Выбрать главу

— Mr. Jones. Kapitan chce z panem rozmawiać, natychmiast.

— Co? … Aha, kapitan … Dobranoc, Ellie, muszę się pospieszyć. Dopędził rachmistrza.

— Coś się stało? …

— Doktor Hendrix nie żyje.

13

Kiedy biegli do kabiny kapitana, zaczął wypytywać Kelly’eya o dalsze szczegóły.

— Nie wiem. Po prostu nic nie wiem … — rachmistrz był bliski płaczu. — Widziałem go przed kolacją … później poszedł do sterowni aby obejrzeć, co pan i Kovak zdołaliście zrobić. Sprawiał wrażenie zupełnie zdrowego, normoalnego człowieka. Później znaleziono go martwego w kabinie … Nie wiem, co się teraz stanie — dodał, zakłopotany. .

— O czym pan myśli?

— Cóż … Na miejscu kapitana zaczekałbym na zastępcę … Ale nie mam pojęcia, czy to właściwa decyzja.

Dopiero teraz dotarło do Maxa, że w tej sytuacji mr. Simesa obejmie obowiązki astronauty.

— Jak długo musielibyśmy czekać?

— Hm … „Dragon” podąża za nami w odległości około trzech miesięcy … tylko on mógłby przejąć wiadomość i przekazać ją bazie … Sądzę, że mielibyśmy około roku postoju.

Drzwi do kabiny kapitańskiej były otwarte na oścież. W środku roiło się od oficerów. Max wszedł za innymi. Nie meldował przybycia — w ogóle usiłował pozostawać w cieniu, nie narzucając się ze swą obecnością.

Kapitan Blaine siedział przy biurku ze spuszczoną głową. Kiedy doszło jeszcze kilku ludzi, pierwszy oficer mr. Walther zameldował stłumionym głosem.

— Wszyscy oficerowie na miejscu, kapitanie. Blaine podniósł głowę.

— Moi panowie … — rozpoczął powoli i cicho — … Z pewnością znacie już tę smutną nowinę. Dziś wieczorem znaleziono doktora Hendrixa martwego. Lekarz mówi, że śmierć nastąpiła około dwie godziny przed odkryciem zwłok. Prawdopodobnie umarł nie czując bólu. Na chwilę zawiódł go głos. Dopiero po kilku sekundach mógł kontynuować .

— Nasz ulubiony brat Hendrix zostanie oddany Przestrzeni jutro, dwie godziny po starcie. Rozpocznie swą ostatnią podróż wśród gwiazd. Nie wątpię, że tak właśnie brzmiałoby jego ostatnie życzenie, gdyby zdążył je wypowiedzieć, albowiem Droga Mleczna była jego ojczyzną. Tutaj też niech pozostanie. To wszystko, moi panowie. Astronautów proszę, aby zechcieli na moment pozostać.

Max nie miał pewności, czy został zaliczony do tego grona, lecz ponieważ kapitan użył liczby mnogiej, poczuł się zobowiązany. Kiedy pierwszy oficer także chciał wyjść, Blaine zawrócił go i przemówił do trzech mężczyzn.

— Mr. Simes … Od tej chwili przejmie pan stanowisko szefa sterowni. Pan, mr … hm … Spojrzał na Maxa.

— Jones, sir.

— … Pan, mr. Jones, także zechce wrócić do swych obowiązków. Choć nic nie powetuje nam tej straty, chcę uczynić wszystko, abyśmy mogli kontynuować podróż bez zbędnych opóźnień. Stoję do dyspozycji. Włączył się Simes.

— Nie trzeba, sir. Sądzę, że poradzimy sobie sami.

— Być może. W każdym razie chciałbym być przydatny.

— Tak jest!

— Proszę czynić przygotowania do startu zgodnie z planem. Jeszcze jakieś pytania?

— Nie, panie kapitanie.

— A zatem dobrej nocy obu panom. Walther, pana proszę jeszcze na moment rozmowy.

Max miał pierwszą wachtę. Po ostrej wymianie zdań /był to raczej monolog Simes’a, przerywany potknięciami lub zaprzeczeniami ofiary/ otrzymał stosowne polecenia z uwagą, aby nie ważył się podejmować jakiejkolwiek samodzielnej decyzji. — Wszystko powinien telefonicznie konsultować z nowomianowanym astronautą. Po godzinie zastąpił go Kovak.

Jones podążył do śluzy pasażerskiej, gdzie jako piąty dołączył do warty honorowej — przy marach stał już kapitan, mr. Walther, Simee oraz Kelly.

Cały korytarz był zapełniony ludźmi — obecni byli wszyscy oficerowie i większość załogi. Nie zauważył nikogo z pasażerów. Otwarto wewnętrzne drzwi śluzy.

Dwóch pomocników stewarda uniosło mary i oparło je o wrota zewnętrzne. Zamknięto drzwi wewnętrzne. Wszyscy cofnęli się. Przy progu po-został jedynie Simes i Walther z jednej strony oraz Max i Kelly z drugiej. Kapitan stał pośrodku, wpatrzony w drzwi.

— Otworzyć śluzę! Wkrótce rozbrzmiały głośniki:

„Do załogi i pasażerów. Statek wystartował przed trzydziestoma sekundami. Proszę trzymać się uchwytów i nie zmieniać miejsca”. Max sięgnął do klamry — jednej z wielu, okalających korytarz wokół śluzy. Dłonie zacisnął tak mocno, że potężny spadek ciążenia nie był w stanie oderwać go od podłogi.

Zawyła syrena — poczuł, że w jednej chwili ciało straciło cały ciężar — wyłączono sztuczną grawitację, a sam „Asgard” zawiał na moment w przestrzeni.

Usłyszał kapitana, dobitnie wypowiadającego słowo po słowie.

— Popiół do popiołu, proch do prochu. Niech Przestrzeń zechce przyjąć cię łaskawie. Wskazówka licznika opadła na zero. Doktor Hendrix został oddany gwiazdom.

Ciążenie powróciło. Obecni w korytarzu ludzie zaczęli powoli wychodzić, szepcąc cicho między sobą. Max wrócił do sterowni i zwolnił Kovaka.

Następnego dnia rano mr. Simes przeprowadził się do kabiny zmarłego astronauty. Jones wiedział z trzeciej ręki, że pierwszy oficer ostro zaprotestował, jednak ostatnie słowo należało do kapitana. Praca w sterowni szła normalnym trybem, choć ciągle było czuć ciężką atmosferę, otaczającą nowego szefa. Nigdy przedtem nie zdarzyło się, aby ktokolwiek wydawał komukolwiek jakieś polecenia na piśmie — wystarczały zwykłe rozmowy i ustalenia ustne. Dopiero teraz ukazał się wykaligrafowany na dużej karcie sztywnego kartonu grafik:

Pierwsza wachta: Randolph Simes, astronauta

Druga wachta: Kapitan Blaine /Mr. Jones, kandydat/

Trzecia wachta: Kelly, rachmistrz — szef

podpisano /-/ Randolph Simes, astronauta

Później widniał rozkład dyżurów w systemie czterowachtowym, także opatrzony podpisem Simes’a.

Max popatrzył na ten — jakże znamienny — objaw nowych porządków i zajął się własną pracą.

Nie ulegało wątpliwości, że nowy szef sterowni czuje cos w stosunku do jego osoby, choć sam obiekt owych szczególnych względów nie miał pojęcia, czemu właściwie powinien je przypisać.

Poza tym doskonale wiedział, iż Simes nie ma zamiaru dopuścić go do samodzielnej pracy astronauty, a tym samym jego szansę na odebranie pełnego wykształcenia Gildii Astronautów spadły do zera. O ile oczywiście kapitan Blaine nie zmusi go do sporządzenia pochlebnego raportu, tej ewentualności nie można było jednak brać na serio pod uwagę. O nastrojach Maxa dobrze może świadczyć fakt, że ponownie zaczai się zastanawiać nad możliwością ucieczki wraz z Samem. W każdym razie, jakkolwiek mogłyby się potoczyć coraz bardziej zawikłane sprawy, starał się nie wchodzić w drogę swemu prześladowcy i przed czasem zażegnywać zalążki konfliktów.

Między Halyconem a Terra Nova mieli tylko jedną tranzycję — skoku o siedemset lat, w połowie drogi do celu.

Pod koniec pierwszej wachty, odbytej wraz z kapitanem, Max podpisał książkę pokładową, jak zwykł to od dawna czynić. Skończył służbę i poszedł do kabiny. Położył się się spać.

Zaledwie rzucił się na materac, wezwano go do sterowni. Zameldował się Simes’owi. Ten, nie odpowiadając na raport, postukał palcem w rubrykę, opatrzoną jego podpisem.