Выбрать главу

– Musicie mi uwierzyć. – Nagle się ożywił. Wyprostował się na krześle, jego oczy błyszczały i po raz pierwszy zobaczyłam to, co widziała Deedra – namiętność, która czyniła z niego przystojnego i pociągającego chłopca.

– Powiedziała mi o tym – rzuciła Becca. Oboje się w nią wpatrywaliśmy. Becca wyglądała całkiem spokojnie i kontynuowała rzeczowo.

– Kiedy ostatni raz rozmawiałam z Deedra, powiedziała, że wreszcie poznała kogoś, kto ją naprawdę obchodził, kogoś, kogo była w stanie pokochać.

Twarz Marlona jaśniała z powodu ulgi i dumy. Zobaczyłam swoją szansę i wyciągnęłam rękę. Bez zastanowienia oddał mi klucz. Ukryłam go, a on nie zaprotestował.

Kilka minut później wyszedł z mieszkania dużo szczęśliwszy niż w chwili, gdy do niego wchodził. Powiedziałyśmy, żeby nie martwił się o film, który nakręcili z Deedra, zabrałyśmy mu klucz, więc nie miał już wyrzutów sumienia, a ego zostało mile połechtane tym, że jego ukochana też go kochała, na tyle, by zmienić dla niego swoje życie.

Kto nie czułby się dobrze?

– Zmyśliłaś to wszystko? – zapytałam, gdy za Marlonem zamknęły się drzwi.

– Większość – przyznała. – Gdy ostatni raz rozmawiałam z Deedrą, znów narzekała na podwyżkę czynszu. Ale kiedy wspomniałam, że często widuję tu Marlona, powiedziała, że zdecydowała się spróbować przez jakiś czas monogamii.

– Nie sądziłam, że zna to słowo – powiedziałam w roztargnieniu.

– No dobra, może nie użyła słowa „monogamia”, ale o to jej chodziło.

– Kiedy z nią rozmawiałaś?

– Wiem dokładnie kiedy, bo policja mnie o to pytała. To było w sobotę po południu. Wracałyśmy o tej samej porze z zakupów.

– Kto tu był w weekend?

– O to też mnie pytała policja. Twój przyjaciel komendant policji spędził weekend u narzeczonej. Siostry Bickel wyjechały z miasta, do matki w Fayetteville. – Daisy i Dawn Bickel, bliźniaczki, były młodszymi kierowniczkami: Daisy w miejscowym oddziale sieciówki odzieżowej, a Dawn w fabryce materacy. – Terry Plowright wyjechał na sobotę, na jakiś pokaz monster trucków gdzieś blisko Little Rock. Wrócił o jakiejś pierwszej w nocy i wydaje mi się, że spał prawie całą niedzielę. Mieszka naprzeciwko mnie. To tyle, jeśli chodzi o parter.

Pokiwałam głową.

– Na górze mieszkanie z przodu naprzeciwko Deedry stoi puste. Mieszkanie naprzeciwko klatki schodowej wynajmuje kobieta, która pracuje w Walmarcie. Pracowała przez większość weekendu, jestem pewna, że w niedzielę i chyba parę godzin w sobotę. Drugie mieszkanie z przodu zajmuje Tick Levinson, a wiesz, jaki on jest.

„Jaki on jest” był alkoholikiem. Tick nadal pojawiał się w pracy w gazecie lokalnej, gdzie był reporterem, ale jeśli nie nastąpi jakaś interwencja, za rok nie będzie już tego robił.

– Kto z nich miał cokolwiek do czynienia z Deedrą?

– No, na pewno Terry. Miał z nią do czynienia dużo i często. Ale nie sądzę, aby któreś z nich brało to na poważnie – powiedziała powoli Becca. – Terry nie bierze na poważnie niczego poza samochodami, a zwłaszcza ciężarówkami. Lubi być kawalerem. Nie wydaje mi się, aby bliźniaczki Bickel rozmawiały z Deedrą, poza przywitaniem się. Claude… No, wiesz, w sumie to myślę, że Claude odwiedził Deedrę raz czy dwa, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi.

Trudno mnie było bardziej zaskoczyć. Byłam pewna, że widać to na mojej twarzy. Czułam też niesmak.

– Wiesz, jacy są mężczyźni – powiedziała Becca sucho. Wiedziałam, z pewnością.

– Ale z tego, co mówiła Deedra, to było dawno temu, zaraz po tym, jak przeprowadził się do Shakespeare z Little Rock. Zanim wiedział, co jest co. Zaraz po swoim rozwodzie.

Mimo wszystko.

– W każdym razie to nie było nic nowego. A Tick? Nie wydaje mi się, żeby Tick pożądał czegokolwiek poza następną butelką. Zdarzyło ci się widzieć, jak po weekendzie schodzi po schodach w drodze do pracy? To przygnębiające. Gdyby palił, bałabym się, że spłonę we śnie.

Strach był całkiem na miejscu.

– I zanim, podobnie jak policja, mnie o to spytasz: nie widziałam żadnych innych ludzi kręcących się tu w weekend, ale to nie znaczy, że ich tu nie było. Każdy ma swój klucz do drzwi wejściowych.

Te drzwi były zamykane o dziesiątej wieczorem i potem mieszkańcy musieli otwierać je własnymi kluczami.

– A skoro przy kluczach jesteśmy – powiedziała nagle Becca i podeszła do biurka przy drzwiach. Otworzyła górną szufladę i wyjęła klucz. – To klucz do drzwi wejściowych dla ciebie. Będzie potrzebny, gdy pojedziemy z Anthonym na wycieczkę.

Włożyłam go do kieszeni i wstałam. Wtedy wszedł Anthony. Po torbie poznałam, że był w Stage, tam, gdzie pracowała jedna z bliźniaczek Bickel. Kupił mnóstwo ubrań. Chyba był podekscytowany wycieczką.

– Gdzie jedziecie? – zapytałam, starając się być uprzejma.

– Kto wie! – Becca się zaśmiała. – Możemy pojechać do Meksyku, możemy polecieć na Dominikanę! Jeśli któreś miejsce nam się spodoba, być może tam zostaniemy.

– Sprzedałabyś Apartamenty?

– Możliwe – powiedziała trzeźwo Becca. – Muszę przyznać, Lily, czuję się tu jak ryba bez wody.

To była prawda.

– Becca musi zobaczyć świat – powiedział z dumą Anthony.

Z pewnością byli podekscytowani. Mnie perspektywa podróży wcale by nie ucieszyła, ale widziałam, że Becca jest gotowa wyjechać. Nigdy nie czuła się w Shakespeare jak u siebie.

Gdy wróciłam do domu, zastałam zdumionego Jacka kucającego przed telewizorem. Po jego prawej stronie stały dwie sterty taśm video.

– Lily, powiedz mi, skąd wzięłaś te kasety? – zawył, wpatrując się w odcinek Mody na sukces. – Część z nich to domowe porno, a reszta to Oprah i telenowele.

Uśmiechnęłam się. Nie mogłam nic na to poradzić. Opowiedziałam mu o Deedrze i o swojej chęci pomocy poprzez wyniesienie kaset z mieszkania.

– Lepiej opowiedz mi wszystko od początku, jeszcze raz. To była ta dziewczyna bez brody, która mieszkała po drugiej stronie korytarza?

Zeszłej jesieni, kiedy Jack pracował w Shakespeare jako tajniak, wynajął jedno z mieszkań w Apartamentach Ogrodowych.

– Tak, to była Deedra – westchnęłam.

Dziewczyna bez brody. Świetnie została zapamiętana. Zaczęłam od początku opowiadać Jackowi o tym, jak znalazłam Deedrę w samochodzie – gwizdanie ptaków, ciszę lasu, szarą martwą kobietę na przednim siedzeniu samochodu.

– Jak dużo wcześniej zmarła? – zadał praktyczne pytanie Jack.

– W gazecie napisano, cytując Martę, że zmarła jakieś osiemnaście do dwudziestu czterech godzin wcześniej.

– Masz jeszcze tę gazetę? – zapytał, a ja poszłam przeszukać kosz z makulaturą.

Jack wyciągnął się na podłodze i swoim ciałem zajął prawie cały mój mały salon. Przypomniałam sobie, zaskoczona, że wprowadzał się do mnie i mogłam patrzeć na niego tak długo, jak chciałam, codziennie. Nie musiałam go zapamiętywać, żeby móc odtwarzać te wspomnienia, gdy wyjechał. I częściej będzie zajmował tyle miejsca w moim domu.

Wiedziałam, że na naszej drodze na pewno pojawią się wyboje.

– Więc ostatnią osobą, która widziała Deedrę, była jej matka i było to po wyjściu z kościoła, skąd Deedra poszła do domu.

Jack znów przeglądał artykuł. Koszulka ciasno opinała mu plecy, a dresy podkreślały kształt jego tyłka. Byłam szczęśliwa, że tak się rozkładał na mojej podłodze. Miałam ochotę zabrać mu gazetę. Jutro rano wyjedzie, a ja pójdę do pracy i nie wykorzystywaliśmy czasu, który nam pozostał, w najlepszy sposób.

– Ciekawe, co zrobiła. – Jack analizował fakty jak były glina, którym przecież był. – Czy dotarła do mieszkania? Jak z niego wyszła?