Выбрать главу

— A kogóż ja widzę … Glina we własnej osobie! Usiądź, chłopaczku. Napijesz się czegoś?

— Jeśli pan nie ma nic przeciwko temu … — odparł Sam, przyciągając ku sobie krzesło.

— Znasz tego krzepkiego młodzianina? — Simes wskazał oczami na Jonesa.

— Z pewnością już go gdzieś widziałem.

— Nie spuszczaj go z oka. To rozkaz, rozumiesz! Niezły z niego cwaniaczek, zbyt cwany, jak na nasze przyzwyczajenia. Jest bardzo, bardzo cwany. Zadaj mu jakąś liczbę … między jedynką a dziesiątką.

— Siedem. Mr. Simes uderzył pięścią w stolik …

— I co, nie mówiłem? Ten chłopak znał tę liczbę, zanim ją sobie Zdołałeś pomyśleć. Ale nie ze mną te numery … Pewnego dnia trafi na takiego, który wypali mu cyferkę na piersi, że zapamiętał ją już na całe życie. Zgadnij, kto to będzie? Tylko dlatego, że przy stoliku siedział Sam, Max zdołał zachować spokój. Jones zauważył, że przyjaciel pisze coś na odwrocie menu, po czym dyskretnie wzywa kelnera i wręcza mu kartę z pewną sumą pieniędzy.

Mr. Simes, zbyt przejęty swą rolą, nie dostrzegł tych manewrów. Paplał bez przerwy, aż do chwili, gdy Sam nagle przerwał mu wywód, wskazując w stronę baru.

— Mam wrażenie, że zdołał pan nawiązać jakieś ciekawe znajomości, sir …

— Ja? …

Sam wskazał raz jeszcze w tym samym kierunku: przy barze, na wysokim stołku siedziała Dolores, uśmiechając się zachęcająco do pijanego Simes’a, który po chwili, wyszczerzył zęby.

— Tak, to moja cioteczna babka Sadie …

Zerwał się z krzesła i niepewnym krokiem podszedł do dziewczyny. Sam zatarł ręce.

— Tak, jego mamy już z głowy. Chyba ci nieco dogryzł, prawda?

— Troszeczkę. Dziękuję, że w porę przyszedłeś. Inaczej nie byłoby z nim łatwo … ale szkoda mi Dolores.

— Nie przejmuj się … Umiem docenić oficera, który zachowuje się jak oficer, ale ten … — spojrzał chłodnym wzrokiem — Jeśli chce komuś zajść za skórę, powinien to robić w czasie służby, a nie w knajpie. Mniejsza z nim. Mam wrażenie, że ostatnio wydarzyło się parę zmian. W każdym razie rzeczy wyglądają nieco inaczej, niż w chwili, gdy wyruszaliśmy z Ziemi.

— Też tak sądzę.

— Podoba ci się w „saunie”?

— Bardziej, niż potrafiłbym to opowiedzieć. Przede wszystkim robię szybkie postępy … tak mówi Kelly. Nie narzekam. Jest tam całkiem miło i gdyby nie ten facet … — wskazał na Simes’a.

— Nie przejmuj się. Nawet w najlepszej zupie można spotkać muchę. Nie pozwól mu tylko, żeby przyszył ci łatkę …

— Oczywiście. Sam rozejrzał się wokół i zniżył głos do szeptu.

— Jesteś gotowy do skoku?

— Co?

— Właśnie dopiąłem wszystko na ostatni guzik. Wszystko jest już gotowe …

Z największym trudem przyszło mu zdobyć się na odpowiedź. Choć dobrze wiedział, że w gruncie rzeczy jego sytuacja niewiele się poprawiła, a ten nagły awans nie usuwa niebezpieczeństwa, które ciągle wisiało nad jego głową, trudno mu było jednym słowem przekreślić wszystkie dotychczasowe wysiłki. W sterowni spędzał większość czasu, polubił tę pracę i dałby wiele, żeby nie musiał dokonywać tego wyboru, przed którym stał w tej chwili.

— Życzyłbym sobie, aby istniała jakaś inna możliwość …

— Przecież ci już mówiłem, że istnieje … Twoja książeczka pracy w każdej chwili może się gdzieś zapodziać … Max podniósł głowę.

— I co to by zmieniło? Oczywiście, zaokrętowałbym się gdzie indziej ale przecież nie o to chodzi. Chcę zostać na „Aegardzie”. Umoczył palec w niby-piwie i zaczął kreślić jakieś wzorki na blacie stolika.

— Ale dobrze wiem … — zaczął po chwili milczenia — … że powinienem uciekać. Gdybym wrócił na Ziemię, niczego sam bym nie zdziałał, o ile w ogóle uniknąłbym więzienia.

— Bzdura!

— Jak to? …

— W każdej chwili możesz pozostać na statku. Już ja ci przygotuje takie doesier, że nawet dziecko nie miałoby bardziej chlubnego świadectwa swej niewinności … choć oczywiście muszę przyznać, że wolałbym cię mieć przy sobie.

— Ale w jaki sposób?

— Wystarczy zmienić gildię. W tej chwili możesz pełnić służbę w charakterze stewarda, pisarza lub kucharza. Jeśli papiery zginą i otrzymasz nowe, będziesz mógł zaczynać wszystko od początku i to jako rachmistrz lub kartograf.

— A co z raportem do Centrali?

— To samo. Odpowiednie papiery na odpowiednim miejscu. Jeden dokument zgubiony zastępuje nowy dokument, choć już nieco inny. Nieważne, jaki. Byleby liczba się zgadzała.

— Powiedz mi w takim razie, dlaczego nie chcesz tego samego dla siebie? Z twoim sprytem …

— O, nie … — Sam pokręcił smutno głową — Istnieją powody, dla których najchętniej skryłbym się gdzieś głęboko pod ziemią. Nie mam wyboru.

Ponownie poweselał.

— Na razie powiem ci tylko tyle: zanim prysnę ze statku, zdradzę ci swoje nowe nazwisko i coś jeszcze ze swojej przeszłości. A za dwa, trzy lata, może za lat dziesięć lub dwadzieścia będziesz mógł pojawić się na Nowej Ziemi i odwiedzić starego druha. Wtedy porozmawiamy dłużej o tych wspaniałych czasach, gdy byliśmy jeszcze piękni i młodzi … hę, hę …

Max musiał się roześmiać razem z nim, choć wcale nie miał na to ochoty.

— Z pewnością, Sam. Niewątpliwie … Zmarszczył brwi.

— Ale zapomniałeś, że bez ciebie nie dam sobie rady.

— Załatwię wszystko, jeszcze zanim dam nogę z tego statku. W tej chwili Nelson jest za daleko, żebym mógł coś skombinować, ale później to żaden problem. Aha … połowa należności tytułem zaliczki, reszta przy dostawie. Poza tym urządzę wszystko w ten sposób, żeby ten stary krętacz miał wobec ciebie jakieś zobowiązania … Ale na razie dajmy sobie spokój. Gdy wrócisz do Portu Ziemia, Nelson po prostu zacznie cię błagać, abyś wyręczył go i zaniósł raport do Centrali, gdyż on sam musi załatwić pilną sprawę na statku. Do ciebie będzie tylko należała zamiana jednego sprawozdania na drugie. Wtedy też zapłacisz mu resztę doli. Zrozumiałeś?

— Chyba tak. Sądzę, że to najlepsze wyjście — potwierdził Max, ale w jego głowie nie było nawet cienia entuzjazmu.

— A teraz zapamiętaj: każdy ma jakiś słaby punkt. Najlepiej trzy mać go zawsze gdzieś z dala od gawiedzi. Nie można się afiszować swymi słabościami. Odsunął pusty kufel.

— Chyba to już wszystko. Masz zamiar spędzić tu noc, czy wracasz ze mną na statek?

— Oczywiście.

— A więc idziemy. Muszę załatwić kilka spraw na pokładzie i będę potrzebował pomocy.

11

Z planety Garsona na Halycon droga jest śmiesznie krótka, na pewno nie dłuższa od dwóch kocich skoków: należy wykonać zaledwie trzy tranzycje — po 105, 487 i 19 lat świetlnych, a później pruć prosto przed siebie gładkim gościńcem przez lat 250.

Pierwszy skok odbył się miesiąc po starcie. Max pracował w tym rejsie pod czujnym okiem Kelly’a, który przydzielił go na swoją wachtę — dzięki temu praktykant miał więcej czasu, żeby móc się porządnie wyspać. Ale nie tylko o sen tu chodziło — dzięki takiemu ustawieniu dyżurów Max miał więcej możliwości do nauki — dotychczasowe wachty z Simes’em okazały się zupełnie bezwartościowe.

Dyżury Jones’a stały ciągle pod znakiem nabywania nowych umiejętności. W końcu doszło do tego, że do sterowni przychodził przed Kelly’m i wychodził nie wcześniej, zanim szef go nie zmusił. Po skończeniu dyżuru Kelly miał zwyczaj zostawać na moment w centrali, aby wygłosić coś w rodzaju krótkiego przemówienia, podczas gdy doktor Hendrix, który przejmował po nim służbę, dopytywał się o postępy adepta.