Выбрать главу

— Oh!

— Lecz cała sprawa wyjaśniła się już ostatecznie w połączeniu z tym … — ponownie postukał w książeczkę lotów.

— Jak pan wie, Jones, stale mam do czynienia z liczbami, dlatego nie mogę nie zwracać uwagi na wymowę liczb, tak samo, jak nie mógłbym sam z siebie przestać oddychać. A z tego dokumentu wynika, że wyruszył pan w Kosmos na rok przed odejściem pańskiego wuja. Dobrze jednak wiem, że w tamtym czasie Chet kształcił pana u siebie w domu i nie mogło być inaczej, gdyż był pan zbyt młody. A zatem dwa równoważne fakty stoją wobec siebie w jawnej sprzeczności … czy potrzebne są dalsze wyjaśnienia?

— Widzę, że nie wykazałem się zbytkiem inteligencji …

— Z pewnością nie można tego panu przyznać. Język liczb jest jednoznaczny, dlatego lepiej z nimi nie kręcić. Co poza tym leży panu na sercu?

— Niepokoją mnie jeszcze konsekwencje tego, co zrobiłem … — Wskazał na sfałszowany dokument.

— Ach, to tutaj … — westchnął Hendrix, podając książeczkę Jonesowi — Nie wiem. To jest już wyłącznie sprawa Gildii Stewardów i Pisarzy. Mój cech nie będzie się mieszał w kwestie natury dyscyplinarnej, należące do innej gildii. Nie mam jednak wątpliwości, że sklasyfikują to jako wykroczenie przeciwko etyce zawodowej i wyciągną wnioski …

Z tą słabą pociechą Max wyszedł z kabiny Hendrixa. Mimo to czuł się znacznie lepiej, niż w chwili, gdy wchodził onegdaj na pokład. Myśl, o czekającej go karze nie była aż tak bardzo nie do zniesienia, jak życie z obawą, kiedy i gdzie go nakryją. Wkrótce jednak i o tym zapomniał — wizje ponurej przyszłości ustąpiły radości z powodu pierwszego kroku, jaki wreszcie zrobił na drodze do astronautyki. Chciałby móc opowiedzieć o tym Samowi … albo Ellie …

12

Tego samego dnia wpisano do księgi pokładowej, że Maximilian Jones został przyjęty na aspiranta do stopnia oficerskiego. Sam kapitan wezwał go do siebie, odebrał przysięgę, złożył życzenia pomyślności i nazwał go „mister Jonesem”. Ceremonia była niezwykle prosta, odbyła się jedynie w obecności doktora Hendriaa oraz pisarza. Lecz to był dopiero początek. To, co nastąpiło później, zaskoczyło Maxa bardziej, niż sama nominacja.

— Myślę, że będzie znacznie lepiej, jeśli resztę dnia spożytkuje mr. Jones na przeprowadzkę i aklimatyzację — powiedział kapitan z lekkim mrugnięciem oka — Zrozumiał pan moje Intencje, doktorze?

— Oczywiście, panie kapitanie.

— A zatem w porządku. Bennett, będzie pan tak miły i wezwie Dumonta …

Główny steward na pokładzie pasażerskim nie posiadał się ze zdumienia, ujrzawszy, jak dotychczasowy pomocnik stewarda III klasy nieomal w ciągu paru chwil przedzierzgnął się w oficera, W odpowiedzi na pytanie kapitana odparł zaskoczony:

— Sądzę, że mr. Jones mógłby zamieszkać w kabinie B-014. Czy jest pan zadowolony, sir?

— Oczywiście, oczywiście.

— Zaraz polecę, aby przeniesiono pańskie rzeczy na górę …

— W porządku. A pan, mr. Jones, zechce pójść razem z Dumontem. Ale chwileczkę … jeszcze moment. Przecież musimy znaleźć dla pana Jakąś czapkę. Kapitan podszedł do szafy i zaczął szukać.

— Pamiętam, że miałem jakąś, która powinna być odpowiednia.

— Kapitanie, niech pan nie szuka — powstrzymał go Hendrix — Mam jedną przy sobie. Poza tym mr. Jones i ja nosimy ten sam numer.

— Dobrze. Choć przypuszczam, że w ciągu ostatnich kilku minut jego głowa mogła nieco napuchnąć …

— Już ja się postaram, aby wszystko wróciło do normy — nieprzyjemnie roześmiał się Hendrix, po czym podał Maxowi czapkę. Nowomianowany oficer odniósł wrażenie, jakby ten gest miał rangę symbolu, był echem sentymentu, świadectwem dawnych czasów. Omal nie wyszedł z siebie, gdy zaczął mruczeć coś, co miało oznaczać podziękowanie, a kiedy wychodził z kabiny, był bliski potknięcia się o własną nogę.

Gdy już zamknęły się drzwi kapitańskiego apartamentu, Dumont przystanął.

— Nie trzeba, aby pan szedł na dół, do kabiny załogi … — zwrócił się do Jonesa — Jeśli z łaski swojej poda mi pan numer swojej szafki, sam to załatwię.

— Ależ, mr. Dumont! … Mam bardzo niewiele rzeczy i poradzę sobie bez pańskiej fatygi. Lecz Dumont stał nieporuszony.

— Za pozwoleniem … Niech pan obejrzy swoją nową kabinę, a ja już wszystko załatwię.

W swym nowym, jednoosobowym oczywiście, pokoju znalazł materac piankowy, zasłany kocem. Przy drzwiach znajdowała się niewielka umywalka oraz lustro. Nad łóżkiem wisiała półka na książki, obok szafa. Gdzieś w kącie znalazł opuszczony blat do pisania, telefon oraz brzęczyk, podłączony do pełniącego służbę oficera. W skład inwentarza wchodziło także ruchome krzesło, kosz na śmieci oraz niewielki dywanik na podłodze. Najbardziej jednak przypadł mu do gustu solidny zamek przy drzwiach — dobra gwarancja minimum prywatności. Właśnie oglądał zawartość szuflad, gdy wrócił Dumont z jego rzeczami — oczywiście sam nie niósł skąpego tobołka, gdyż ceniąc swą godność zatrudnił przy tej pracy pomocnika, pełniącego służbę.

Steward wszedł za swym szefem i zapytał ze stosowną czołobitnością:

— Gdzie mam złożyć te rzeczy, sir?

Max rozpoznał człowieka, który już od dawna siedział przy jego stoliku, podczas obiadów.

— Hallo, Jim! — wykrzyknął, lekko speszony — Walnij to wszystko na łóżko! Dziękuję.

— Tak jest, sir. Moje gratulacje.

— Dziękuję raz jeszcze.

Uścisnęli się. Dumont, jak zwykle czujny, dbał, aby ta ceremonia nie została przeciągnięta nad obowiązujące normy przyzwoitości.

— To wszystko, Gregory … — włączył się, gdy obaj potrząsali jeszcze prawicami — Możesz już wracać do zmywania. Coś poza tym, sir — ostatnią kwestię skierował oczywiście do Maxa.

— Nie, dziękuję.

— Czy mógłbym przypomnieć o konieczności naszycia nowych dystynkcji? Mam nadzieję, że nie ma pan zamiaru wykonać tego własnoręcznie, sir … Prawdopodobnie jestem lepszym mistrzem igły i nożyc — dodał z sarkazmem.

— Zapewne … Ale sam też bym sobie poradził.

— Moja żona niewątpliwie będzie zaszczycona tym obowiązkiem — ciągnął Dumont — Szyje dla wszystkich pań z pokładu pasażerskiego. Jestem przekonany, że do kolacji mundur będzie gotowy, z nowymi dystynkcjami, oczyszczony i wyprasowany.

Max był szczęśliwy, że mógł obarczyć tą pracą kogoś innego. Poza tym w tej samej chwili dotarła doń świadomość konieczności odwiedzania salonu — od dzisiaj miał tam spożywać wszystkie posiłki. Zanim jednak zdążył się przebrać w nowy mundur, tuż przed kolacją ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na pozwolenie, wszedł. Zdumiony Max stanął twarzą w twarz z mr. Simes’em. Oficer popatrzył na czapkę Jonesa, po czym wybuchnął śmiechem…

— Niech pan to zdejmie, zanim pańskie uszy doznają uszczerbku. Max stał niewzruszony.

— Pan sobie czegoś życzy, sir?

— Tak. Tylko chwilki, abym zdążył przekazać ci pewną radę, a ty, po dziewięciokroć mądry …

— Co proszę? Simes walnął się w piersi.

— Chodzi tylko o jedno … Proszę pamiętać, że na tym statku istnieje jeden zastępca astronauty i ja właśnie mam zaszczyt pełnić tę funkcję. Proszę tego nie zapominać. Jestem nim i długo jeszcze będę, nawet wtedy, gdy pan znowu wróci do obory, wyrzucać gnój, bo tam jest pańskie właściwe miejsce. Max poczuł, jak płoną mu skronie i pali go twarz.