Byłam tak zmęczona myśleniem o Deedrze, że w tej chwili kusiła mnie ta ostatnia możliwość. Nie chciałam myśleć, że śmierć Deedry była czymś więcej niż tylko namiętnością jakiegoś rodzaju, namiętnością, która w tragiczny sposób wymknęła się spod kontroli.
Ale gdy kończyłam odkurzać „kolekcje” na półkach salonu Camille Emerson, ujrzałam swoje odbicie w lustrze nad kominkiem. Sama w to nie wierzyłam.
Według wszystkich źródeł, jedynym obrażeniem, jakiego doznała Deedra, był zabójczy cios. Zbyt dobrze wiedziałam, jak wygląda ostry seks. To nie jedno uderzenie czy jeden brutalny akt, ale cała ich seria. Obiekt takiej namiętności nie zostaje po stosunku z jednym obrażeniem, ale z całą serią. Wepchnięcie butelki miało miejsce po śmierci Deedry. Tak więc – uświadomiłam sobie, niosąc naręcze brudnych ręczników do pralni – ten drobny okropny pogardliwy czyn był niczym więcej jak tylko grą pozorów. Być może odpowiednikiem powiedzenia ostatniego słowa.
To wiele mówiło o osobie, która tego dokonała, nieprawdaż? Wzięłam papierowy ręcznik i odkleiłam kawałek gumy do żucia z listwy podłogowej za koszem na śmieci w sypialni młodszego syna Emersonów.
Czyli mieliśmy do czynienia z kimś silnym, wystarczająco silnym, żeby zabić kogoś jednym ciosem. Ten cios pewnie był zamierzony. Ewidentnie ów ktoś miał zamiar zabić Deedrę.
Mieliśmy do czynienia z kimś, kto gardził kobietami. Może nie kobietami w ogóle, ale kobietami, które czymś przypominały Deedrę. Puszczalskie? Atrakcyjne? Młode? Wszystkie wyżej wymienione?
Mieliśmy do czynienia z kimś, kto nie miał poszanowania dla ludzkiego życia.
I mieliśmy do czynienia z kimś sprytnym. Kiedy pomyślałam nad tym jeszcze chwilę, zdałam sobie sprawę, że cała ta aranżacja miała sens, jeśli ktoś nie znał dobrze Deedry. Deedra nie rozrzucałaby ubrań w taki sposób, nawet gdyby się przed kimś rozbierała, w co akurat nietrudno było mi uwierzyć. I nawet wtedy pomachałaby bluzką, ale nie rzuciłaby jej gdzieś, gdzie mogła się pobrudzić lub rozedrzeć. Nie rzucałaby perłami. I w lesie… Nie, nie zrobiłaby tego w lesie! Gdzie był jakiś pled albo koc, na którym mieli położyć się kochankowie? Po co ten ktoś kazałby się Deedrze rozebrać, jeśli celem był szybki numerek na tylnym siedzeniu auta?
Doszłam do wniosku, że ktoś, kto zabił Deedrę, nie myślał wcale o jej charakterze, znał tylko fakty: wiedział, że była puszczalska i posłuszna. Nie myślał o tym, że jest drobiazgowa, jeśli chodzi o własne otoczenie; nie myślał, że Deedra troszczy się o rzeczy z dbałością, której nie roztacza nad swoim ciałem.
Gdy zamknęłam drzwi domu Emersonów, uzmysłowiłam sobie, że wiem o wiele więcej, niż wiedziałam rano. Tajemnicą jednak nadal było, co z tą wiedzą zrobić, jak miała podziałać na moją korzyść. Te drobne fakty nie były dowodami, w które ktokolwiek by uwierzył, ale przynajmniej Clifton Emanuel mnie wysłuchał. Świadomość, że podobnie jak ja zastanawiał się, czy cała ta scena w lesie była ustawiona, sprawiała mi ulgę.
Ale czemu miało służyć to ustawienie?
No dobrze, jak ustaliliśmy sobie z zastępcą szeryfa podczas rozmowy, miało nas zmylić. Scena została tak ustawiona, aby wyglądało, że zabójstwo Deedry miało motyw seksualny; więc skoro miejsce zbrodni było zmyłką, Deedra nie została zabita z powodu swojej aktywności seksualnej.
Została zamordowana, ponieważ… Pracowała w biurze sekretarza hrabstwa? Była córką Lacey Dean Knopp? Wnuczką Joego C. Pradera? Łatwo było ją zwieść i sypiała, z kim popadnie, więc była łatwym celem? Dotarłam do ściany.
Nadeszła pora, by wyrzucić Deedrę na jakiś czas z głowy. Łatwo było to zrobić, gdy w południe siedziałam u siebie w kuchni.
Mój dom bez Jacka wydawał się pusty i ponury. Wcale mi się to nie podobało. Zjadłam lunch najszybciej, jak potrafiłam, wyobrażając sobie, jak Jack wraca do Little Rock i wchodzi do swojego mieszkania. Oddzwania do ludzi, którzy nagrali się na automatycznej sekretarce, robi notatki dotyczące sprawy, nad którą pracuje, odpowiada na maile.
Tęskniłam za nim. Wyglądało na to, że potrzebowałam go bardziej, niż powinnam. Może to dlatego, że tak długo obywałam się bez drugiej osoby? Może ceniłam go bardziej przez to, co przeszłam kilka lat temu? Dostrzegałam słabości Jacka; nie sądziłam, że jest ideałem. Ale to mi nie przeszkadzało. Co bym zrobiła, gdyby coś mu się stało?
Wydawało się, że był to dzień pytań, na które nie potrafiłam udzielić odpowiedzi.
ROZDZIAŁ 12
Tego wieczoru podczas zajęć karate nie mogłam się skupić, za co Marshall mnie ochrzanił. Cieszyłam się, że nie walczyliśmy, bo przegrałabym, a nie lubię przegrywać. Janet dokuczała mi, gdy wiązałam sznurowadła, oskarżając mnie o to, że jestem roztargniona, bo usycham z tęsknoty za Jackiem. Zdołałam prawie się do niej uśmiechnąć, choć miałam ochotę odburknąć. Pozwolenie sobie na to, żeby myślenie o facecie rozproszyło mnie w trakcie czegoś tak ważnego, było… Nagle się uspokoiłam.
Byłoby całkiem naturalne. Byłoby normalne.
Ale to nie wyobrażanie sobie, jak wygląda Jack, gdy bierze prysznic, mnie rozpraszało. Myślałam o Deedrze – o tym, jak wyglądała jej twarz, jak była ułożona za kierownicą swojego czerwonego samochodu. Nie wiedziałam, co mogę zrobić, żeby jej pomóc. Zrobiłam, co mogłam. Zawiązałam sznurowadła i usiadłam, wpatrując się poprzez pustą salę w Beccę, która śmiejąc się, pokazywała bratu, jak prawidłowo ułożyć ręce w pozycji sanchin-dachi. Gestem poprosiła mnie, żebym podeszła i pomogła, ale pokręciłam głową i chwyciłam torbę. Chciałam być sama.
Po powrocie do domu wzięłam się do dalszego przeglądania kaset Deedry, bo obiecałam Marlonowi, że jeśli znajdę taśmę, na której był, oddam mu ją. Pomysł, że zatrzymałby film, na którym uprawia seks z kobietą, która teraz już nie żyła, trochę mnie obrzydzał, ale to, co Marlon Schuster miał zamiar zrobić z filmem, nie było moją sprawą. Nie lubiłam go, choć może zbyt ostro wyrażałam swoją opinię na jego temat. Prawdziwsze byłoby stwierdzenie, że go nie szanuję, co było dla mnie czymś normalnym. Nie znalazłam w nim niczego, co mogłam polubić, poza jego słabością dla Deedry. I to już było coś, poza tym – dałam mu słowo.
Prawie zasnęłam, gdy przeglądałam kasety. Oglądałam rzeczy, których nigdy wcześniej nie widziałam: talk-show, telenowele, „prawdziwe” programy o kierowcach karetek, policjantach, poszukiwanych przestępcach i zaginionych dzieciach. Po obejrzeniu kilku taśm potrafiłam już przewidzieć, jaki program będzie następny, przejrzałam schemat Deedry. Były jak zawartość szkatułki, którą ktoś ukrył, żeby zapamiętać chwile z przeszłości. Tylko że ta szkatułka dotyczyła ostatnich paru tygodni w świecie telewizji. Gdy przełożyłam kasety do kartonu, te najnowsze znalazły się na dnie.
Większość kaset nie była ponazywana – pewnie Deedra już je obejrzała. Pozostałe opisane były skrótami, które dopiero po pewnym czasie nabrały dla mnie sensu. Odkryłam, że „TJŻ” oznaczało Tylko jedno życie, „G” oznaczało Gliny, „NPPA” – Najbardziej poszukiwanych przestępców Ameryki, a „Op” – Oprah.
Po przejrzeniu około dziesięciu kaset znalazłam tę z Marlonem i Deedrą. Obejrzałam tylko parę sekund, żeby upewnić się, kogo oglądam. (Lepiej, żeby Marlon nie dostał kasety, na której Deedra uprawia seks z innym facetem). Odłożyłam kasetę, oznaczając ją dyskretną żółtą karteczką.
Skoro już się zabrałam do przeglądania kaset, chciałam dokończyć to zadanie, ale tylko dlatego, że się uparłam. Wychwyciłam jeszcze jeden filmik – Deedra i nasz listonosz, częściowo w stroju służbowym. Obrzydliwe. Wszystkie pozostałe kasety raczej zawierały nieszkodliwe programy telewizyjne. Kiedy dotarłam do dna pudła, pomyślałam, że mogłabym połączyć programy ze streszczeniami w starej gazecie, którą znalazłam w torbie Jacka. To były rzeczy, które Deedra nagrała w tygodniu, w którym zginęła.