— Chcesz przez to powiedzieć, że i ty byłeś w lotnictwie wojskowym?
— Ja? … Skądże znowu. Opowiedziałem ci tylko o swoim kumplu, abyś zrozumiał, co ci może grozić, jeśli nie będziesz miał oczu szeroko otwartych. Ale pomówmy o czymś przyjemniejszym. Jakie masz plany na przyszłość?
— O co ci chodzi?
— Co chcesz robić po tym skoku?
— Myślę, że już niczego w tym rodzaju. Kocham podróże między gwiazdy, a nie wakacje w stajni. Postaram się otrzymać czyste papiery i awansować. Może na stewarda …
Sam pokręcił głową.
— Ale rozważ tę sprawę do końca, chłopcze. Co się stanie, jeśli twoja służba na tym statku zostanie zarejestrowana w księgach gildii, a do Urzędu Pracy pójdzie inny raport?
— A co się może stać?
— Właśnie chcę ci to powiedzieć. Przede wszystkim, zupełnie możliwe, że nic się nie stanie. Równie dobrze jest jednak możliwe, że ktoś sprawdzi archiwum, porówna raport ze statku z twoimi nowymi papierami i stwierdzi, iż żaden Max Jones nie jest zarejestrowany w dokumentach gildii. A kiedy powrócisz wreszcie na swym wspaniałym krążowniku, pełen wrażeń i wspomnień wspaniałych przygód, przy zejściu na ziemię będzie czekało kilku uzbrojonych panów, którzy zaprowadzą cię do mamra. Nieprędko stamtąd się wydostaniesz … Maxa ogarnęły w tej chwili uczucia podobne do tych, jakich doświadczył w momencie, gdy dowiedział się od Montgomery’ego o sprzedaży gospodarstwa. Zbladł, jak kreda. Sam położył mu dłoń na ramieniu.
— Nie martw się na zapas, chłopcze. To nie jest aż takie pewne …
— Ale więzienie!
— Na razie masz jeszcze przed sobą kawał życia i nie radziłbym zbytniego pośpiechu. Do kicia zawsze zdążysz trafić. Gdy wrócimy na ziemię, będziesz miał w kieszeni wystarczająco dużo pieniędzy, by móc się wesoło zabawić, zanim ktoś w Waszyngtonie odkryje nasz szwindel. Z pewnością możesz liczyć na parę dni … tygodni a może nawet miesięcy … A może odłożą twe papiery na półkę i pozwolą raczej, aby zbutwiały, niż zainteresują się ich treścią … Kto wie? Niewykluczone, że uda ci się przekonać jakiegoś faceta z biura Kuipesa, aby zagubił gdzieś duplikaty, zanim zdołają je przesłać do Centrali … Na przykład Nelson … on ma zawsze takie głodne spojrzenie … Sam popatrzył nań badawczym wzrokiem i ciągnął dalej:
— Albo po prostu zrobisz to, co moim zdaniem rozwiązałoby tę sprawę bez większych kłopotów …
— Co radzisz?
— Nie wracać.
Zgodnie z przepisami prawa zbiegów oczekiwały znacznie sroższe kary niż tych, którzy dopuścili się drobnego szwindlu w papierach. Dezercja była przecież równa zdradzie.
— Nie wygłupiaj się! — jęknął Max.
— A spróbujmy przebiec w myśli rozkład jazdy … — zaproponował Sam — Na początku mamy planetę Garsona … kolonia pod kopułą, tak samo jak na Marsie, czy Księżycu. W takich inkubatorach na ogół panują rządy niewiele różne od władzy azjatyckich tyranów … albo będziesz wykonywał rozkazy, albo przestaniesz oddychać. Żadna możliwość ucieczki nie istnieje, bo i dokąd, skoro wszystko przykryte jest kopułą? Co prawda, można zrzucić skórę, niczym wąż i zmienić twarz, ale nie zmienia to faktu, że ciągle tkwisz w tym samym miejscu. Więcej wolności mielibyśmy na Terrae. Z kolei Pegazi VI Halycon… całkiem niezły, tylko trochę zimny … Poza tym import przeważa tam nad eksportem, w sklepach wyprawiają się istne rzeźnie i dlatego władze są skłonne nawet spod ziemi wygrzebać tego, kto bezprawnie pozbawia prawowitych obywateli trudno dostępnych dóbr konsumpcyjnych … a niczego nie można tam dostać za darmo. Później mamy Terrae Novae … Beta Aąuarii X. Mam wrażenie, że właśnie dokładnie tego szukamy.
— Byłeś tam kiedyś?
— Raz. I powinienem był tam pozostać. Wyobraź sobie tylko coś w rodzaju Ziemi, lecz znacznie piękniejsze, o łagodniejszym klimacie, większym bogactwie …
— A nie zechcą nas ścigać?
— Zbyt wielki obszar do przeczesania. Koloniści potrzebują po prostu siły roboczej i nie przejmują się ustawami. Poza tym nikt nie ośmieliłby się poszukiwać dezerterów poza wielkimi miastami.
— Dlaczego?
— Bo to się nie opłaca. Pewnego razu wysłali urzędnika za jakimś zbiegiem, lecz gdy chłopaczek rozejrzał się po okolicy, spostrzegł jakąś złotowłosą dziewczynę, córkę pobliskiego farmera. Pogłówkował, porozmyślał i w ciągu kilku dni ubił interes. Został pełnoprawnym członkiem rodziny, zapuścił brodę, zmienił nazwisko, a o powrocie do miasta nawet nie chciał słyszeć. Farmerzy mają przeciętnie od ośmiorga do dziewięciorga dzieci, a nawet sam rząd centralny nie jest w etanie zmienić ludzkiej natury.
— Nie chcę się żenić!
— To już twoja sprawa. Najważniejsze jednak, że na tej planecie nikt nikogo do niczego nie zmusza. Poza miastami nie płaci się żadnych podatków i nikt nikogo za to nie karze. Jest więcej pracy, niż wolnych rąk i dlatego nikt nie interesuje się cudzymi sprawami. Każdy ma wystarczająco dużo własnych.
Max usiłował wyobrazić sobie tę idyllę, lecz nie był w stanie, gdyż nigdy w życiu czegoś podobnego ani nie doświadczył, ani nawet nie widział.
— A gildie … nie protestują?
— Jakie gildie? … Oczywiście na początku Domy Matki podniosły wielki rwetes, ale ponieważ rząd nie poparł protestu, wszystko ucichło. Oni nie są tacy głupi, jak się to wydaje. Dobrze wiedzą, że nie można przelać wody z oceanu za pomocą łupiny orzecha.
— I tam właśnie chcesz osiąść na stałe? … Brzmi całkiem zachęcająco …
— Nie tylko brzmi. Tak po prostu jest, możesz mi wierzyć. Poznałem tam dziewczynę … Hm … z pewnością już dawno temu wyszła za mąż. Z tymi sprawami nikt tam nie zwleka, ale to nie powód do płaczu. Jej siostry są przecież jeszcze wolne. Posłuchaj, jak to sobie wyobrażam.
Gdy tylko staniemy na lądzie, nawiążę z nimi kontakt, a ostatniej nocy tuż przed startem zwieję. Będę gnał w takim tempie, że po chwili ale będę widoczny nawet w postaci małej plamki na horyzoncie. Ciemności powinny mi ułatwić całe to przedsięwzięcie. A później … — rozmarzył się — … później wyciągnę się nad szemrzącym strumykiem w jednym z dziewiczych lasów, zacznę hodować brodę i pomyślę o nowym nazwisku. Max niespokojnie spojrzał to w jedną, to w drugą stronę.
— Zastanowię się …
— Zrób to. Mamy przed sobą jeszcze kilka tygodni. To dużo czasu do namysłu. Powstał.
— Muszę już iść, zanim ten stary osioł Dumont zacznie rozmyślać, gdzie utknąłem. Weź pod uwagę, że stanowimy spółkę: sam niewiele zdziałasz. Poza tym najprostsze drogi nie zawsze są najlepsze.
7
Obowiązki zawiodły Maxa na pokład G, gdzie musiał wymienić piasek w skrzynkach dla kotów jeszcze przed pobudką pasażerów. Chętnie obejrzałby sobie sterownię, lecz, niestety, centrala dowództwa leżała Jeszcze wyżej, niż kabiny pasażerskie, a tam nie miał już nic do roboty. .