Выбрать главу

Spojrzałam na Beccę, oczekując oświecenia.

– Ten chłopak, który pracuje w składzie budowlanym – wyjaśniła. – Szeryf rozpoznała jego głos. To on odpowiadał za te świńskie telefony do Deedry. Deedra zachowała nagrania z automatycznej sekretarki. Taśmy były w szufladzie jej nocnego stolika.

Czyli Deedra poważnie potraktowała te telefony. A osoba, która do niej wydzwaniała, to nikt, mężczyzna, o którym wszyscy myśleli jako o nieszkodliwym dzieciaku.

– Widzisz, ile się nauczył w więzieniu? – powiedziałam do Anthonyego Whitleya.

Anthony chyba rozważał próbę przekonania mnie, że uratowanie chłopca poprzez rozmowy było warte poświęconego mu czasu, ale porzucił starania, zanim zaczął. Mądrze.

– Chciałem ci podziękować za uratowanie naszego pradziadka – powiedział sztywno po krępującej przerwie. – Becca i ja wiele ci zawdzięczamy.

Machnęłam ręką. Nie ma za co. Zerknęłam przed siebie, zastanawiając się, jak daleko dotarł Jack.

– Och, Lily, powinnaś wpaść do mnie później, muszę z tobą o czymś porozmawiać – powiedziała Becca, więc chyba wyglądałam, jakbym chciała odejść.

Wymamrotałam słowa pożegnania, odwróciłam się – może mimo wszystko pójdę za Jackiem – wyrzucając oboje Whitleyów i z oczu, i z serca.

Jack zawrócił. Spotkaliśmy się pośrodku następnej przecznicy. Przywitaliśmy się szorstko, skinieniem głowy. Nie będziemy kłócić się o to samo. Zamknęliśmy ten temat.

– Kto to był? – zapytał, spoglądając za mnie. Odwróciłam się.

– Becca Whitley, znasz ją. I jej brat Anthony. Właśnie go poznałam. Duży facet.

– Hmm. Brat?

– Tak, Anthony. Brat.

Jack objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w drogę, jakby nie był na mnie wcześniej zły.

– Nie są zbyt podobni – powiedział po chwili.

– Nie, nie za bardzo – zgodziłam się, rozmyślając, czy czegoś nie przegapiłam. – A ty jesteś podobny do siostry?

– Nie, wcale – powiedział Jack. – Ma bardziej zaróżowioną cerę i jaśniejsze włosy.

Po drodze do domu nie mówiliśmy zbyt wiele. To, że się kochaliśmy, było chyba w tym momencie wystarczającym tematem do przemyśleń. Jack postanowił popracować w Body Time nad mięśniami brzucha, ale ja byłam okropnie obolała po wyciąganiu Joego C. przez okno sypialni.

– Mogę zacząć robić pranie, jeśli chcesz iść.

– Nie musisz tego robić – zaprotestował.

– Nie ma problemu. Wiedziałam, że Jack nie znosi robić prania.

– Zrobię kolację – zaoferował.

– Okej, pod warunkiem że nie podasz czerwonego mięsa.

– Fajitas z kurczaka?

– Dobrze.

– W takim razie w drodze do domu wstąpię do Superette.

Gdy Jack odjechał, pomyślałam, że ta krótka wymiana zdań była bardzo domowa. Nie uśmiechnęłam się, ale miałam tę myśl w zanadrzu, gdy otwierałam walizkę Jacka, która tak naprawdę była uwielbianą przez niego dużą torbą. Jack nie sprawiał wrażenia pedanta, ale taki był. W torbie miał ciasno ułożone ubrania na kilka dni i wszystkie należało uprać. W bocznych kieszeniach zabijacze czasu: krzyżówki, thriller w miękkiej okładce i program telewizyjny.

Zawsze gdy podróżował, zabierał ze sobą egzemplarz, bo oszczędzało mu to trochę nerwów. Program na ten tydzień był nowy i gładki, ten z zeszłego tygodnia – pognieciony i z oślimi uszami.

Już miałam wyrzucić ten nieaktualny, gdy uświadomiłam sobie, że było to to samo wydanie, które zniknęło ze stolika Deedry. Przekartkowałam gazetę, jakby mogła mi coś wyjaśnić. Znów byłam bliska wyrzucenia jej do śmieci, ale zmieniłam zdanie i położyłam pisemko na stole kuchennym. Miało mi przypomnieć, żebym opowiedziała Jackowi dziwną historyjkę o jedynej rzeczy, której brakowało w mieszkaniu Deedry.

Gdy sortowałam ubrania Jacka, moje myśli przewędrowały z mieszkania Deedry do Becki. Chciała ze mną porozmawiać. Spojrzałam na zegarek. Jack nie wróci do domu jeszcze przynajmniej przez godzinę. Załadowałam do pralki jego dżinsy i koszule. Zamknęłam drzwi, a klucze włożyłam do kieszeni. Ruszyłam w kierunku Apartamentów Ogrodowych. Przeszłam przez parking z ponumerowanymi miejscami – jednym na każde mieszkanie – do tylnego wejścia do budynku. Było piękne niedzielne popołudnie, dwa mieszkania były tymczasowo niezamieszkane, więc na zewnątrz stały tylko dwa auta, zaparkowane pod wiatą: niebieski dodge Becki i nowy pikap Claudea.

Spojrzałam na puste miejsce postojowe należące do Deedry i coś mi przyszło do głowy. Nie lubię nierozwiązanych zagadek. Weszłam do otwartej drewnianej budowli – tak naprawdę przypominającej szopę – i zaczęłam przyglądać się przedmiotom zawieszonym na gwoździach, które wbito w niewykończone ściany. Któryś z dawnych lokatorów powiesił tu narzędzia. Deedra zostawiła parasolkę, na półce stał pojemnik z płynem do spryskiwaczy, szmatka do wskaźnika poziomu oleju, skrobaczka do lodu i płyn do czyszczenia szyb. Zdjęłam z gwoździa parasolkę, odwróciłam ją i nie wypadło z niej… nic. W miejscu, gdzie zawsze Deedra zostawiała zapasowy klucz, już go nie było.

Wydało mi się to jeszcze dziwniejsze niż to, że z miejsca zbrodni zniknęła torebka Deedry. Jej zabójca wiedział o niej nawet to, znał jej małą tajemnicę, wiedział, gdzie trzymała zapasowy klucz. Mógł być teraz w posiadaniu dwóch kluczy do mieszkania Deedry, w tym jednego pochodzącego z jej torebki, pozostałych rzeczy, które się w niej znajdowały, oraz programu telewizyjnego.

Nie mogłam nic zrobić w sprawie zaginionego klucza. Następnym razem, gdy spotkam się z szeryf, powiem jej o kluczu, którego brakowało w skrytce. Wzruszyłam ramionami.

Podeszłam do tylnego wejścia i weszłam do budynku. Mieszkanie Becki było z tyłu po lewej stronie. Claude Friedrich mieszkał obok, z przodu. Claude i Carrie mieli wrócić ze swojej małej podróży poślubnej dziś wieczorem i przypuszczałam, że zamieszkają na stałe w domu Carrie. Będą wtedy trzy puste mieszkania. Miałam nadzieję, że Becca będzie zbyt zajęta, by wysprzątać je przed wprowadzeniem się następnych lokatorów. Przydałaby mi się dodatkowa kasa.

Zastukałam do drzwi Becki. Otworzyła mi prawie natychmiast, jakby czekała za nimi. Była zaskoczona.

– Powiedziałaś, że chcesz ze mną porozmawiać – podpowiedziałam.

– O, tak, powiedziałam! Nie sądziłam jednak… Nieważne. Dobrze cię widzieć. – Przesunęła się, żeby wpuścić mnie do środka.

Próbowałam sobie przypomnieć, czy byłam wcześniej w jej mieszkaniu. Nie zmieniła w nim wiele od czasów wuja Pardona. Przestawiła tylko meble, wstawiła stoliczek czy dwa i kupiła nowy telewizor (ten należący do Pardona był stary i mały).

– Napijesz się czegoś?

– Nie, dzięki.

Becca kazała mi usiąść, więc przycupnęłam na brzegu kanapy. Nie chciałam zostawać długo.

– Anthony pojechał do myjni – powiedziała. – Gdy zapukałaś, byłam pewna, że to on.

Czekałam, aż przejdzie do sedna.

– Jeśli Anthony i ja wybierzemy się na tę wycieczkę, którą planuje – zaczęła – czy chciałabyś się zaopiekować mieszkaniami podczas mojej nieobecności?

– A możesz mi powiedzieć, co to dokładnie oznacza?

Przez chwilę wyjaśniała, podała więcej szczegółów, pokazała listę fachowców, których miała na podorędziu, jeśli potrzebne były jakieś naprawy w budynku, opowiedziała, jak zdeponować czeki za czynsz. Becca pod warstwą makijażu skrywała sporo zdrowego rozsądku i potrafiła przystępnie wszystko wyjaśnić.

Dodatkowe pieniądze byłyby mile widziane i potrzebowałam tej pracy, choćby po to, by się pokazać potencjalnym pracodawcom. Kiedyś sprzątałam cztery z ośmiu mieszkań w tym budynku, ale to było parę lat temu. Pardon czasem płacił mi za sprzątanie wspólnych części budynku. Powiedziałam Becce, że się tym zajmę – wyglądała na zadowoloną. Chyba jej ulżyło.