Max stał, obserwując zgiełk i rwetes tłumu. Rzeczywiście, niedługo czekał, gdyż po chwili w drzwiach ukazał się Sam, ale już bez płaszcza.
— Zostawiłeś płaszcz?!
— Jesteś niesamowity, chłopie. Jak na to wpadłeś?
— Nie wiedziałem, że jesteś spłukany. Gdybyś mi powiedział wcześniej, nie trzeba byłoby iść do lombardu. Wyglądałeś tak dostatnio, jakbyś przed chwilą wygrał na loterii …Wracaj i wydobądź go stamtąd. Ja stawiam.
— Świetnie! Ale z płaszczem musimy się rozstać. Przy tej pogodzie to zbędny zbytek. To prawda, że się odstawiłem, ale tylko dlatego, że … miałem ważne sprawy do załatwienia. Interesy, rozumiesz…
Po drugiej stronie ulicy znaleźli bar, mieszczący się na tyłach restauracji. Sam poprowadził Maxa przez szykowne jadalnie, do których przylegały pokoje gier, kuchnię i korytarz do skromnego pokoju. Wyszukał jakiś stolik w samym kącie. Jakiś wielki człowiek, silnie utykając na jedną nogę, przywlókł się po chwili do obu chłopców. Sam skinął głową.
— Dzień dobry, Percy …
Zwrócił się do Maxa:
— Czego się napijesz?
— Lepiej nie …
— Niepoprawny dzieciak … W porządku. Dla mnie jedną szkocką a potem dla obu to, co znajdziesz w karcie. Chyba nie będziesz miał wielkiego kłopotu z wyborem…
Człowiek czekał, nie mówiąc ani słowa. Sam wzruszył ramionami i położył banknot. Max zaprotestował.
— Ja płacę! …
— Ty zapłacisz za jedzenie … Ten facet … — dodał, wskazując na kuśtykającego olbrzyma — … jest właścicielem lokalu. W tej chwili siedzi na szmalu, ale z pewnością nie dorobił się forsy, ufając ludziom mojego pokroju. A teraz opowiedz coś o sobie. Jak się tu dostałeś, co z twoimi lotami w Kosmos … a może zerwali specjalnie dla ciebie jakąś gwiazdkę z nieba? … Wal, chłopie! Tylko krótko i zwięźle …
Max nie bardzo wiedział, dlaczego to Sam nie miałby opowiadać mu o swych przygodach z ostatnich dwóch dni, ale ponieważ odczuwał potrzebę podzielenia się z kimś nowinami, rozpoczął opowieść.
Gdy skończył, przyjaciel skinął głową.
— Mniej więcej tego się spodziewałem. Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
— Nie mam pojęcia.
— Hm … Powiał zły wiatr, a tego nigdy nie lubiłem. Jedz, a ja tymczasem się zastanowię. Po chwili podniósł wzrok.
— Powiedz mi, a co chciałbyś robić?
— Przecież wiesz … Zostać astronautą.
— Wykluczone.
— Nie nowina.
— W takim razie skonkretyzujmy: czy chcesz koniecznie być astronautą, czy może wystarczyłaby ci jakaś inna praca, byleby w Kosmosie?
— Nigdy w ten sposób nie myślałem.
— To pomyśl.
Pomyślał.
— Chciałbym po prostu być w Kosmosie. Jeśli nie mogę zostać astronautą, zadowolę się czymkolwiek innym, byleby nie na Ziemi. Ale nie bardzo wiem, jak to zrobić. Gildia Astronautów ma monopol na cały Kosmos.
— Istnieją jeszcze inne drogi …
— Myślisz chyba o emigracji … Sam potrząsnął głową.
— Nie. Podróż do jednej z kolonii kosztowałaby cię więcej, niż mógłbyś zaoszczędzić przez całe życie. Zaś jeśli chciałbyś pojechać w charakterze pasażera nieco półoficjalnego … Hm … nie życzyłbym takiej jazdy nawet najgorszemu wrogowi.
— Co więc pozostaje? Sam najwyraźniej wahał się.
— Gdyby spojrzeć na tę sprawę uważniej, można byłoby znaleźć kilka sposobów … ale pod warunkiem, że zastosujesz się do moich poleceń. Ten twój wujek … znałeś go dobrze?
— Oczywiście.
— Dużo ci opowiadał o Kosmosie?
— Tylko o tym rozmawialiśmy.
— Hm … a zatem znasz ich żargon?
5
— Żargon? — Max był wyraźnie zmieszany — Sądzę, że wiem tyle, ile wie każdy inny człowiek.
— W takim razie powiedz mi, gdzie jest „skrzynka, w której człowiek się poci”?
— Przecież to kabina dowódcy.
— A jeśli „żałobnik” potrzebuje „zwłok”, to gdzie je może znaleźć?
— Na pokładzie tak się nie mówi. Kucharz to kucharz i jeśli potrzeba mu mięsa, to po prostu bierze je z lodówki.
— Czym się różni „bydlę” od „zwierzęcia”?
— „Bydlę” to pasażer, a zwierzę to zwierzę.
— Załóżmy, że lecisz na Marsa i nagle informują cię, że popsuł się napęd, a statek po spiralnej trajektorii dryfuje na Słońce. Co wtedy byś pomyślał?
— Że mam przed sobą idiotę. Nie istnieją żadne spiralne trajektorie, a poza tym, gdybym leciał na Marsa, w jakikolwiek sposób nie mógłbym trafić na Słońce. To nie po drodze.
Max wyprostował się i spojrzał w oczy przyjaciela.
— Sam … Ty już byłeś w Kosmosie, prawda?
— Jak na to wpadłeś?
— Do której gildii należysz?
— Przestań, Max. Nie zadawaj głupich pytań. Być może Kosmos to moje hobby …
— Nie wierzę.
Sam spojrzał z zakłopotaniem, zaś Max ciągnął dalej.
— Co to wszystko ma znaczyć? Zasypujesz mnie stertą dziwnych pytań … Oczywiście, wiem mnóstwo o warunkach, panujących na statkach, gdyż zajmowałem się tym jeszcze razem z wujkiem Chetem, ale po co te pytania? Czemu to służy?
Sam obrzucił go niepewnym spojrzeniem, po czym odezwał się … mówił tak cicho, że w końcu zaczął szeptać.
— W następny wtorek odlatuje „Asgard”. Chciałbyś być przy tym?
Max rozmarzył się.
Być pośród załogi legendarnego „Asgarda” to chyba największe szczęście, na jakie mógł kiedykolwiek liczyć … Przetarł powieki.
— Nie mów do mnie w ten sposób, Sam. Wiesz dobrze, że dałbym sobie odciąć prawą rękę, byleby tylko się tam dostać. Czemu mnie denerwujesz?
— Ile masz pieniędzy?
— Jak to? …
— Ile?
— Nawet nie miałem czasu, żeby je przeliczyć.
Już chciał wyciągnąć z kieszeni zwitek, gdy Sam powstrzymał go gwałtownym ruchem ręki.
— Pst! Tutaj nie powinieneś pokazywać nawet złamanego centa. A może chcesz udławić się pineską? … Schowaj to szybko pod stół.
Przerażony schował szybko pieniądze. Przeraził się jeszcze bardziej, gdy przeliczył banknoty — dostał więcej, niż mógłby przypuszczać nawet w najśmielszych marzeniach.
— Ile? — nie ustępował Sam.
Kiedy Max mu powiedział, pogwizdał cicho przez zęby.
— Tyle nam właśnie potrzeba.
— Na co?
— Zobaczysz. Schowaj je dobrze.
Włożywszy je znowu do kieszeni, odezwał się szczerze zdumiony.
— Nigdy nie przypuszczałem, że te książki są aż tyle warte.
— Bo i nie są …
— Jak to?!
— To tylko blef. Prawie wszyscy członkowie gildii pracują w ten sam sposób. Najpierw więc rozgłaszają, że posiedli jakieś niesłychane tajemnice, a później biorą łapówki od kandydatów do zawodu. Im bardziej niesamowite tajemnice skrywają, tym większe jest wpisowe. Gdyby ujawniono ten proceder i umożliwiono naukę każdemu, kto tylko miałby szczere chęci, natychmiast ceny by spadły.
— Ale to zupełnie sprawiedliwe. Jak powiedział Najwyższy Sekretarz nie jest wcale konieczne, aby każdy posiadł całą wiedzę.
— No i co z tego … — Sam westchnął i uczynił ruch, jakby chciał splunąć — … Co z tego, że posiadłbyś jakąś wiedzę, skoro i tak nie miałbyś statku, którym mógłbyś polecieć ku gwiazdom?
— Ale … — Max przerwał, śmiejąc się pod nosem — W takim razie nie rozumiem, czemu zabrali mi te książki. Skoro samą wiedzą nie mogę im zaszkodzić, równie dobrze mogliby mi je podarować. Przecież i tak pamiętam wszystko, o czym tam pisano.