Выбрать главу

Powoli zniżył pułap. W tej chwili był już tuż nad ich głowami. Sam ponownie wyciągnął pistolet i ostrożnie wycelował. Z lufy wydobyła się cienka, fioletowa smuga … suchy trzask, a za moment stworzenie spadło na ziemię tak blisko, że Max czuł swąd spalonego ciała.

— Jeden szpieg mniej … — szepnął Sam, chowając broń.

— A teraz, droga dziatwo, znowu przed siebie.

Ellie spostrzegła potok w chwili, gdy wpadła w zimną wodę. Wydobyli ją ze strumienia, po czym razem zaczęli brnąć przez nurt, przystanąwszy na krótko, aby ugasić pragnienie.

— Co się stało_ z pani lewym butem? — zapytał Sam, gdy już dotarli do brzegu.

— Prąd zerwał mi go z nogi.

Sam zaczął szukać, lecz bez efektu: rozświetlana jedynie słabym światłem księżyca woda wyglądała, jak atrament.

— Trudno — stwierdził po bezowocnym grzebaniu się w strumieniu — Bez sensu dłużej tu tkwić. Musi się pani pogodzić z ranami na stopach … Aha, radziłbym zdjąć i drugi but.

Bez większych niespodzianek wkrótce dotarli do zbocza pagórka, za którym było już osiedle kolonistów i statek. Lecz tutaj Ellie rozcięła piętę_o wystający kamień. Z całej siły powstrzymywała się od płaczu i z zaciśniętymi zębami usiłowała wspinać się dalej, aż doszli na sam szczyt wzgórza.

Max chciał wejść w wąwóz … czasu było niewiele, gdyż wschodnia linia horyzontu poróżowiała — wkrótce miało wzejść słońce, a wtedy ich prześladowcy odkryją ucieczkę i wyruszą w pogoń. Już miał zamiar schodzić, gdy Sam go powstrzymał.

— Najpierw musimy się rozejrzeć … to nie jest miejsce, skąd wyruszyliście …

— Oczywiście … Powinniśmy pójść nieco na północ — przywołał z pamięci obraz tego feralnego dnia, kiedy to postanowili wybrać się na tę pechową majówkę … Zrekonstruował topografię terenu i porównał model ze zdjęciem lotniczym, które pamiętał jeszcze ze sterowni „Asgarda”.

— Statek leży za następnym wzgórzem …

— Tak też i myślałem … Leżeliśmy tam wraz z Chipsie między drzewami niemal całą wieczność … Zanim tu doszliśmy, pojaśniało i musieliśmy czekać cały dzień.

— Czy to ma jakieś znaczenie? W dolinie, gdzie wylądował statek, nigdy nie było centaurów.

— Chcesz powiedzieć, że ty nie widziałeś centaurów. W międzyczasie wiele się zmieniło … nie zapominaj, że nie było cię tu już od kilkunastu dni. Obecnie przeżywamy coś w rodzaju inwazji. Niebezpieczeństwo jest tym większe, im bliżej statku się znajdujemy, dlatego radziłbym mówić nieco ciszej. A teraz, jeśli potrafisz, prowadź nas na wzniesienie tuż naprzeciwko statku.

Max czuł się na siłach, nawet jeśli miało to oznaczać, że musi znaleźć właściwą drogę w prawie nieznanym terenie, posługując się jedynie swą fotograficzną pamięcią, która zanotowała jakąś bardzo niedoskonałą mapę o zbyt dużej skali.

Im bliżej było świtu tym większy pośpiech doradzał Sam. Obecnie szli nieomal bezgłośnie, choć Ellie utykała coraz bardziej i coraz trudniej było jej powstrzymać jęki bólu.

— Naprawdę współczuję pani … — wyszeptał Sam w chwili, gdy ranna dziewczyna musiała zeskoczyć z dużego skalnego bloku. Noga krwawiła coraz bardziej, a na białych skałach widniały czerwonobrunatne ślady — Współczuję i przykro mi z powodu pani cierpień, ale chyba lepiej, jeśli dojdzie pani do domu ranna, niż zostanie pojmana przez tych zwyrodnialców.

— Wiem — jej twarz wykrzywił grymas bólu, lecz nie wydała najmniejszego jęku. Dotychczas nie słyszeli ani słowa skargi z jej strony.

Kiedy wreszcie dotarli do niewielkiego pagórka na wprost statku, było już zupełnie widno. Max wskazał ręką pojazd, leżący w odległości niespełna pół mili.

— Chyba musimy teraz zejść na dół … — wyszeptał z ulgą.

— Nie … — sprzeciwił się przyjaciel.

— Dlaczego nie?

— Ponieważ wujaszek Sam jest zdania, że lepiej będzie skryć się w tych krzakach, wystawić plecy na żer komarom i czekać, aż zajdzie słońce. Max spojrzał na zbocze — zaledwie tysiąc metrów …

— Przecież moglibyśmy pokonać tę drogę jednym skokiem …

— Chyba zapomniałeś, mój drogi, że co cztery nogi, to nie dwie. A ja myślałem, że masz taką wspaniałą pamięć …

Szczyt porośnięty był gęstymi krzakami, ciągnącymi się wokół płaskiej platformy. Sam tak długo szukał, aż znalazł miejsce, skąd mogli obserwować dolinę. Ellie wraz z Maxem podczołgali się za nim. Rzeczywiście, wszystko widzieli jak na dłoni. Nieomal na wyciągnięcie ręki mieli przed sobą osiedle kolonistów. Statek leżał nieco dalej na lewo.

— Zechciejcie się rozgościć … — zachęcał Sam — Będziemy musieli ustalić porządek dyżurów, gdyż jedno z nas powinno czuwać, podczas gdy dwoje będzie spało. Mamy przed sobą sporo czasu i w jakiś sposób będziemy musieli go zagospodarować. Śpiąc połączymy przyjemne z pożytecznym.

Max usiłował przesunąć Chipsie nieco w bok, aby mógł się wygodnie ułożyć. Zanim jednak zdołał dotknąć miejsca, gdzie ukrył zwierzątko, zza pazuchy wyjrzała mała główka z zakrzywionym, długim dziobem.

— Dzień dobry! — powitała ich małpka uroczyście — śniadanie?

— Dzisiaj śniadania nie będzie — obwieściła Ellie — Sam, jak sądzisz, czy można ją wypuścić?

— Pod warunkiem, że zachowa spokój … Sam ciągle lustrował równinę poniżej. Max zajął się tym samym.

— Dlaczego nie możemy podejść do osiedla? — zdziwił się po chwili Jones — Przecież stamtąd jest znacznie bliżej.

— Nie mamy dokąd iść — odparł Andersen — Wioska się poddała.

— Co takiego? … Nie mógłbyś opowiedzieć czegoś więcej? Sam ciągle obserwował równinę.

— W porządku … ale musicie być cicho. Ja także będę tylko szeptał. Co chcesz wiedzieć?

— Co z wioską?

— Opuszczona. Było zbyt niebezpiecznie.

— Czy kogoś schwytali?

— Tylko na chwilę. Całe szczęście, Daigler miał pistolet i umiał sobie z nimi poradzić. Ale cała zabawa zaczęła się dopiero później. Na początku sądziliśmy, że ich jedyną broń stanowię te żywe lassa, jednak wkrótce na własnej skórze musieliśmy się przekonać, iż potrafią sprawić nieco więcej niespodzianek. Na przykład umieją powodować sztuczne zawały ziemi … Musieliśmy więc opuścić wioskę.

— Jest ktoś ranny?

— Hm … Para nowożeńców za wszelką cenę chciała się wprowadzić do nowego mieszkania. Becky Weberbaner została wdową … Ellie chciała krzyknąć, lecz Sam spojrzał na nią tak ostrym wzrokiem, że się uspokoiła. Nawet Max, zanim przystąpił do dalszych pytań, musiał przełknąć łzy.

— Nie rozumiem, dlaczego po tym, jak dostali wiadomość ode mnie …

— Jaką wiadomość?

Opowiedział, co napisał na kartce i w jaki sposób postanowił ich ostrzec, a zarazem powiadomić o losie Ellie oraz swym własnym.

Sam pokręcił przecząco głową.

— Owszem, zwierzak wrócił do domu, ale bez żadnych, listów. Już wcześniej zauważyliśmy wasze znikniecie i ruszyliśmy na poszukiwania … całe szczęście, nie zapomnieliśmy wziąć ze sobą broni.

— To w jaki sposób nas znalazłeś?

— Przecież już mówiłem … Chips mnie prowadził.

— Ciągle nic nie rozumiem — wyszeptał Max — Przecież wiedziałeś, jakie niebezpieczeństwo ci grozi, a jednak ruszyłeś na tę wyprawę samotnie. Czy nie mogłeś wziąć ze sobą jakiegoś oddziału uzbrojonych mężczyzn? Byłoby znacznie łatwiej.

— Wręcz przeciwnie … — zaprzeczył Sam — Pojedynczy człowiek miał jeszcze jakieś szansę, aby cię odnaleźć. Duża grupa nie przebiłaby się nigdy. A przecież w jakiś sposób musieliśmy cię w końcu odzyskać …