Выбрать главу

— To wbrew przepisom, kapitanie. Poza tym ten precedens nie będzie dobrym przykładem dla młodzieży … — spojrzał na Smytha i Noguchi’ego.

— Do pana więc należy zadbać o taką formę raportu, żeby wszystkim było wiadome, po co i dlaczego postanowiliśmy wnieść tu łóżko. Podpiszę wszystko, co pan przygotuje.

— Skoro pan tak sądzi, sir …

— Mam wrażenie, że nie zdołałem pana przekonać. Kto wie, może się mylę … Proszę przemyśleć tę sprawę i dać mi znać, skoro podejmie pan decyzję.

W końcu ustawiono w sterowni łóżko oraz wydano stosowne rozkazy. Max widział, że ani Kelly, ani Kovak nie korzystali z tego dobrodziejstwa, lecz bynajmniej tym się nie speszył. Gdyby nie kilka minut drzemki, na sen zostawałoby mu bardzo niewiele czasu. Wkrótce weszło w stały zwyczaj spożywanie posiłków w sterowni. Max spędzał w sterowni tak wiele czasu, że w końcu pierwszy oficer musiał nalegać, aby choć na moment pokazał się w salonie, gdyż jego absencja źle wpływała na morale pasażerów. Choć Walther nie instruował go, w jaki sposób ma się uśmiechać i sprawiać dobre wrażenie, co więcej — w ogóle o tym nie wspomniał, Max wiedział, że to należy do jego obowiązków — przynajmniej tyle mógł wyczytać między słowami oficera. Oczywiście, nie miał zbyt wiele okazji, by spotkać się z Eldreth. Podczas pierwszego posiłku spostrzegł, że jest miła, lecz stara się zachować dystans. Na początku myślał, iż to tylko respekt, należny jego nowej godności. Później przyszła obawa, że Ellie jest chora. Przypomniał sobie, w jakim stanie przybyła na pokład — musiano nawet użyć noszy. Postanowił więc o stan jej zdrowia zapytać lekarza, oczywiście w ścisłej tajemnicy.

Właśnie podano kawę. Powoli zaczął bębnić palcami po stole, gdyż wzywały go obowiązki. Dopiero po chwili wspomniał niewypowiedzianą wprawdzie, lecz gorącą prośbę Walthera. Cóż — i tym razem straszył wszystkich miną ponuraka. Rozejrzał się więc po sali i mruknął pod nosem, jednak tak głośno, aby wszędzie go słyszano.

— Co tu tak cicho? Niczym w prosektorium … Czy nikt nie umie tańczyć? Dumont!…

— Tak jest, kapitanie!

— Proszę nastawić jakąś muzykę. Mrs. Mendoza … mogę panią prosić? …

Mrs. Mendoza chichocząc przyjęła zaproszenie. Choć, jak na Argentynkę, nie miała żadnego poczucia rytmu, szczęśliwie udało mu się zrobić kilka kroków bez większych potknięć.

Odprowadził ją do stołu, podziękował i zgodnie z przywilejem starszeństwa poprosił mrs. Daigler. Włosy Maggie były jeszcze ciągle krótkie, lecz błyszczały, niczym stare złoto.

— Już dawno pana nie widzieliśmy, kapitanie.

— Musiałem dużo pracować. Brakuje nam ludzi, zwłaszcza fachowców.

— Tak też myślałam… Kiedy to się wreszcie skończy?

— Pyta pani o tranzycję? Sam manewr trwa ułamek sekundy, ale przedtem musimy przeprowadzić nieskończenie długie obliczenia.

— Czy naprawdę mamy szansę na powrót do domu?

Miał nadzieję, że jego uśmiech budził wystarczająco dużo wiary w lepszą przyszłość i wyzwalał zaufanie w jego kwalifikacje.

— Niewątpliwie.

Westchnęła ciężko.

— Wreszcie usłyszałam cokolwiek od człowieka kompetentnego. Dziękuję. Czuję się znacznie lepiej. Odprowadził ją na miejsce.

Rozejrzał się — pozostała jeszcze Ellie. Dziewczyna siedziała na swym krześle sztywno wyprostowana. Podszedł ku niej.

— Nogi już nie bolą?

— Dawno o tym zapomniałam. Dziękuję za troskę, sir.

— Czy mogę liczyć na jeden taniec? Otwarła szeroko oczy.

— Mam sądzić, że kapitan zechce mi poświęcić nieco czasu? Schylił się w jej stronę tak, aby nikt nie mógł ich słyszeć.

— Jeszcze jeden taki dowcip, a wrzucę panią do przerębli. Zachichotała i zmarszczyła gniewnie nosek.

— Tak jest, sir, tak jest!

Dłuższy czas tańczyli, nie rozmawiając. W jej bliskości czuł się znakomicie i zaczął rozmyślać, czemu wcześniej nie zaprosił jej do zabawy. W końcu Ellie przerwała milczenie.

— Max … Czy mam rozumieć, że pogodził się pan ze stratą pola 3 D?

— Absolutnie wykluczone. Ale będziemy mogli dokończyć tę rozgrywkę dopiero wtedy, gdy przeprowadzę tranzycję … oczywiście, o ile zechce mi pani podarować dwa statki.

— Przykro mi, że się narzucam, ale chciałabym, żeby przywitał się pan z Chipsie. Dzisiaj rano pytała już o Maxa.

— Mi także przykro. Nawet miałem już zamiar, aby zaprosić ją do sterowni, ale później pomyślałem, że mogłaby zepsuć całą naszą pracę. Znowu musielibyśmy ślęczeć miesiąc nad papierami.

— Niech więc pan idzie do mnie.

— Wszędzie, tylko nie do pani kabiny.

— Niech pan nie będzie taki żałosny … l tak nie mam zbyt dobrej reputacji, abym mogła cokolwiek stracić, zaś pan, jako kapitan, ma prawo czynić wszystko wedle własnego uznania.

— W ten sposób od razu widzę, że nigdy nie była pani kapitanem. Proszę tylko popatrzeć, jak się nam przyglądają … — oczami wskazał na mrą. Montefiore — Najlepiej będzie, jeśli przyniesie pani Chipsie tutaj. I proszę już dłużej się nie sprzeczać.

— Tak jest!

Połechtał Chipsie w podbródek, nakarmił kilkoma kostkami cukru, po czym zapewnił, że jest najpiękniejszym skrzyżowaniem pająka i małpiszona, jaki kiedykolwiek istniał w tej części Wszechświata. Kiedy wychodził z salonu, czuł się niezwykle podniesiony na duchu. Gdy zobaczył, że mr. Walther znika za drzwiami swej kabiny, podszedł natychmiast i zastukał.

— Walther? … Pracuje pan?…

— Ależ nie. Proszę wejść, kapitanie.

Max odczekał, aż pierwszy oficer dopełni obrządku z kawą i nie czyniąc żadnych wstępów od razu wystąpił z tym, co mu leżało na sercu.

— Mr. Walther … przychodzę do pana ze sprawą osobistą.

— Czy mógłbym coś zrobić dla pana, sir?

— Sądzę, że nie. Ale pan ma większe doświadczenie, niż ja. W każdym razie chciałbym o tym opowiedzieć.

— Skoro takie jest życzenie kapitana …

— Proszę mnie dobrze zrozumieć … Nie przyszedłem tu jako kapitan, lecz jako Max.

Walther roześmiał się.

— Dobrze, ale proszę nie oczekiwać, że zacznę się do pana zwracać w inny sposób. Boję się nabrać złych przyzwyczajeń.

— O’kay, o’kay …

Max miał zamiar wyspowiadać się ze sfałszowanej książeczki pracy. Nie miał pojęcia, czy doktor Hendrix poinformował pierwszego oficera, czy zatrzymał tę wiadomość dla siebie i wraz z tajemnicą umarł.

— Chciałbym panu opowiedzieć, w jaki sposób trafiłem na ten statek … — rozpoczął, choć nie przyszło mu to zbyt łatwo, gdyż sytuacja kapitana tłumaczącego się przed oficerem i to w dodatku z takiego przewinienia była doprawdy okolicznością niezwykłą. Walther słuchał z poważną miną, a Max opowiadał. Wyjawił mu wszystkie szczegóły, nie ukrywając nawet udziału Sama, gdyż w tej chwili nie mogło mu to ani pomóc, ani zaszkodzić.

— Już od kilku dni czekałem na tę spowiedź, kapitanie … — odezwał się po dłuższym momencie milczenia, które zapadło, gdy Jones skończył swą opowieść.

— … ale postanowiliśmy przejść nad tą sprawą do porządku dziennego. Tego rodzaju kwestii nie należy roztrząsać na statku.

— To właśnie mnie niepokoi. Jestem ciekaw, co się stanie po naszym powrocie … o ile powrócimy.

— O ile powrócimy … — powtórzył Walther — Czego pan ode mnie oczekuje, sir? Rady, pomocy? …