Выбрать главу

– I tak większość czasu pracuję przy komputerze – ciągnął, wpatrując się we mnie. – Oczywiście nadal musiałbym spędzać część czasu w Little Rock. Mogę wynajmować dalej swoje mieszkanie albo znaleźć mniejsze i tańsze. Miałoby to więcej sensu.

Byliśmy bardzo ostrożni w stosunku do siebie.

– Czyli chcesz zamieszkać ze mną w Shakespeare – zapytałam, żeby upewnić się, że dobrze rozumiem.

– Tak. Co o tym sądzisz?

Pomyślałam o tym, co zrobiłam wczoraj. Zamknęłam oczy i marzyłam, żeby walnął we mnie teraz piorun, żebym nie musiała nigdy mówić o tym Jackowi. Ale tak się nie stało, a zawsze byliśmy ze sobą szczerzy.

– Całowałam się z kimś – przyznałam. – Nie pozwolę ci mnie uderzyć, ale możesz coś rozbić, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej.

– Całowałaś się z kimś – powtórzył. Nie mogłam mu spojrzeć w twarz. To była taka popogrzebowa gorączka.

– I nie poszłaś do łóżka z…?

– Nie.

Czy naprawdę musiałam mówić dalej? Czy nie byłam wystarczająco szczera? Uznałam, że tak.

Ukradkiem zerknęłam na Jacka. Widziałam napięcie na jego twarzy. Zamiast w coś walnąć, wyglądał, jakby to jego ktoś uderzył. Trzymał się kurczowo krawędzi stołu.

– Czy ten ktoś… Czy to się powtórzy? – zapytał w końcu szorstkim głosem.

– Nie – odpowiedziałam. – Nigdy. Stopniowo rozluźnił uścisk. Stopniowo jego twarz przybierała ludzki wygląd.

– Ile masz lat, Lily? – zapytał znienacka.

– Trzydzieści jeden. Wkrótce trzydzieści dwa.

– Ja mam trzydzieści sześć – wziął głęboki oddech. – Oboje sporo przeszliśmy.

Skinęłam głową. Nasze nazwiska nadal od czasu do czasu pojawiały się w gazetach („Po brutalnym zbiorowym gwałcie przypominającym ten, którego dokonano na mieszkance Memphis, Lily Bard, mieszkanka Pine Bluff została przyjęta do Kliniki Uniwersyteckiej…” lub „Dziś tajny agent Lonny Todd został zwolniony z policji w Memphis po przedstawieniu mu zarzutów utrzymywania nieodpowiednich relacji z informatorką. Dymisja Todda jest ostatnią z serii podobnych zwolnień, które rozpoczęły się cztery lata temu zwolnieniem oficera Jacka Leedsa, którego związek z żoną współpracownika doprowadził do jej zamordowania”).

– To najlepsze, co mi się kiedykolwiek przytrafiło – powiedział Jack. Zbladł jak ściana, ale nie przerywał. – Tobie przydarzył się… – Zaciął się w tym momencie, zabrakło mu słowa.

– Przydarzył mi się moment bezgranicznej głupoty.

– Tak. – Uśmiechnął się, ale nie był rozbawiony. – Przydarzyło ci się coś głupiego. Ale to się nie powtórzy, bo obiecałaś, że tak będzie, a zawsze dotrzymujesz słowa.

Nie uważałam się za uosobienie honoru, ale prawdą było, że dotrzymywałam danego słowa. Starałam się nie być zaskoczona spokojem i zrównoważeniem Jacka.

Chyba na coś czekał.

– Powiedziałam, że to już się nie zdarzy, a zawsze dotrzymuję słowa – powtórzyłam.

Jack nieco się rozluźnił. Otrząsnął się, wziął do ręki widelec i zaczął jeść naleśnik.

– Tylko nie mów mi nigdy, kto to był – powiedział, nie patrząc na mnie.

– Robisz się coraz mądrzejszy. Jack miał problem z trzymaniem nerwów na wodzy.

– Zajęło mi to trochę. – Tym razem naprawdę się uśmiechał. – Nie odpowiedziałaś mi.

Wzięłam głęboki oddech.

– Tak, chcę, żebyś się wprowadził. Myślisz, że jest tu wystarczająco dużo miejsca?

– Czy mógłbym urządzić sobie biuro w pokoju do ćwiczeń?

Byłam zdumiona, jak łatwo dało się to ustalić. Przytaknęłam. Powieszę worek do ćwiczeń w pokoju gościnnym. Mogę przeżyć bez tego. Mogę ćwiczyć na tarczach treningowych w sali do aerobiku w Body Time.

Spróbowałam sobie wyobrazić dzielenie z Jackiem łazienki. Była bardzo mała, a blat praktycznie nie istniał. Zastanawiałam się, co zrobić z meblami. I jak podzielimy się rachunkami.

Właśnie bardzo sobie skomplikowaliśmy życie i bałam się zmian. Trzeba było ustalić jeszcze wiele drobiazgów.

– Nie wyglądasz na szczególnie zadowoloną. – Jack obserwował mnie zza stołu.

– Ależ jestem. – Uśmiechnęłam się, a on znów tępo się we mnie wpatrywał. – Boję się – przyznałam. – A ty, choć trochę?

– Tak – wyznał. – Minęło już trochę czasu.

– Przynajmniej jedno z nas ma jakieś doświadczenie. Ja nigdy przez to nie przechodziłam.

Jack wziął głęboki oddech.

– Czy nie wolałabyś wziąć ślubu? – zapytał, a każdy jego mięsień był napięty. – To mogłoby być dobre, co?

Teraz ja musiałam wziąć głęboki oddech, gdy szukałam właściwych słów, by wyrazić, co czułam. Nienawidzę się tłumaczyć, a tylko fakt, że po prostu nie mogłam urazić Jacka, zmusił mnie do przechodzenia przez te męki.

– Gdyby nie wzgląd na innych ludzi, wyszłabym za ciebie choćby dziś – powiedziałam powoli. – Wiesz, jak ucieszyliby się dziennikarze, gdyby się o tym dowiedzieli? Jak ludzie poklepywaliby nas po plecach i nam gratulowali? „Te dwie nieszczęsne dusze, jakie to szczęście, że na siebie trafili”.

Jack wyglądał, jakby był bliski załamania, więc pospieszyłam z resztą wyjaśnień.

– Ale to nie może być powodem, żebyśmy zrezygnowali ze szczęścia, które jest w zasięgu ręki. Wiesz, czego pragnę? Chciałabym wziąć z tobą ślub i nikomu o tym nie powiedzieć. Przynajmniej do momentu, gdy ta wiadomość nie będzie już najświeższa.

Jack nie wiedział, czy powiedziałam tak, czy nie. Próbował zrozumieć. Mogłam to wyczytać z tego, jak się pochylił w moim kierunku i patrzył na mnie.

– Zrobilibyśmy to tylko dla siebie – powiedziałam, pewna, że nie udało mi się przekazać tego, co starałam się powiedzieć. Zawsze byłam samotnikiem.

– Czyli chciałabyś ślubu?

– Tak – powiedziałam, zdziwiona swoją reakcją. – Tego bym chciała.

– I utrzymać to w sekrecie?

– Przez jakiś czas. Chciałabym do tego przywyknąć, zanim powiemy innym.

– Teraz?

– Nie. Kiedyś. Ale w gazecie zamieszczają nazwiska osób, które wzięły ślub. Jak moglibyśmy to obejść? Pod warunkiem że ty…

Byłam zaniepokojona, gdy czekałam na to, co powie.

– Tak – powiedział powoli. – Też tego chcę. – Jednak wyglądał na trochę zaskoczonego tym odkryciem. Położył rękę na mojej dłoni, leżącej na stole. – Wkrótce.

Próbowałam sobie wyobrazić, że Jack nie czuł do mnie tego, co ja do niego. Próbowałam wyobrazić sobie, jak Jack za miesiąc czy dwa znudzi się mną i wybierze jakąś kobietę w Little Rock, która będzie łatwiejsza w obsłudze i mniej drażliwa. Chciałam zobaczyć siebie w tej sytuacji, odrzuconą, pogrążoną w bólu.

Ale nie potrafiłam.

Nie liczyłam na wiele w życiu, ale liczyłam na miłość Jacka. Mimo że wyznał mi miłość dopiero dziś rano, wiedziałam, że mnie kocha, i byłam tego stuprocentowo pewna.

Nie miałam zamiaru skakać z radości ani jechać do domu, by powiedzieć matce, że musimy wybrać zastawę stołową i zarezerwować kościół. Czas, kiedy mogłam tak zareagować, już minął. Teraz, gdy był ze mną Jack, miałam wszystko, czego potrzebowałam. Nie potrzebowałam potwierdzać tego gratulacjami i prezentami od innych.

– Cholera – powiedział Jack, szczerząc się jak wariat. Podskoczył i zaczął machać rękami, jakby nie wiedział, co robić. – Cholera!

Poczułam, że promienieję szczęściem, jakbym była stworzona ze światła. Nie wiedziałam, jak to się stało, ale byłam przyklejona od stóp do głów do Jacka, byliśmy objęci i śmialiśmy się jak głupi do sera.

Zawsze była między nami chemia, ale silne emocje, które były w nas teraz, zmieniły nas w wulkany energii.