Choć nie przeczył słuszności kary — postąpił wbrew prawu i musiał ponieść konsekwencje — mimo to nie sądził, aby ostatnie słowo w tej sprawie należało do orzeczenia sądu; wszystkie przepisy powinny dawać bodaj cień szansy tym, którzy bez niej nie mogą sobie poradzić. Trochę później, gdy wzrośnie już w lata i doświadczenie, z pewnością uczyni coś w tej kwestii.
Jeśli nie chciał wydać fortuny na taksówkę musiał wracać. Podniósł się i ruszył w stronę domu.
Kierowca stał obok pojazdu — oglądał ogromny plac budowy, jaki wyrósł tuż przed gankiem.
Pola, które tak niedawno jeszcze uprawiał, znikły gdzieś w sieci wykopów. Tylko dom stał na swoim miejscu. Nad drzwiami wisiał drewniany anioł, lecz jakiś łobuz wybił wszystkie szyby.
Nie miał pojęcia, gdzie mogła się podziać Maw ze swym gachem. W archiwum powiedziano mu, że opuścili Clyde’e Corner, lecz dokąd poszli, nikt nie wiedział.
Kierowca zauważył swego pasażera. Sądził, że tak, jak on, Max również podziwia plac budowy.
— Imponujące, prawda? … A co z nami? Chce pan teraz jechać, sir?
Max rzucił ostatnie, pożegnalne spojrzenie.
— Tak. Tutaj już nikt nie mieszka. Wtłoczył się na ciasne siedzenie.
— Dokąd mam jechać?
Max dopiero teraz zaczął się zastanawiać. Pieniędzy miał niewiele, ale następny rejs powinien podreperować pustą sakiewkę.
— Proszę mnie zawieźć na stację kolejową. Chciałbym zdążyć na „Javelin”.
Gdyby dostał bilet na ten ekspres, jeszcze przed świtem zawinąłby do Portu Ziemia.