– Może będą na siebie kablować. – Mój głos był tak zmęczony jak całe moje ciało.
– Och, już to robią. Każde z nich zatrudniło prawnika, wybranego na chybił trafił z książki telefonicznej. Prawnicy chcą zaistnieć i pojawić się w programie telewizyjnym poświęconym zakończeniu tej sprawy. Myślę, że najpóźniej jutro odezwą się do mnie ludzie z Najbardziej poszukiwanych przestępców Ameryki.
– Powiesz mi, co ci powiedzieli?
Gdy przyjadą media, chciałam być jak najdalej od więzienia, posterunku i Claudea.
– David mówi, że wyjechaliby stąd już tydzień temu, gdyby Joe C. zmarł wtedy, gdy powinien był to zrobić. Oczywiście to Sherry podłożyła ogień. Chciała dostać w spadku te siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów. Później pomyślała, że gdyby David się pojawił i udawał brata Becki, a nie chłopaka, także dostałby swoją działkę. Po tym jak zabiła Deedrę, wiedziała, że muszą jakoś przyspieszyć swój plan wyłudzenia pieniędzy i musi wynieść się z miasta. Planowała, jak twierdzi David, sprzedać Apartamenty, jak tylko stąd wyjadą. Miała wynająć kogoś, kto zająłby się formalnościami i tylko wysłał jej umowę do podpisu. Wtedy mogłaby zniknąć. Nikt by o tym specjalnie nie rozmyślał.
Przemyślałam ten plan, szukając słabych punktów. Znalazłam tylko kilka.
– Potrafiła podrobić podpis prawdziwej Becki?
– Idealnie, najwidoczniej.
– A skoro nikt stąd, nawet z rodziny, nie widział Becki i Anthonyego, odkąd byli małymi dziećmi, nikomu nie przyszło do głowy, że nie jest naprawdę Beccą? Nikt nie wpadł na to, żeby to sprawdzić?
– Wydaje mi się – zahuczał Claude – że prawdziwa Becca musiała być samotniczką. A Sherry w przebraniu chyba powierzchownie pasowała do opisu: wysportowana blondynka o niebieskich oczach. Ale David twierdzi, że prawdziwa Becca miała jakieś problemy emocjonalne, nie potrafiła nawiązywać przyjaźni. Pewnie sądziła, że David spadł jej z nieba, a kiedy jego „siostra” chciała się z nią kumplować, a David zdążył zakolegować się z jej bratem twardzielem, uznała, że samotne dni już nie wrócą.
– Czemu David wymyślił, że pracował w więzieniu?
– No cóż, znał się na tym, nieprawdaż? Gdybyś uważnie słuchała programu NPPA, wiedziałabyś, że David prawie całe życie spędził na odsiadkach. I Sherry w sumie też.
– Miała nerwy ze stali, skoro mieszkała tu tak długo, podając się za Beccę.
– Nerwy też, ale to była niezła przykrywka. A gdyby doczekała do chwili, gdy było na tyle bezpiecznie, by David do niej dołączył, zarobiliby mnóstwo kasy – sto czterdzieści tysięcy z udziałów w domu Joego C. plus to, co by później dostali ze sprzedaży mieszkań. Dopóki w telewizji nie pokazali tego programu, zresztą na kilka dni przed planowanym przyjazdem Davida. On mówi, że powinna była skontaktować się z nim i go ostrzec. Ona twierdzi, że próbowała, ale nie było go pod ustalonym numerem telefonu. Więc przyjechał. Generalnie sądzę, że czuli się całkiem bezpiecznie, całkiem anonimowo. Próba spalenia domu Joego C. okazała się tylko częściowym sukcesem, ale staruszek i tak zmarł, więc uznali, że dziwnie by to wyglądało, gdyby wyjechali przed pogrzebem. Ale wtedy wtrąciłaś się ty.
– Chciałam się tylko dowiedzieć, co się stało z Deedrą.
– Według Davida… Na pewno chcesz to usłyszeć, Lily? To tylko to, co David twierdzi, że Sherry mu powiedziała.
Skinęłam głową. Spojrzałam na swoje dłonie, żebym nie musiała patrzeć Claudebwi w oczy.
– Sherry wycelowała broń w Deedrę w to niedzielne popołudnie, parę godzin po tym, jak Deedra wróciła z kościoła i spotkały się na schodach. Sherry przez te dwie godziny zrobiła mnóstwo planów, gdy zorientowała się, że Deedra nie zadzwoni od razu na policję. Apartamenty Ogrodowe były opustoszałe i choć nie mogła być pewna, czy ktoś się lada moment nie pojawi, uznała, że musi podjąć ryzyko. Musiała wywabić ofiarę z budynku. Gdyby Deedra zginęła w mieszkaniu, śledztwo skupiłoby się na jedynej osobie, która tego dnia była w pobliżu – na niej. Sherry zmusiła Deedrę do pojechania na drogę przy Farm Hill Road, bo wiedziała, że wtedy znajdą się tuż za granicą miasta i śledztwo poprowadzi Marta Schuster. A to ładnie skomplikuje sprawę, skoro ostatnio Marlon tak często kręcił się wokół Deedry. Gdy znalazły się na miejscu, Sherry zmusiła Deedrę do zatrzymania auta, wyjścia z niego i rozebrania się. Czułam, jak moja twarz się wykrzywia.
– Zmusiła ją do rozrzucenia ubrań.
– No tak. – Claude milczał przez chwilę. Wiedziałam, że próbuje wyobrazić sobie, co czuła Deedra, i nie potrafi.
– Kiedy Deedra już była rozebrana, Sherry kazała jej się oprzeć o samochód, a gdy to zrobiła, uderzyła ją. Jeden cios w splot słoneczny. Z całej siły.
Wolny głęboki wdech. I wydech.
– Gdy Deedra konała, Sherry wepchnęła butelkę i ułożyła Deedrę w samochodzie. Wymagało to wielu starań, ale Sherry jest ekspertem od sztuk walki i bardzo silną kobietą. Co zresztą sama wiesz.
Wdech. Wydech.
– Co się stało później?
– Później… poszła do domu.
Po całym tym gadaniu o zamianie samochodów, o wspólniku wydawało się to takie proste. Poszła do domu. Jeśli trzymała się lasu, mogła dotrzeć do domu bez konieczności pokazywania się komukolwiek. Tak naprawdę… Próbowałam wyobrazić sobie Shakespeare z lotu ptaka… Jeśli to dobrze zaplanowała, mogła przejść polem w kierunku sklepu sportowego Winthropów, a stamtąd spacerkiem z powrotem do Apartamentów.
– Dzięki tobie – ciągnął Claude po długiej przerwie – moja żona siedzi w domu sama i zastanawia się, kiedy wróci jej świeżo upieczony mąż.
Wysiliłam się na uśmiech.
– Dzięki mnie będziesz miał swoje pięć minut sławy – przypomniałam mu. – Złapałeś dwoje z grona najbardziej poszukiwanych przestępców Ameryki.
– Bo miałem sraczkę – powiedział, potrząsając ze smutkiem głową.
– Tę część możesz pominąć.
– Ciekawe jak.
– Powiedzmy, że zrobiłeś się podejrzliwy, gdy usłyszeliśmy, jak jacyś ludzie idą po schodach na górę, i ukryłeś się w łazience, żeby wziąć ich z zaskoczenia.
– To brzmi lepiej niż tłumaczenie, że zjadłem nieświeżą rybę.
– Racja.
– Chyba w takim razie skorzystam.
– Nie ma sprawy.
– A co z tobą, Lily?
– Jutro pracuję. – Westchnęłam ciężko i podniosłam się z dostawionego krzesła w gabinecie Claudea. – Muszę odebrać jedzenie i pomagać na stypie Joego C.
– Miałem na myśli dłuższą perspektywę. Byłam zaskoczona. Claude nigdy nie pytał mnie o życie osobiste.
– Wiesz, że Jack to ten jedyny – powiedziałam. Cicho, prosto z mostu.
– Wiem. Szczęściarz z niego.
– No cóż, widzę, że coś z tego będzie.
– Myślisz, że weźmiecie ślub?
– Być może. Twarz Claudea się rozjaśniła.
– Nigdy bym nie pomyślał. Bardzo się cieszę, Lily.
Zastanawiałam się przez chwilę, czemu ten pomysł uradował Claudea. No tak, mówi się, że nowożeńcy wszystkich widzieliby na ślubnym kobiercu.
– Bo moja żona – wypowiedział te słowa z widoczną dumą – zadzwoniła do niego, gdy dowiedziała się, że byłaś zaangażowana w tę ostateczną rozgrywkę. I Jack czeka w poczekalni.
– Carrie… zadzwoniła do Jacka?
– O tak. Choć sądzisz, że jest nieśmiała, wycięła ci taki numer.
– On tu jest – powiedziałam z uczuciem niewyobrażalnej ulgi, szczęśliwa jak nie wiem co.