— Trzymać się mocno! — krzyknął i nacisnął guzik. Rozejrzał się, lecz nikogo nie dostrzegł.
— Co to za maszyna! — wrzasnął radośnie Kelly — Znowu na starych śmieciach!
Max spojrzał w górę … Istotnie nad nimi ponownie błyszczały dobrze znane gwiazdozbiory Nu Pegasi i Halycona.
Pięć minut później zasiadł wraz z szefem do zimnej kawy oraz resztek bułeczek. Tymczasem Noguchi i Smyth zajęli się procedurami końcowymi. Kovak wraz z Lundym, którzy pełnili pierwszą wachtę, zeszli na dół, aby przed służbą zdążyć jeszcze nieco odpocząć. Max ponownie spojrzał na kopułę.
— A więc naprawdę dokonaliśmy tej sztuki … Nigdy bym w to nie uwierzył.
— Naprawdę? Przecież nikt nie miał najmniejszych wątpliwości.
— Hm … Cieszę się, że nie może pan wiedzieć, jak drżały mi łydki. Kelly nie podjął tematu.
— Czy pan sobie zdaje sprawę z faktu, że pański głos niezwykle przypomina barwę głosu doktora Hendrixa … zwłaszcza przy podawaniu danych … Max obrzucił go krótkim, ostrym spojrzeniem.
— Skąd pan wie? … To było w tym strasznym momencie … tuż przed decydującą chwilą …
— Wiem — odparł Kelly, nie siląc się na bliższe wyjaśnienia.
— Oczywiście, to tylko takie wrażenie … bardzo subiektywne u-czucie … w duchy nie wierzę, ale zdawało mi się, że ktoś za mną stoi. Tak samo, jak kiedyś stał Hendrix, gdy kontrolował to, co robiłem. Szef skinął głową.
— To ja stałem. Mam nadzieje, że mi pan wybaczy.
— Co proszę? …
Kelly nie odpowiedział, lecz zajął się ustaleniem pozycji statku i porównaniem wyników pomiarów z mapami nieba. Na stole rozłożono standardowe, ciemnobłękitne płachty papieru — zdarzyło się to po raz pierwszy, gdy wszyscy uznali „Asgard” za stracony.
Kiedy szef skończył swą pracę, Max uświadomił sobie, że czeka go jeszcze trud ustalenia trajektorii lotu.
— Jestem zdania … — odezwał się po chwili — … że powinniśmy trzymać się kursu na Nu Pegasi. Kelly był wyraźnie zdziwiony.
— Na Nu Pegasi?
— Przecież nie możemy lecieć na Halycon. Przy tej odległości … Co pan sądzi?
— Nic, kapitanie.
— Bez żartów. Niechże pan mówi.
— Myślałem, że wylądujemy na Terree Novae, ale skoro kapitan postanowił inaczej…
Max pobębnił palcami w stół. Nigdy nie przyszłoby mu na myśl, że po tym, gdy dokonał niemożliwego, ktokolwiek mógłby oczekiwać czegoś innego niż tylko wylądowanie na najbliższej planecie.
— Pan sądził, że poprowadzę statek na Nową Ziemię? … Bez tabel i jakiejkolwiek pomocy …
— Jestem od tego daleki, kapitanie. To było tylko takie podświadome życzenie … Max wyprostował się.
— Proszę powiedzieć Kovakowi, aby trzymał dotychczasowy kurs. Acha … niech pan poprosi Walthera do mojej kabiny.
— Tak jest, sir. Pierwszego oficera spotkał jeszcze na korytarzu.
— Hallo, Walther! Proszę ze mną. Weszli do środka. Max zdjął czapkę i rzucił ją na stół.
— A jednak aię kręci! … Dokonaliśmy tego!
— Tak jest, kapitanie. Obserwowałem wszystko przez bulaj w salonie.
— Nie wygląda pan na zaskoczonego.
— A powinienem? Max rzucił się na fotel.
— Powinien pan, powinien …
— W porządku. Jestem więc zaskoczony i zdumiony. Max spojrzał nań bez przekonania, po czym zrobił ponurą minę.
— Może pan chociaż wie, gdzie powinniśmy lecieć?
— Kapitan jeszcze nie zechciał zdradzić mi tej tajemnicy.
— Do diabła z tymi szaradami, przecież pan wie, o co mi chodzi! Celem naszej podróży jest Terra Nova, ale po drodze leży Halycon. Dokąd pan zamierzał lecieć, zanim jeszcze mianowano mnie kapitanem. O czym pan wtedy myślał?
— Wtedy myślałem tylko o jednym: w jaki sposób i skąd zdobyć dla „Asgarda” nowego dowódcę — odparł spokojnie Walther.
— To jeszcze nie odpowiedź. Czy pan nie rozumie, że w tej chwili toczy się gra o dobro pasażerów? Oczywiście, zgodziłem się ponieść ryzyko tranzycji, nie miałem żadnego wyboru. Ale w tej chwili mogę wybierać … Czy zatem nie powinniśmy poinformować ich o sytuacji i zdać się na ich wybór? Walther pokręcił głową.
— Nie ma zwyczaju, aby pytać pasażerów … w każdym razie nie praktykuje się tego na statku, który jest w podróży. To nie fair. Max zerwał się i zaczął przemierzać kabinę długimi, nerwowymi krokami.
— Fair, nie fair … ciągle ta sama śpiewka. Przecież jest pan pierwszym oficerem! Niech pan zadecyduje? Walther stał nieporuszony, choć Max krzyczał mu prosto w twarz.
— Decyzja nie należy do mnie, sir. Po to został pan kapitanem, aby decydować.
Max stał przez moment w milczeniu. Zamknął oczy.
Gdzieś z dna pamięci, z pokładów podświadomości, których sam nie mógł do końca przejrzeć, wypłynęły długie, równe kolumny cyfr … Podszedł do telefonu i połączył się ze sterownią.
— Mówi kapitan. Czy jest u was Kelly? Tak? …
Witam szefie. Bierzemy kurs na Nową Ziemię. Proszę wszystko przygotować. Za chwilę się zjawię.
22
O tej porze roku Max najbardziej lubił wczesny zmierzch. Leżał na niewielkim wzniesieniu, na zachód od stodoły. Głowę wsparł o rękę w ten sposób, aby móc spoglądać na północny zachód. Wpatrując się w pierścień tunelu z niecierpliwością oczekiwał chwili, gdy z ciemnego otworu wynurzy się „Tomahawk” i srebrzystą nitką przemknie przez dolinę.
Nie miał nic do roboty — ze spokojnym sumieniem wylegiwał się na świeżej trawie, kontemplując wspaniały zachód słońca.
Panowała głęboka cisza, przerywana niekiedy stukotem skrzydeł ptaków, Wtem z ciemnej otchłani wypadła srebrna strzała, przecięła dolinę i znikła po przeciwnej stronie.
— O, boy … — wyszeptał z podziwem — Wprost niewiarygodne … Nie musiał się spieszyć.
Wyciągnął z kieszeni list i po raz nie wiadomo który przeczytał ostatnie zdania:
„… Sądzę, że ojciec bardzo się ucieszył, widząc mnie znowu w domu. Choć z pozoru ma stalowy charakter, w istocie szybko się rozczula. Jestem taka szczęśliwa … wyszłam za mąż. Putzie jest świetnym mężem … taki troskliwy i wzruszająco miły … Oh, Max … Jeśli kiedyś wyląduje pan na Hesperze, musi nas pan koniecznie odwiedzić.
PS. Mr. Chips wspomina pana z tkliwością. Ja także …”
Czyż to nie miła dziewczyna z tej Ellie? … Nawet jeśli poszła swą własną drogą, była taka kochana. Ciekawe, co z Putzie’m? Gdyby zostali na Caritas …
Nieważne. Astronauci nie powinni się żenić.
Zaczął podrzucać złotą odznakę z wyobrażeniem wschodzącego Słońca. Co to za głupia decyzja … dlaczego nie mógł pozostać na „Asgardzie”? Oczywiście, w jakiś sposób można by ją uzasadnić: skoro już raz był tam kapitanem, nie powinien pracować jako zwykły astronauta.
Ostatecznie stanowisko pomocnika astronauty na „Elizabeth Regina” to też całkiem niezła posada.
Niewiele sobie robił z grzywny, którą obarczyła go Rada Gildii oraz z nagany, wpisanej w akta. W końcu miał przecież to, czego najbardziej chciał: mógł latać. Poza tym nikt nie mógł mu odebrać zasługi odkrycia Skupiska Hendrixa.