Popatrzyłam na jej palce i oddychałam powoli. Ponownie spojrzałam jej w oczy.
– Proszę mnie puścić – powiedziałam bardzo ostrożnie.
Zrobiła to, nie spuszczając ze mnie wzroku. Następnie cofnęła się i powiedziała:
– No, czekam.
– Wie pani, że Deedra sypiała, z kim popadło. Jeśli facet miał ochotę, ona również i było niewiele wyjątków od tej zasady.
– Proszę wymienić parę nazwisk.
– Nie, zajęłoby to zbyt wiele czasu. Poza tym prawie zawsze zmywali się stąd, zanim dotarłam. – To było moje pierwsze kłamstwo.
– A co z tymi wyjątkami? Odmówiła kiedyś komuś? Pomyślałam przez chwilę.
– Ten chłopak, który pracował w magazynie tartaku Winthropów – odpowiedziałam niechętnie.
– Danny Boyce? No tak, jest teraz na zwolnieniu warunkowym. Kto jeszcze?
– Dedford Jinks.
– Z policji? – zapytała, a niedowierzanie malowało się na jej twarzy. – On jest po pięćdziesiątce.
– Czyli nie ma ochoty na seks? – Na jakiej planecie mieszkała Marta Schuster?
– Jest żonaty – zaprotestowała Marta, po czym się zaczerwieniła. – Proszę zapomnieć, że to powiedziałam.
Wzruszyłam ramionami. Miałam dość przebywania z nią w jednym pokoju.
– Był w separacji z żoną. Ale Deedra nie zadawała się z żonatymi facetami.
Szeryf nie kryła sceptycyzmu.
– Ktoś jeszcze? Tak naprawdę to przypomniało mi się coś pomocnego.
– Miała problem z kimś, kto do niej wydzwaniał. – Deedra wspomniała mi o tym ostatnim razem, gdy u niej sprzątałam, w zeszły piątek. Była spóźniona do pracy, co zdarzało się jej dość często. – W ubiegły piątek powiedziała mi, że ktoś do niej dzwonił o drugiej czy trzeciej w nocy. Naprawdę nieprzyjemne telefony od jakiegoś gościa… który zmieniał głos i opowiadał o seksualnych torturach.
Wyobraziłam sobie Deedrę, jak siedzi na skraju łóżka, przy którym teraz stałyśmy, naciąga rajstopy i wsuwa wąskie stopy w brązowe czółenka na niskim obcasie. Głowa Deedry, ukoronowana seksownie ułożonymi włosami, niedawno ufarbowanymi na rudo, była pochylona. Deedra i tak często schylała głowę, żeby ukryć brak podbródka, który był bez wątpienia jej największym defektem. Stała i uważnie oglądała się w lustrze, obciągając żakiet beżowej garsonki, którą uważała za odpowiedni strój do pracy w ratuszu. Był to wybór typowy dla Deedry, kostium był odrobinę za ciasny, spódnica trochę za krótka, a dekolt ciut za mocno wycięty.
Deedra pochyliła się i przeglądała w lustrze, nakładając pomadkę. Jej toaletka z potrójnym lustrem była zastawiona buteleczkami i plastikowymi opakowaniami kosmetyków do makijażu. Deedra była wirtuozem podkładu, różu i cienia do powiek. Miała prawdziwy talent do dopasowania makijażu do każdego możliwego zestawu ubrań, tak by wyglądać w nim jak najlepiej. Studiowała twarze i to, jakie iluzje i zmiany można było osiągnąć za pomocą udanego makijażu.
Mogłam sobie przypomnieć, jak wyglądała Deedra, gdy lekko obróciła się w moją stronę, żeby opowiedzieć, co wygadywał dzwoniący, co chciał jej zrobić. Dolną wargę pomalowała szminką w odcieniu brzoskwini, górna była jeszcze naturalna. Jej ubrania, fryzura i sposób bycia tylko o krok dzieliły ją od bycia lafiryndą.
– Czy domyślała się, kim był ten mężczyzna? Pokręciłam głową.
– Nie możecie sprawdzić billingu? – zapytałam.
– Trochę to zajmie, ale dojdziemy do tego – powiedziała Marta.
Jej pomocnik zajrzał do sypialni.
– Skończyłem przeszukiwać łazienkę – powiedział Emanuel, przyglądając się nam z ciekawością. – Co teraz?
– Druga sypialnia – powiedziała szeryf. – No i torba i pościel, które leżą na pralce.
Funkcjonariusz zniknął.
– A on? – spytałam.
– Co? – zapytała bliska irytacji.
– Znał Deedrę?
Wyraz jej twarzy zmienił się i wiedziałam już, że była w jakiś sposób związana z Cliftonem Emanuelem.
– Nie wiem – powiedziała. – Ale się dowiem.
Janet Shook wycelowała w mój żołądek, a ja wygięłam się, żeby uniknąć ciosu. Wystrzeliłam rękę i chwyciłam ją za kostkę. Miałam ją.
– Stop! – nakazał imponujący głos. – Okej, co zamierzasz teraz zrobić, Janet? – zapytał nasz sensei.
Opierał się o ścianę pokrytą lustrami, ręce miał założone na klatce piersiowej.
Zamarłyśmy w tej pozycji. Janet z łatwością balansowała na jednej nodze, moje palce ciągle były owinięte wokół jej kostki. Reszta grupy siedziała, wyglądając w luźnych białych gi jak dziwaczna grupa przedszkolaków, i rozważała sytuację.
Janet wyglądała posępnie.
– Pewnie wyląduję na tyłku – przyznała, oceniwszy sytuację. Parę osób parsknęło śmiechem.
– Lily, co zrobisz teraz, gdy już kontrolujesz sytuację? – Twarz Marshalla o lekko orientalnych rysach nie zdradzała, jak brzmi właściwa odpowiedź.
– Dalej napierałabym na kostkę – powiedziałam. – W ten sposób.
Podniosłam prawą stopę Janet o kolejne centymetry i jej lewe kolano zaczęło się uginać.
Marshall skinął głową. Odwrócił się do reszty grupy. Podobnie jak pozostali, Marshall był boso i miał na sobie gi. Śnieżna biel stroju, przełamana jedynie czarnym pasem i naszywką na wysokości klatki piersiowej, podkreślała odcień, jaki miała jego skóra, odcień kości słoniowej.
– Jak Janet mogła uniknąć tej sytuacji? – zapytał zbieraninę ludzi siedzących wzdłuż lustrzanej ściany. – A znalazłszy się w niej, jak mogła się z tego wyplątać?
Raphael Roundtree, najwyższy i najciemniejszy mężczyzna w grupie, powiedział:
– Powinna była szybciej wycofać swoje kopnięcie. Puściłam Janet, choć Marshall nie kazał mi tego robić, bo zaczęła mieć problemy z utrzymaniem równowagi. Janet chyba odczuła ulgę, gdy postawiła obie stopy na ziemi i skinęła głową, żeby w ten sposób mi podziękować.
– Nie powinna była w ogóle kopać – zaczęła polemizować Becca Whitley.
– Co Janet powinna zrobić zamiast tego? – zapytał ją Marshall i zachęcił gestem do pokazania odpowiedzi.
Becca wstała płynnym ruchem. Często zaplatała włosy w warkocz na zajęcia – i zrobiła to również dziś – ale nie rezygnowała z makijażu. Paznokcie u stóp miała pomalowane na jaskrawą czerwień, co wydawało mi się niestosowne na zajęciach karate… jednak szkarłatne paznokcie nie przeszkadzały Marshallowi, a były to przecież jego zajęcia.
Marshall Sedaka, nasz sensei, był także właścicielem siłowni Body Time, gdzie w dużej sali do aerobiku mieliśmy teraz zajęcia. Znałam Marshalla od lat. W pewnym momencie był nawet kimś więcej niż tylko przyjacielem. Wyprostował się teraz i przysunął, żeby mieć lepszy widok.
Janet odsunęła się, a jej miejsce zajęła Becca, która podniosła nogę i powoli nią ruszała, żeby każdy mógł zobaczyć, co miała zamiar zrobić.
– No i – powiedziała, a jej wąska twarz wyrażała zdecydowanie – kopię w ten sposób. – Jej stopa ruszyła w kierunku mojego brzucha, jak to zrobiła Janet. – Teraz Lily odskakuje trochę w tył i chwyta mnie za kostkę. Tak samo zrobiła z Janet.
Poczułam się w obowiązku powtórzyć swoje ruchy sprzed paru chwil.
– Ale – kontynuowała wesoło Becca – to była zmyłka. Cofam nogę i celuję nią teraz wyżej.
Cofnęła nogę, zgięła ją w kolanie i wystrzeliła w kierunku mojej głowy. Becca była jedną z niewielu osób w grupie, które były w stanie choćby spróbować kopnąć kogoś w głowę i mieć nadzieję, że cios się uda.
– Widzicie – wskazała – pochyla się, żeby złapać mnie za kostkę, więc jej głowa jest trochę niżej niż normalnie.