Выбрать главу

Zaczęłam się zbierać do wyjścia. Zanim Becca rozpoczęła uprzejme pożegnanie, na chwilę zapadła cisza i wtedy usłyszałam hałas dobiegający z góry.

Z mieszkania Deedry.

– No to, Lily… – zaczęła Becca. Podniosłam rękę. Natychmiast przestała mówić, co mi się spodobało, i bezgłośnie zapytała: „Co?”. Wskazałam na sufit.

Gapiłyśmy się w górę, jakbyśmy miały rentgen w oczach i mogły zobaczyć, co się działo nad nami.

Znów usłyszałam hałas w mieszkaniu zmarłej kobiety. Poczułam ciarki na plecach.

– Lacey tam jest? – wyszeptałam, starając się wyłapać wszelkie odgłosy.

Stałyśmy z Beccą jak posągi, ale takie, których głowy lekko się obracały, żeby jak najlepiej słyszeć.

Becca potrząsnęła głową, a wstążka, która okrywała gumkę związującą jej włosy, zaszeleściła na ramionach.

Wskazałam głową w kierunku drzwi i spojrzałam na nią pytająco.

Skinęła głową i podeszłyśmy do drzwi.

– Policja? – zapytałam najciszej, jak umiałam. Pokręciła głową.

– Może rodzina – wyszeptała, wzruszając ramionami.

Nikt nie potrafił skradać się po schodach jak my. Wystarczająco dobrze znałyśmy budynek i wiedziałyśmy, gdzie skrzypiała podłoga, a gdzie nie. Byłyśmy pod drzwiami Deedry, zanim się na to przygotowałam.

Jedyną broń, jaką dysponowałyśmy, stanowiły nasze ręce, a osoba w środku mogła być uzbrojona. Ale budynek był własnością Becki i wydawała się zdecydowana na natychmiastową konfrontację z intruzem. Obie czułyśmy się komfortowo w tej sytuacji. Wykonałam wymach ramionami, żeby je trochę rozluźnić.

Becca zapukała do drzwi.

Ruch w mieszkaniu zamarł. W powietrzu zawisła cisza, gdy we dwie, wstrzymując oddech, czekałyśmy, co zrobi intruz.

Cisza trwała zbyt długo jak na gust Becki, więc zapukała do drzwi raz jeszcze, z większym zniecierpliwieniem.

– Wiemy, że tam jesteś. Nie wydostaniesz się inną drogą.

Mówiła prawdę, stanowiło to zresztą zagrożenie w razie pożaru. Pamiętam, że przez jakiś czas Pardon rozdawał mieszkańcom piętra sznurowe drabiny, ale zniechęcił się, gdy wszyscy zabierali je ze sobą przy wyprowadzce. Od tamtej pory wynajmujący mieszkania na piętrze musieliby sobie radzić sami, gdyby wybuchł pożar. Przypomniałam sobie o tych drabinach, gdy znów zaległa cisza.

Jeszcze głębsza cisza.

– Nie odejdziemy stąd – oznajmiła spokojnie Becca. Podziwiałam jej pewność siebie. – Dobra, Lily – powiedziała głośniej. – Dzwoń na policję.

Drzwi otworzyły się, jakby były zamontowane na sprężynach.

– Nie dzwońcie do mojej siostry – poprosił Marlon Schuster.

Spojrzałyśmy na siebie z Beccą równocześnie. Jeśli miałam taką minę jak ona, wyglądałyśmy dość głupio. Jasnoniebieskie oczy Becki prawie wylazły z orbit ze zdziwienia i rozczarowania. Złapać brata szeryf w takiej sytuacji, w mieszkaniu zamordowanej… Oto, do czego doprowadziła nasza brawura. Nikt, absolutnie nikt by nam za to nie podziękował.

– O cholera – powiedziała zdegustowana Becca. – Chodźcie do mnie.

Jak zbity szczeniak Marlon przemknął do jej mieszkania, wyglądał na mniejszego niż zazwyczaj. Włosy miał krótko przystrzyżone, chyba na pogrzeb. Mogłam mu się teraz dokładniej przyjrzeć i zobaczyłam, że był młodym człowiekiem o drobnej, delikatnej budowie. Wątpię, czy podniósłby trzydzieści cztery kilogramy. Miałam wcześniej nadzieję, że schwytamy mordercę Deedry, ale teraz nie wiedziałam, co o tym myśleć.

Choć nikt mu nie kazał, Marlon opadł na krzesło wciśnięte naprzeciw kanapy. Stanęłyśmy z Beccą przed nim, a Becca kazała mu się tłumaczyć.

Marlon wpatrywał się w swoje dłonie, jakby miały z nich wyrosnąć odpowiedzi. Był bliski płaczu.

– Jak się dostałeś do środka? – zapytałam, żeby go ośmielić.

– Deedra dała mi klucz – powiedział, a w jego głosie słychać było odrobinę dumy.

– Deedra nie dawała kluczy. Czekałam, jak na to zareaguje.

– Mnie dała. Teraz dumy nie dało się nie zauważyć. Becca zmieniła pozycję.

– Dlaczego więc nie oddałeś go policji? Ja musiałam oddać swój, a jestem właścicielką mieszkania.

– Zatrzymałem klucz, bo dostałem go od niej – odpowiedział po prostu.

Chciałam wyczytać z jego twarzy, czy mówił prawdę. Nie jestem wykrywaczem kłamstw, ale wyglądał, jakby wierzył w to, co mówi. Zauważyłam wcześniej, że z wyglądu bardziej przypominał ojca niż matkę. Ale nikt nie zwracał uwagi na wzrost szeryfa Schustera przez opinię, która głosiła, że najpierw machał pałką, a później zadawał pytania. Jeśli podobna dzikość była w jego synu, tkwiła głęboko ukryta.

– Czyli otworzyłeś drzwi kluczem, który dostałeś od lokatorki – zapytała ostrożnie Becca, jakby rozważała, czy jego wejście było zgodne z prawem.

Marlon z entuzjazmem przytaknął.

– Po co? – spytałam. Marlon spłonął ciemną i nietwarzową czerwienią.

– Chciałem tylko… – Zamilkł, świadomy, że zdanie, które rozpoczął w ten sposób, nie zabrzmi przekonująco.

– Chciałeś tylko wziąć…? – podpowiedziała Becca.

Marlon wziął głęboki oddech. – Film.

– Nakręciliście z Deedrą film? Starałam się, żeby mój głos brzmiał obojętnie, ale młodzieniec zaczerwienił się jeszcze bardziej. Skinął głową i ukrył twarz w dłoniach.

– No to masz szczęście, bo mam u siebie wszystkie kasety. Przejrzę je i gdy znajdę film, oddam ci go.

Marlon prawie zemdlał z radości. Chwilę później sprawiał wrażenie, jakby jego nastrój uległ gwałtownej poprawie.

– Były też inne rzeczy – powiedział z wahaniem. – Pani Knopp nie powinna ich oglądać.

– Zajęłam się tym – odpowiedziałam.

Wzrok Becki wędrował między mną a chłopakiem. Pochłaniała informacje.

– Panno Bard, pani ją znalazła – powiedział Marlon. Wpatrywał się we mnie z utęsknieniem, jakby chciał otworzyć moją głowę i zobaczyć w niej obrazki. – Co jej się stało? Marta nie pozwoliła mi zobaczyć.

– Dobrze zrobiła. Jeśli obchodziła cię Deedra, nie chciałbyś oglądać jej w takim stanie.

– Jak wyglądała? – zapytał błagalnie. Poczułam się nieswojo. Starałam się patrzeć mu prosto w oczy, żeby mi uwierzył.

– Była w samochodzie, naga, nie było widać żadnych ran – powiedziałam ostrożnie. – Siedziała.

– Nie rozumiem.

Co tu było do rozumienia? Najprostszym wyjaśnieniem tej sceny było najprawdopodobniej to prawdziwe, bez względu na to, jak trudno było je zaakceptować. Deedra miała o jednego faceta za dużo. Ten mężczyzna zwabił ją do lasu, zezłościł się na nią albo po prostu uznał, że była niepotrzebna, i zabił ją.

– Czy została zgwałcona? – zapytał.

– To nie ja się zajmuję przeprowadzaniem sekcji – powiedziałam, a mój głos zabrzmiał twardo i nerwowo.

Deedra tak szybko zgadzała się na seks, że trudno było teoretyzować, czy została zgwałcona, jeśli nie było widać wielu obrażeń. Być może butelka zasłaniała inne urazy? Może pokazywała, że mężczyzna nie był w stanie?

A może był to wyraz pogardy.

Becca powiedziała mu uprzejmie:

– Marlon, wiesz, że Deedra miała wielu przyjaciół. – Ton jej głosu jednoznacznie wskazywał, jakiego rodzaju przyjaciół miała Deedra.

– Tak, wiem. Ale to się zmieniło, powiedziała mi o tym. Dzięki mnie. Bo mnie naprawdę kochała, a ja naprawdę kochałem ją.

Wierzyłam w to tak samo jak w to, że Becca naprawdę była blondynką. Ale każdy miał prawo do iluzji… No, może poza mną. Poczułam się, jakbym miała milion lat. Westchnęłam i pokiwałam głową.

– Oczywiście.