Выбрать главу

— Chyba lepiej będzie, jeśli dzisiaj zdecydujemy się na separację … myślę oczywiście o trzymaniu się za ręce. W ten sposób możemy zburzyć całą szachownicę.

— A zatem nie zmrużę oka ze strachu. Poza tym pomysł jest bez sensu … ten goryl i tak popsuł nam szyki, gdyż zmieniając wodę wlazł na pole.

— Nie szkodzi. Dobrze pamiętam, jak wszystko stało.

— Skoro tak, po co te obawy? Jutro odtworzymy sytuację korzystając z pańskiej pamięci. Proszę o rękę … W ciemności odnalazł jej dłoń.

— Dobranoc, Max. Kolorowych snów.

— Dobranoc.

Następnego dnia grali od wschodu do zachodu słońca. Kiedy przyszedł strażnik, nie przerwali zabawy. Centaur usiadł obok i przyglądał się im bez słowa ponad godzinę. Kiedy Ellie była zmuszona wykonać nich do tyłu, Max odezwał się niezwykle poważnym tonem.

— Pani gra znakomicie … diabelnie.

— Dziękuję za pochlebstwo.

— To nie pochlebstwo. Naprawdę tak sądzę. Niewątpliwie kobiety są równie inteligentne, jak mężczyźni, tylko na ogół nie mają okazji, by dać tego dowody … prawdopodobnie nie uważają, że jest to konieczne. Jeśli kobieta jest piękna, nie musi myśleć. Weźmy pani przykład …

— Oh! A więc jestem szpetna!

— Chwileczkę, jeszcze nie skończyłem. Spójrzmy w takim razie na Helenę trojańską. W tym przypadku …

Dopiero teraz spostrzegł, że przemawia do jej pleców. Wyciągnął rękę, jak tylko mógł najdalej i dotknął jej ramienia.

— Ellie? …

Odtrąciła dłoń.

— Proszę zachować dystans… Pan śmierdzi, niczym stary kozioł.

— Cóż … — odparł, jak tylko umiał najzimniej — … pani też nie jest lilijką. Nie myła się pani co najmniej od paru wieków …

— Wiem! — krzyknęła i zaczęła płakać — Nienawidzę siebie samej! Wyglądam obrzydliwie.

— W tym miejscu pani przesadziła … przynajmniej tak sądzę.

— Ty kłamczuchu!

Choć starała się, by jej głos drżał ze świętego oburzenia, odwróciła brudną, zapłakaną twarz i spojrzała w jego stronę.

— Przecież mydło i woda przywrócą panią do dawnej świetności.

— Żebym je chociaż miała … Ale panu także nic nie brakuje. Jak najszybciej powinien pan odwiedzić fryzjera a co do brody … rośnie dosyć bujnie … niczym dzikie chaszcze … Pociągnął ręką po policzkach.

— Nic na to nie poradzę.

— Ja także. Westchnęła.

— Niech pan znowu ustawi figury.

Trzema prostymi posunięciami zagroziła mu genialnym matem. Spojrzał na szachownicę.

— I pani należy do tych kobiet, które tak łatwo kapitulują przed głupim gadaniem niemytych facetów?

— Mr. Jones … czy pan nigdy w życiu nie spotkał niewiasty, o której mógłby powiedzieć, że jest ładna i mądra?

Ciągle jeszcze zastanawiał się nad tym problemem oraz odpowiedzią, jakiej powinien udzielić, gdy Ellie dodała.

— Nauczyłam się gry w szachy jeszcze na kolanach swego ojca, znacznie wcześniej, niż alfabetu. Byłam mistrzynią juniorów. Przy najbliższej okazji pokażę panu swój puchar.

— Naprawdę?

— Gram chętniej, niż jem. Ale i pan nie jest najgorszy … przynajmniej czyni pan postępy. Pewnego dnia będziemy się mogli zmierzyć jako równi partnerzy.

— Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet.

— Zdecydowana przesada.

Wiele czasu minęło, zanim zdołał zasnąć. Podczas gdy Eldreth już od dawna cicho pochrapywała, on ciągle jeszcze czuwał, oglądał ogromne komety i rozmyślał. Niestety, nie były to różowe myśli … Obudziło go dotknięcie jakiejś dłoni i czyjś szept.

— Max? …

— Co, do diabła … — Cicho … nie tak głośno! Nad jego uchem pochylał się Sam. Szok adrenalinowy natychmiast przegnał sen.

Zerwał się na równe nogi i popatrzył, jak przyjaciel nachyla się nad śpiącą Ellie.

— Miss Eldreth …

Ellie otwarła oczy. Otwarła też usta. Maxa ogarnęła obawa, że wkrótce krzyknie z radości, gdyż Sam nie nakazał jej milczenia, lecz były to przedwczesne obawy — dziewczyna jedynie skinęła głową. Sam ukląkł, obejrzał coś w świetle księżyca, po czym wyjął pistolet. Rozległ się suchy, nieomal bezgłośny strzał, a po chwili Ellie była już wolna — lina opadła. Sam podszedł do Maxa.

— Tylko cicho … nie chciałbym cię oparzyć …

Pistolet wystrzelił, poczuł prawie paraliżujący ucisk wokół kostki, a za moment on także był już wolny. Większa część żywego sznura zwinęła się i popełzła gdzieś w mroki.

— Jak? … — chciał zapytać, w jaki sposób ich znalazł, lecz Sam przyłożył palec do ust.

— Bez zbędnych słów … Chodźcie za mną.

Pociągnęli w krzaki. Nie zdołali ujść nawet dziesięciu metrów, gdy usłyszeli jakiś świst, po czym na ramieniu Eldreth wylądowała Chipsie.

— Tylko bez długich pieszczot … — ostrzegał Sam — Tu chodzi o wasze życie.

Po około stu metrach stanęli.

— Dalej nie możemy już iść … wkrótce ugrzęźlibyśmy gdzieś w ciemnościach. Tutaj przynajmniej jestem pewny, że jesteśmy w miarę bezpieczni. O świcie ruszymy dalej.

— Jak się tu dostałeś? Jest tak ciemno …

— Nie musiałem. Przez całe popołudnie razem z mr. Chipsem leżeliśmy niespełna dwadzieścia metrów od was.

— Ach, to tak … — Max spojrzał w niebo — Mógłbym służyć za przewodnika.

— Naprawdę? … Sporo byś nam pomógł. Te małpy w nocy śpią, jak zabite.

— Pozwól mi przejąć przewodnictwo. Pozostań przy Ellie. Gdy wyszli na skraj lasu, przystanęli, a Sam spojrzał na rozciągającą się niżej trawiastą dolinę.

— Nie powinniśmy poruszać się po otwartej przestrzeni … — szepnął — W środku lasu drzewa nie pozwolą im na użycie tych sznurów, ale na tej łące …

— A zatem wiesz już o lassach?

— Oczywiście.

— Sam … — szepnęła Ellie — … mr. Andersen — poprawiła się po chwili.

— Pst! — napomniał ciekawską dziewczyn — Wszelkie wyjaśnienia musimy odłożyć na później. Teraz tylko biec … Miss Eldrath, pani będzie naszym liderem. Ja pobiegnę razem z Maxem … Jones … orientuj się i chodu! Gotowy?

— Jeszcze minutkę …

Max odebrał Eldreth Chipsie i wsadził ją za połę bluzy. Najpierw biegli, później szli, następnie znowu biegli … gorączkowo chwytając oddech, nie marnotrawiąc sił na zadawanie zbędnych pytań i odpowiedzi, pędzili przed siebie, jeden tylko cel mając przed oczyma — aby jak najszybciej zwiększyć odległość w stosunku do osiedla centaurów.

Wysoka trawa oraz kompletne ciemności znacznie utrudniały ich wysiłki. Byli już prawie na dnie niecki, a Max zamierzał właśnie rozejrzeć się za strumieniem, gdy Sam wyszeptał rozkazującym tonem:

— Na ziemię! Padnij! …

Natychmiast położył się w trawę, dbając, aby nie zdusić Chipsie. Ellie bez zastanowienia rzuciła się obok.

— Centaury? — spytał Max, ostrożnie obracając głowę.

— Nie. Cicho!

Ku swemu wielkiemu zaskoczeniu dostrzegł Jones balonowatego stwora, sunącego około trzydzieści metrów nad doliną. Leciał w odległości niespełna stu metrów od nich, lecz zaraz zmienił kierunek i zaczął frunąć wprost w stronę zbiegów.