Rozdział 3
Na skraju lasu znajdowało się miasteczko. Jego mieszkańcy byli szczęśliwi, wie pan, o co chodzi, jak we wszystkich bajkach, zanim wszystko się popsuje. Ludzie łażą po ulicach, śpiewają, idą na targ, jedzą obiad w rodzinnym gronie.
No i pewnego dnia z lasu wyszły dwa wielkie niedźwiedzie, stanęły pod miastem ze spuszczonymi łbami i wydawało się, że coś do siebie szepczą.
Z początku nikt nie zwracał na nie uwagi. Potem jednak ludzie przerywali swoje zajęcia i usiłowali podsłuchać, co mówią niedźwiedzie. Ale nie mogli. W nocy niedźwiedzie wróciły do lasu. Pewna kobieta oznajmiła, że wie, o czym rozmawiały, że naśmiewały się z mieszkańców miasteczka. I wtedy każdy zaczął dostrzegać, że wszyscy pozostali dziwacznie chodzą, śmiesznie mówią i głupkowato wyglądają; skończyło się na wzajemnym wyśmiewaniu, no i wszyscy oszaleli.
Dobra, no więc następnego dnia niedźwiedzie znów wyszły z lasu i zaczęły szeptać. Bla, bla, bla, wie pan, o co chodzi. Po czym wróciły do lasu. A pewien stary człowiek oznajmił, że wie, o czym mówiły. Plotkowały. Wyjawiały sekrety mieszkańców. Tej nocy ludzie w miasteczku wrócili do domów, pozamykali wszystkie okna i drzwi i wstydzili się wyjść na rynek, pójść do restauracji czy kawiarni, jak czynili to do tej pory.
No a trzeciego dnia niedźwiedzie znów wyszły z lasu ze zwieszonymi głowami. W końcu jakiś mężczyzna krzyknął: „Wiem, co one robią! Zamierzają zaatakować wioskę! Uciekajmy!”. I ludzie spakowali się i uciekli. Rozeszli się na cztery strony świata, a ich miasteczko opustoszało.
Tate czytał mi to tylko raz, ale wciąż pamiętam ostatnie zdania. Brzmiały one tak: „A czy wiecie, o czym naprawdę szeptały niedźwiedzie? No cóż, o niczym. Nie domyśliliście się? Przecież niedźwiedzie nie umieją mówić”.
– Ta opowieść cię przygnębiła? – spytał doktor.
– Tak.
– Dlaczego?
– Nie wiem. Może dlatego, że wszyscy wynieśli się z tego miłego miasteczka i zmarnowali sobie życie bez powodu.
– Co się stało, gdy twój ojciec skończył czytać?
Megan zawahała się.
– To wszystko. – Wzruszyła ramionami. – Bett przyjechała i zabrała mnie do domu.
– Dlaczego to wywarło na tobie takie wrażenie? Jeśli chcesz wiedzieć, co o tym myślę, to nie uważam tego za najwybitniejszą baśń na świecie.
– Nie wiem. Myślę, że byłam wściekła, bo tak naprawdę to nie była bajka dla dzieci. – Bawiła się guzikiem bluzki.
– Nie idzie ci łatwo, Megan?
– Chyba nie.
– Łatwiej by ci było spisywać uczucia? Wielu moich pacjentów tak robi. Tam jest papier. – Sięgnęła po kilka kartek i położyła je na broszurze, którą jej podsunął jako podkładkę. Niechętnie wzięła do ręki pióro.
Wpatrywała się w kartkę.
– Nie wiem, co powiedzieć.
– Powiedz, jak się czujesz.
– Nie wiem, jak się czuję.
– Ależ wiesz. Pomyśl o Amy. Co czułaś, kiedy odbiła ci chłopaka? Co wtedy czułaś?
Zamrugała oczami.
– Spróbuj, Megan. Wyobraź sobie najgorsze możliwe uczucia, a potem zejdź głębiej. Nienawidziłaś jej, prawda?
Megan rozłożyła ręce i dotknęła paciorków na poduszce.
– Mówiłam już. To nie było nic wielkiego.
– Przestań tłumić to w sobie. Wściekłaś się?
Niechętnie skinęła głową.
– Opowiedz mi o tym.
– Tak, wściekłam się! – Usta jej drżały, z trudem łapała oddech. Zatrzęsła się ze złości.
– Co chciałaś zrobić?
– Ja…
– Nie przerywaj.
– Chciałam wrzeszczeć. Nie chciałam jej już nigdy widzieć.
– Co pragnęłaś jej powiedzieć?
– Chciałam wrzasnąć: Ty suko! Jak mogłaś mi to zrobić?
– Świetnie. Zapisz to.
Spojrzała na kartkę. Papier wpatrywał się w nią niczym wielkie zachmurzone okno. Jeśli tam wejdzie, może już nigdy nie wrócić.
– Powiedz jej to – szepnął doktor Peters, nachylając się.
Megan nie ruszała się przez dłuższą chwilę. Słyszała oddech doktora i swój własny. A potem nagle słowa zaczęły płynąć, cały jej gniew na widok Amy flirtującej ze Steviem; przypomniała sobie, jak przestała do niej dzwonić, gdy zobaczyła ich razem na meczu zeszłej jesieni…
Drżącą ręką podała mu zapisaną kartkę i poczerwieniała z zadowolenia na widok jego promiennej twarzy.
– Świetnie, Megan. Doskonale. Znakomicie. – Po czym znienacka wskazał znów na papier. – A teraz rodzice. Każde z osobna. Najpierw matka. Zejdź jak najgłębiej – szepnął.
– Nic mi nie przychodzi do głowy!
– Wybierz coś konkretnego. Dlaczego tak się na nią gniewasz?
Zacisnęła pięść.
– Dlatego że…
– Dlaczego?
– Nie wiem. Bo ona jest… Ona włóczy się z tymi wszystkimi facetami. Jakby myślała, że potrafi ich zauroczyć.
– No i co? Dlaczego cię to denerwuje?
– Nie wiem!
– A ja myślę, że wiesz – odparł.
– Ona jest po prostu kobietą interesu, a bawi się w ten szajs. Nie jest królewną z bajki, choć bardzo by chciała.
– Udaje niezwykłą? Dlaczego, jak sądzisz?
– Żeby być szczęśliwą. Chce na zawsze pozostać piękna i młoda. Wydaje jej się, że ten dupek Brad uczyni ją szczęśliwą. Ale tak nie będzie.
– Jest zachłanna? To chcesz powiedzieć?
– Tak! – krzyknęła Megan. – O to właśnie chodzi! Ja nic jej nie obchodzę. Miała do mnie zadzwonić w niedzielę, ale pojechała do Brada…
– Swojego chłopaka?
– Tak. Pojechała tam i nie zadzwoniła. To Bobby przyszedł w poniedziałek wieczorem do szpitala, wtedy gdy zabrali mnie z wieży. To on kazał policji wezwać Bett. Tak samo się działo, gdy byłam dzieckiem. Zawsze zostawiała mnie samą.
– Zupełnie samą?
– Nie, z kimś. Najczęściej z wujkiem.
– Wujkiem?
– Mężem cioci Susan. Ona przez większość życia chorowała. Bett spędzała mnóstwo czasu u niej w szpitalu, jak byłam mała. A wujek Harris opiekował się mną. Był całkiem miły, ale…
– Ale tęskniłaś za matką?
– Chciałam, żeby była ze mną. Mówiła, że to tylko na jakiś czas, bo ciocia Susan jest naprawdę chora. To znaczy, że niedługo umrze. Mówiła, że były sobie bardzo bliskie, tak bliskie, jak to tylko możliwe. Są bliźniaczkami. – Megan otarła łzy. – Ale ja ciągle zastanawiałam się, dlaczego miała tyle uczuć dla niej? Pragnęłam, żeby była tak blisko ze mną.
– Czy on cię kiedykolwiek dotknął? – zapytał łagodnie doktor. – Twój wujek?
– Nie. Był naprawdę miły. To wszystko przez to, że chciałam, by to moja mama albo tata byli przy mnie, bawili się ze mną, czytali mi książki. Czułam się taka samotna.
– Ale nie pozwalałaś sobie na gniew. Dlaczego?
– Bo mama robiła coś dobrego. Moja ciocia jest świetną kobietą. Kocham ją, a ona naprawdę jest bardzo chora, powinna mieć przeszczep serca, ale nie przeżyłaby operacji.
– Co jeszcze?
– Chciałam, żeby mama była ze mną, ale czułam się winna.
– Dlaczego?
– Ciocia bardziej jej potrzebowała. Wiesz, wujek Harris popełnił samobójstwo.
– Naprawdę?
– Było mi żal cioci, ale… – Stłumiła szloch.
– Ale co? Mów dalej, Megan, idzie ci świetnie. Powiedz to.
– Ja prawie… prawie się z tego ucieszyłam. To znaczy, nie tak naprawdę… Ale pomyślałam, że może mama będzie teraz spędzać ze mną więcej czasu. – Megan płakała. – Było mi żal cioci, ale bardzo potrzebowałam matki. – Oblała się rumieńcem.
– Miałaś wtedy trzy lata? I pamiętasz, że właśnie tak się czułaś?