Выбрать главу

— Rokosz? Kelly spojrzał nań zdumionym wzrokiem.

— Hm … O ile wiem, Kovak spadł ze schodów. Wypadek.

— Aaa … to tak? …

— Przynajmniej w ten sposób odnotowano ten fakt w książce pokładowej.

— Dziękuję. Chyba powinienem pana zmienić. Jak wygląda sytuacja? Poruszali się po torze, prowadzącym wprost ku owej nieznanej gwieździe typu G. Stosowne rozkazy wpisał kapitan do księgi. Co prawda Max rozpoznał charakter pisma Simes’a, lecz podpis położył Blaine ręką własną. Niepewnie stawiane litery, rozmazane, krzywe linie wyraźnie świadczyły o duchowych rozterkach starego człowieka. Kelly wypełnił wszystkie polecenia co do joty.

— A zatem zrezygnowaliśmy z jakichkolwiek prób wydostania się z tej matni? — spytał, przeglądając instrukcje.

— Oczywiście, że nie. Rozkazy zobowiązują nas do nieustannego rozważania wszelkich możliwości powrotu, o ile pozwoli na to przebieg wachty. Ale jestem gotów założyć się z panem o wszystko, że nic mądrego nie zdołacie wymyślić. Musisz zrozumieć, Max … Lecimy przez obszary absolutnie nieznane. Tu jest „wszędzie” i „nigdzie” zarazem.

— Nie przypuszczałem, że pan tak szybko skapituluje. Skąd ten pesymizm.

— Kwestia przeczucia i wieloletniej praktyki. Niemniej spędził całą wachtę, obmyślając możliwości wyjścia z pułapki. Bez szczęścia.

Dobrze wykonane spektrogramy są dla gwiazd tym, czym odciski palców są dla ludzi. Na ich podstawie można z całą pewnością zidentyfikować dane ciało niebieskie oraz ustalić najbliższe otoczenie. I chociaż Max znalazł w katalogu wiele gwiazd, których widma przypominały to, co widział na spektrogramach Noguchi’ego, zawsze dała się zauważyć jakaś niewielka różnica. Tak to już jest — bliźniak, choć podobny, jest jednak kimś zupełnie innym od swego brata. Kwadrans przed końcem wachty przerwał pracę i upewnił się, czy przygotował wszystko do zmiany. Czekając na zmienników uśmiechnął się, przypomniawszy sobie zagrywkę, jaką obmyślił rachmistrz, aby on — Max — mógł wrócić do sterowni. Stary, dobry Kelly.

Simes przybył z pięciominutowym opóźnieniem. Nic nie powiedział, tylko spojrzał w książkę pokładową oraz raporty z obserwacji, które przeprowadził Jones.

I znowu mijała minuta za minutą. Powoli sytuacja stawała się niepokojąca. W końcu Max miał już tego dosyć.

— Czy jest pan gotowy do przejęcia wachty, sir?

— Chwileczkę, wszystko w swoim czasie. Najpierw chciałbym zobaczyć, co tym razem pan zmajstrował. Max zacisnął szczęki. Simes wskazał wpis do książki pokładowej.

— To pierwszy błąd. Proszę dodać „pod kierownictwem”.

— Czyim kierownictwem, sir?

— Moim. Max zawahał się, lecz w końcu odpowiedział.

— Nie, sir. To nieprawda. Podczas tej wachty nie był pan obecny w sterowni.

— Chce pan się spierać?

— Nie, sir. Po prostu czekam na pisemny rozkaz, zarejestrowany w książce pokładowej. Simes zamknął z trzaskiem księgę i zmierzył go od stóp do głów.

— Gdyby nie sytuacja nadzwyczajna, z pewnością nie prosiłbym pana o pomoc. Jest pan zbyt smarkaty, by móc zostać szefem sterowni, sir … A moim skromnym zdaniem, nigdy pan nie będzie wystarczająco dorosły, aby objąć to stanowisko.

— Skoro tak, zatem proszę, aby powierzono mi funkcję kartografa, lub pomocnika stewarda …

— To wracaj tam, skąd przyszedłeś! — zaskrzeczał Simes.

Noguchi, który mimo, że zastąpił go już Lundy, przebywał jeszcze na górze, spojrzał na swego zmiennika, po czym obaj odwrócili się do ściany. Max nie widział żadnych powodów, dla których powinien zachować swą odpowiedź dla siebie.

— Bardzo dobrze, sir. Jeśli byłby pan łaskaw, proszę przejąć ode mnie wachtę, a ja tymczasem zgłoszę się do pierwszego oficera. Mam zamiar podziękować za honor aspiranta i wrócić na swe dawne miejsce. Jones oczekiwał siarczystego przekleństwa, jednak Simes usiłował się opanować.

— Pan nie ma racji, mr. Jones. To nie fair.

— I pan zamierza mnie pouczać o tym, co fair, a co nie fair? …

— Jak mam to rozumieć?

— Prosto. Już od chwili, gdy tylko wszedłem do sterowni, zaczął mnie pan prześladować i utrudniać mi życie na wszelkie możliwe sposoby. Nie pomógł mi pan nawet najmniejszym gestem, niczego mnie pan nie nauczył, natomiast do perfekcji opanował pan sztukę szukania dziury w całym, mr. Simes. Od chwili, gdy mianowano mnie aspirantem do stopnia oficerskiego, moja sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła. Przecież osobiście przyszedł pan do mojej kabiny i powiedział, że tylko dlatego zgodził się na tę nominację, gdyż …

— Nie może pan tego dowieść!

— Bo nie muszę. A teraz mówi pan, że nie jestem godny pracować na stanowisku, na które przed chwilą mnie pan powołał? … Niepotrzebnie tylko tracę czas. Idę do rachmistrza. Może u niego znajdę jakąś stałą pracę, bo tutaj nie mam na co liczyć. Czy zechce pan w końcu przejąć wachtę, sir?

— Pan jest niesubordynowany.

— Nie, sir. Ja tylko żądam poszanowania dla własnej osoby, a co do reszty … przecież zaledwie wymieniłem fakty, które wszyscy od dawna znają. Już od pół godziny nie mogę się doprosić o zmianę wachty … Pan mi uniemożliwia porozumienie się z pierwszym oficerem, którego chcę poprosić o zmianę stanowiska pracy … statuty gildii dopuszczają tę ewentualność, sir …

— Nie pozwolę panu odejść …

— Wybór należy do mnie, nie do pana. — Wyraz twarzy Simes’a wyraźnie zdradzał, że dobrze o tym wiedział.

Przez chwilę milczał, po czym odezwał się jeszcze bardziej opanowanym głosem, niż poprzednio.

— Proszę zapomnieć wszystko, co mówiłem. Przejmuję wachtę. Niech pan się stawi w sterowni jutro, o ósmej rano.

— Bez pośpiechu, sir. Niedawno oświadczył pan, że nie jestem w stanie sprawować tak odpowiedzialnej funkcji. Nie mam zamiaru postępować wbrew pana opinii.

— Do cholery, co mam jeszcze zrobić?! Pan mnie szantażuje. Max przyznał mu w duchu rację, lecz nie powiedział tego na głos.

— Skądże znowu … Po prostu stwierdzam, że nie można jednocześnie wypowiadać dwóch sprzecznych sądów.

— W porządku. Odwołuję to, co mówiłem i oświadczam, że jest pan w stanie sprawować obowiązki szefa sterowni. W końcu w tej chwili nie dzieje się nic takiego, co wymagałoby, kwalifikacji astronauty.

— Bardzo, dobrze. Zechciałby pan wpisać tę uwagę do książki pokładowej?

— Co?

— W związku z istniejącą sytuacją należy ściśle przestrzegać przepisów. Dlatego proszę o notatkę w księdze pokładowej. Simes wrzał ze wściekłości, jednak ujął pióro i wpisał kilka zdań do odpowiedniej rubryki.

— Proszę … — podniósł księgę tak, żeby Max mógł przeczytać.

„M.Jones może pełnić obowiązki odpowiedzialnego szefa wachty, pod warunkiem, że statek nie będzie przechodził przez anomalie.

/-/ R.Simes, astronauta”.

Max zorientował się, że ta klauzula praktycznie pozbawiała go możliwości współdecydowania o losach statku, lecz Simes trzymał się litery prawa. Poza tym nie mógł ani na moment opuścić swego stanowiska. Trudno. Pocieszała go jedynie myśl, że skoro i tak wszyscy znajdowali się na tych samych — straconych — pozycjach, rozkazy Simes’a niewiele tu znaczyły.

— Znakomicie, sir.

— Niech więc pan idzie i stawi się punktualnie o ósmej.

— Tak jest, sir.

A jednak, nie mógł sobie podarować sytuacji, w której ostatnie słowo nie należałoby do niego. W tej bitwie Simes musiał zostać rozłożony na łopatki.