję intruza, bo podświadomie już rozpoznałam osobę, która była w mojej sypialni.

– Jack?

– Lily – powiedział i wśliznął się pod kołdrę. – Przyleciałem wcześniej.

Moje serce biło wolniej, zbliżając się do rytmu, który miał dużo wspólnego z ekscytacją innego rodzaju.

Jego zapach, jego skóra, włosy, dezodorant, woda kolońska i ubrania, połączenie zapachów, które utożsamiałam z Jackiem, wypełniły moje zmysły. Miałam zamiar przed jego przyjazdem do Shakespeare porozmawiać z nim i powiedzieć mu, że – na swój sposób – go zdradziłam, żeby mógł podjąć decyzję, czy mnie porzucić, bez konieczności spotkania się ze mną. Ale w tej intymnej ciemności mojej sypialni i ze względu na to, że Jack był mi potrzebny do życia jak woda, sięgnęłam za jego głowę, i niezdarnie, bo byłam zaspana, ściągnęłam gumkę, która utrzymywała jego włosy w kucyku. Przeczesałam palcami te ciemne gęste włosy.

– Jack – nawet ja słyszałam smutek w głosie – muszę ci coś powiedzieć.

– Nie teraz, dobrze? – wymamrotał mi do ucha. – Pozwól mi… pozwól… dobrze?

Jego ręce pracowały sprawnie. To, co zaraz powiem, było prawdziwe i dla mnie, i dla niego: w łóżku rzucaliśmy na siebie czar. Nasze pogmatwane przeszłości i niepewne przyszłe losy nie przeszkadzały w sypialni.

Później, w ciemnościach, moje palce wędrowały po dobrze mi znanych mięśniach, skórze, kościach. Podobnie jak ja, Jack jest silny i poraniony, ale jego blizna jest cały czas widoczna: pojedyncza cienka linia biegnąca od linii włosów obok prawego oka aż do szczęki. Jack pracował kiedyś jako policjant, miał żonę, pił i palił zbyt dużo i zbyt często.

Spytałam go, jak rozwija się sprawa, nad którą teraz pracuje, i przez którą musiał pojechać do Kalifornii. Pomyślałam, że zapytam, jak miewają się jego przyjaciele Roy Costimiglia i Elizabeth Fry (też prywatni detektywi z Little Rock). Ale tak naprawdę liczyło się jedynie to, że Jack był tu ze mną.

Zasnęłam, a Jack oddychał głęboko i miarowo u mojego boku. O ósmej obudził mnie zapach kawy dochodzący z kuchni. Zobaczyłam, że Jack wyszedł z łazienki, ubrany tylko w niebieskie dżinsy. Miał mokre włosy, które spływały mu na ramiona. Przed chwilą się ogolił.

Obserwowałam go, nie myśląc, tylko czując. Cieszyła mnie jego obecność w moim domu, dobrze się czułam z ciepłem w sercu. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się.

– Kocham cię – powiedziałam bez wcześniejszego zastanowienia, jakby dźwięk tych słów był tak naturalny jak oddychanie.

Trzymałam je w sobie jak sekretny kod, nie chcąc ich ujawnić nikomu, nawet Jackowi, który go wynalazł.

– Kochamy się z wzajemnością – odpowiedział. Już się nie uśmiechał, ale jego mina była lepsza niż uśmiech. – Musimy spędzać ze sobą więcej czasu.

Ta rozmowa musiała być przeprowadzona w ubraniu. Jack wyglądał, jakby był tak czysty, że za chwilę miał zalśnić, więc poczułam się zapuszczona i wygnieciona w porównaniu z nim.

– Wezmę prysznic. Pogadamy – powiedziałam. Skinął głową i poszedł korytarzem do kuchni.

– Chcesz naleśniki? – zawołał, jakby ziemia nie zaczęła przed chwilą krążyć po innej orbicie.

– Chyba tak – odpowiedziałam niepewnie.

– Wyluzuj – poradził mi, gdy weszłam do łazienki. – Niecodziennie zbierzemy się na tyle odwagi, by porozmawiać o uczuciach.

Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze w łazience. Nadal było zaparowane po tym, jak Jack brał prysznic. Zobaczyłam w nim łagodniejszą, bardziej miękką wersję samej siebie. A ponieważ zawiesiłam je na odpowiedniej wysokości, większość blizn była niewidoczna. Weszło mi w nawyk niezauważanie ich, unikanie patrzenia na nie i niemyślenie o tym, jak moje ciało by bez nich wyglądało. Nie pamiętałam dokładnie, jak wyglądałam bez białych wypukłości, jak wyglądały piersi bez wyciętych wokół nich okręgów. Od czasu do czasu przyłapywałam się na tym, że żałuję, iż nie mogę zaoferować Jackowi niczego piękniejszego, ale zwykle przypominałam sobie, że sprawiał wrażenie, iż wystarczająco mu się podobam.

Gdy usiedliśmy za stołem, patrzyliśmy na siebie uważnie. Jack otworzył wcześniej okno w kuchni i chłodne poranne powietrze przyniosło zapachy, które oznaczały wiosnę. Usłyszałam, jak ktoś odpala silnik, i zerknęłam na zegar. Carlton wybierał się na zajęcia w szkółce niedzielnej dla samotnych w Pierwszym Kościele Metodystów i wróci do domu kwadrans po dwunastej, zaraz po kościele. Przebierze się i pojedzie do matki na niedzielny obiad: duszone mięso, marchewki i tłuczone ziemniaki lub pieczony kurczak z sosem i słodkimi ziemniakami. Wiedziałam o tym, bo spędziłam ostatnie cztery łata, ucząc się tego miasteczka i jego mieszkańców, próbując stworzyć tu miejsce dla siebie.

Jeszcze zanim zaczęliśmy rozmawiać, wiedziałam, że nie jestem gotowa, by stąd wyjechać. To prawda, nie miałam w Shakespeare żadnej rodziny. Równie dobrze mogłam sprzątać domy w Dubuque (czy Little Rock). I to prawda, moja firma bardzo ucierpiała w ciągu ostatniego roku. Ale wygrałam w Shakespeare parę bitew i chciałam tu zostać, przynajmniej na razie. Zaczęłam się spinać w oczekiwaniu na walkę.

– Nie muszę mieszkać w Little Rock – powiedział Jack. Napięcie ustąpiło, jakby wbił we mnie szpilkę.